Więcej o
prl
Tytułowy kapitan Holicz jest przedwojennym policjantem, który płynnie przeszedł do służby w socjalistycznej Polsce. Ma żonę, w której towarzystwie znajduje prawdziwy odpoczynek, ale jeśli praca wzywa, to nie waha się zostawić małżonki samej w np. w kinie czy czekającej ze stygnącą kolacją. Dużo pali, raczej nie pije. Uwielbia samotnie spacerować po mieście, gdzie z upodobaniem (i fotograficzną pamięcią) kolekcjonuje detale architektoniczne.
Skrzypce Stradivariusa
Niejaki Konieczny zgłasza kradzież skrzypiec, podobno z pracowni Stradivariusa, w których posiadanie wszedł dość nieetycznie[1]. Milicja zaczyna iść tropem - muzyk kupuje je w antykwariacie, ale ktoś podmienia mu futerał w zatłoczonym tramwaju. Holicz przypadkiem widzi plakat z informacją, że kwartet skrzypcowy jedzie do Berlina, organizuje więc przeszukanie w pociągu tuż przed granicą, bezskutecznie. Ostatecznie śledztwo wiedzie na prom, gdzie skrzypce lądują na dnie morza i nie wiadomo, czy rzeczywiście były zabytkowe.
Się czyta: fascynujący artykuł o międzynarodowym kongresie astronautów (Holicz).
Się pali: “Giewonty”, no chyba że się nie pali:
Po chwili wyprostował się, sięgnął po papierośnicę i otwartą podał Koniecznemu.
Gospodarz podziękował: — Nie palę. Szkoda zdrowia.
Kapitan stuknął papierosem o blat stołu.
— I nigdy pan nie palił?
— Nie, nigdy. Oszczędzam na kamienicę.
Się je: w jarskiej restauracji, łososia w luksusowej restauracji, popijając “czystą” (głowa potem nie boli).
[1]
— Ależ tak, nabyłem je podczas okupacji od pewnego niezwykle zamożnego muzyka. Był Żydem i wie pan, jak to w getcie... Musiał sprzedać.
(...) — Zwłaszcza że źródło kupna też było niezbyt legalne — w trącił znów Holicz.
Konieczny potwierdził:
— Tak to prawda. Skrzypce zabrało gestapo jakiemuś żydowskiemu muzykowi w getcie i sprzedało za bezcen. Teraz Modrak obiecał je spieniężyć. Oczywiście za granicą — dodał ciszej tonem wyjaśnienia. (...)
Pańskie brudne okupacyjne geszefty objęła, niestety, amnestia.
Dwaj panowie L.
W licznych oddziałach PKO mają miejsce napady, zrealizowane z wykorzystaniem modus operandi znanego przed wojną kasiarza, Lolka Metsuły, zwanego Hrabią. Wtedy nie udało się przestępcy skazać, bo zawsze miał doskonałe alibi, a po wojnie poszła plotka, że Hrabia nie żyje. Holicz oczywiście w to nie wierzy, wysyła pocztą kurierską listy przez Medykę do Lwowa, bezpośrednie do Pragi, Ankary i Casablanki, a przez prywatnych znajomych (bo milicja nie utrzymywała łączności z departamentem kryminalnym) do Północnej Afryki. Kapitan kontynuje też śledztwo lokalnie, krążąc po miejscach, gdzie przed wojną bywał Metsuła, chociaż zniszczenia w stolicy mu życia nie ułatwiają. Rozwiązanie zagadki łatwo wykoncypować z tytułu opowiadania.
Się czyta: sierżant Kropidło wgłębia się w “Przygody Sherlocka Holmesa”.
Się pali: np. “Wawele”, nawet jeśli szef prosi, żeby nie palić. A pali się, bo zawód oficera śledczego niemal zawsze wyrabia w człowieku nałóg palenia. — Nikotyna niszczy zdrowie, lecz ułatwia pracę i koi nerwy — mawiają funkcjonariusze milicji, dla których spokój i opanowanie często stanowi o sukcesie.
Się pobiera odciski palców: metodą na szklankę.
Się pije: czystą eksportową pod zakąski, wino pod słodycze, mocną herbatę gruzińską.
Się chodzi do lokali:
„Krokodyl" jest lokalem wysokiej kategorii. Kelnerzy chodzą tu we frakach i odznaczają się szczególną umiejętnością obliczania rachunków. Przy drzwiach stoi tęgi cerber w liberii, przyjmuje napiwki, woła taksówkarzy i odpędza w mrok staromiejskiego rynku gości zbyt mocno „podgazowanych". Na niektórych stolikach płoną świece. W karcie dań, u dołu, obok podpisu kalkulatora, widnieje uwaga: „za świeczkę dopłata 9,- zł“.
Tajemnica czerwonego ołówka
Najkrótsza historia, kilkanaście stron. W okolicach Łodzi pozornie nie związani ze sobą ludzie nagle zaczynają szastać pieniędzmi - kupują domy, piją nie na kredyt, naprawiają zepsute samochody, a “dzieciska dostały nowe kiecki”. Dopiero 5 lat później, dzięki współpracy kap. Holicza, udaje się szajkę złapać, zaczynając od woźnego, który był zatrudniony w obu okradzionych bankach. Jednym ze śladów było użycie stempla z rzadko stosowanym krojem czcionki — marachamitelem(?!) czternastopunktowym.
Pieniądz jest okrągły - w tej historii wyjaśnia się sens tytułu całego zbiorku: Na wystawach sklepów jubilerskich wabią oczy rozmaite naszyjniki: ze srebra i ze złota, z pereł i z bursztynu. Naszyjnik kapitana Holicza jest całkowicie inny. Niby najcenniejsze kamienie nizał kapitan wątki, fakty i fakciki, adresy, nazwiska i kryptonimy.
Skarb Państwa jest okradany przez wieloosobową, międzynarodową szajkę przestępczą, która wywozi z Polski walutę, a przywozi na sprzedaż np. zegarki marki „Schaffhausen“ czy „Delbana“ (“dodatkowe straty wynikłe z dezorganizacji rynku były całkowicie niewymierne“). W celu wykrycia całej siatki, milicja rozpoczyna trwającą ponad dwa lata szeroko zakrojoną akcję wywiadowczą, dokładając jednemu z przestępców tzw. “ogon”, chorążego, który będzie pilnował delikwenta przez kilkanaście miesięcy. Nawet kapitan
Holicz pracuje incognito, ”podczas swoich nocnych eskapad tańczył z niezliczoną ilością kobiet i przepijał do wielu mężczyzn, gdy tylko istniało źdźbło podejrzenia, że mogą mieć coś wspólnego z interesującą go sprawą”, ale nie czerpie z tego radości! Wreszcie we współpracy ze wschodnioniemiecką Volkspolizei wszyscy zostają aresztowani, bo każdy przestępca jest w którymś momencie nieostrożny, a aparat wie wszystko.
Folklor lokalny: kolejarz mieszka w Poznaniu przy Żupańskiego 13.
Się czyta: powieść Remarqua o doktorze Rawiku (cywilnie ubrany pracownik MO).
Się pali: “Wczasowe” (chorąży Dawski, dwie paczki dziennie).
Się pije: okocimskie piwo.
Gorzkie migdały
Joanna Hortek, najlepsza aktorka sceny, osoba zarówno atrakcyjna, jak i inteligentna, grała główną rolę w nowej sztuce. W dniu premiery niestety nie pojawiła się w teatrze, zaniepokojony inspicjent pojechał do wynajmowanego przez nią mieszkania (“kredą nakreślone literki K + M + B pozwalały przypuszczać, że właścicielka jest osobą wierzącą”), gdzie znalazł na podłodze zwłoki aktorki. Śledztwo skierowało się kierunku pewnego dziennikarza, który nie dość, że był sprawcą wczesnej ciąży aktorki, właśnie ją zostawił, to jeszcze jego rodzina miałą zakład galwanoplastyczny, w którym można się było zaopatrzyć w sporą ilość cyjankali. Finalnie to nie on okazuje się być mordercą, ale… Teraz, gdy śmierć artystki została definitywnie wyjaśniona, może to chyba przyznać... Jako przedstawiciel prawa nie mam do niego żadnych
pretensji. Jako człowiek potępiam go i uważam za moralnego sprawcę śmierci Joanny Hortek. Jest pan wolny (...).
Się pije: dobry francuski likier „Triple Sec Cointreau".
Się pali: oczywiście “Wawele”.
Za mundurem panny sznurem: ”Z wysepki na przystanku dziewczyna w białym kostiumie
przesłała mu zachęcający uśmiech. [Funkcjonariusz] Zlustrował ją trochę bezwstydnym spojrzeniem”.
Inne z tego cyklu.
#113
Napisane przez Zuzanka w dniu Monday October 4, 2021
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2021, klub-srebrnego-klucza, kryminal, panowie, prl
- Skomentuj
Upalny początek czerwca. Ewa Karska, studentka II roku Wydziału Malarstwa ASP w Krakowie, zaliczyła rok doskonale, brakuje jej tylko wpisu od profesora Janoty, żeby oddać indeks i ruszyć z przyjaciółmi w góry. Udaje się więc do domu profesora, gdzie niestety jest świadkiem jego kłótni z Arturem, studentem i podopiecznym Janoty, a do tego strasznym palantem i bucem. Tuż przed wyjazdem orientuje się, że podczas szamotaniny z Arturem (palant i buc, wspominałam) upadła jej torba w pracowni profesora i prawdopodobnie zgubiła tam dowód osobisty. Na miejscu znajduje znowu Artura, który nie waha się wejść przez okno, tyle że oprócz dowodu Ewy para znajduje też zwłoki profesora. Sprawę prowadzą kapitan Derko i podporucznik Zieja, przy czym niebagatelną rolę odgrywa tutaj babcia Ziei, pani Karolina, z którą wnuk nieregulaminowo dzieli się detalami śledztwa. Obrotna starsza pani w przerwach od szydełkowych “dziergotek” (brr, obrzydliwe słowo) udaje członkinię komitetu rodzicielskiego u sąsiadów zamordowanego, agituje w imieniu Koła Kynologicznego, odpytując przy okazji pół dzielnicy o różne podejrzane aktywności, wreszcie przygarnia do siebie Ewę ewidentnie w celu połączenia ją w związek z wnukiem (happy end!). W trakcie śledztwa pojawia się kilka wątków - handel psychotropami ze szczególnym uwzględnieniem presji, jaka ciąży na studentach ASP, którym wmawia się, że będą geniuszami; przemyt dzieł sztuki; szantaż; zdrada; stary zapracowany mąż z dzieckiem z poprzedniego związku i młoda, rozbrykana żona; wypadek podczas kłótni z dramatycznymi konsekwencjami.
Się pali: sporty (Artur, podpor. Zieja), klubowe (babcia Karolina), carmeny (pani Monika).
Się wyraża wdzięczność:
Kierowniczka mówi, że jest jej bardzo niemiło, bo ta pani przyniosła wielkie pudło czekoladek i teraz ona czuje się zobowiązana dzwonić do tej paniusi.
— Istotnie, to dziwne.
— No, nie tak bardzo. Ludzie, kupując tapczan, wtykają ekspedientce czekoladki albo usiłują wsunąć sto złotych.
Się nosi: torbę myśliwską (miałam taką w liceum, dostałam od OMC teściowej, matki ówczesnego chłopaka).
Się je: ucztę z pomidorów, sałatki z ogórków, sera edamskiego i kefiru z ciasteczkami
orzechowymi na deser, zraziki (domowe), lody (kapitan Derko zaprasza Ewę).
Się pije: dereniówkę (domowej roboty babci Karoliny), zimne mleko (z lodówki).
Się czyta: “Politykę” i opowiadania Kafki (podpor. Zieja).
Się wysyła anonimy: „Stary idioto” — ktoś pracowicie naklei wycięte z gazety
litery. — „Ten dziwkarz i pijak Janota znudził się kurwami z ulicy. Zabawia się teraz twoim synem. Wstyd i zgorszenie. Myślisz, że twój Arturek zostanie artystą? Stary idioto! Będzie tylko alfonsem pedałów. Zabierz swojego synalka, póki czas”.
Szowinizm powszechny: Ewa dobrze gra w szachy “jak na dziewczynę”. Niewiele starszy od Ewy podporucznik paternalistycznie ocenia też jej ubiór (chodaki i przykrótka, “jak przerobiona z koszulki niemowlęcej” sukienka, komentując w myśli, “Jak ktoś ma takie chude nogi, powinien stale chodzić w dżinsach (...) Przez te chude nogi wygląda jak nadmiernie wyrośnięty podlotek — pomyślał z sympatią i zapalił papierosa”.
Inne z tej serii.
#107
Napisane przez Zuzanka w dniu Saturday September 18, 2021
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2021, klub-srebrnego-klucza, kryminal, panie, prl
- Skomentuj
Zalążkiem całej akcji jest to, że Joanna, żeby nie zmarznąć na kopenhaskich wyścigach, zakłada pod kapelusz blond perukę. Fuksem wygrywa, po czym - na fali entuzjazmu - jedzie wygraną przehulać w nielegalnym kasynie. Wtem, podczas nalotu policji, tuż przy niej umiera postrzelony przestępca, a tuż przed śmiercią wyjawia jej (biorąc ją za sprawą peruki za przestępczynię), gdzie zakopał wszystkie pieniądze i kosztowności szajki. Przestępcy wywożą ją do Brazylii, gdzie usiłują na różne sposoby wydobyć z niej informację o koordynatach skarbu. Dzielna Joanna nie poddaje się, ucieka raz luksusowym autem, ucieka drugi raz - tym razem skutecznie - luksusowym jachtem, ląduje we Francji, gdzie ponownie zostaje porwana i tym razem zamiast w luksusowej rezydencji nad basenem, ląduje w lochu pod zamkiem. Z lochu się wykopuje, ucieka przez Paryż do Taorminy, gdzie spędza miło czas, chociaż nieustająco szuka wokół siebie ścigających ją złoczyńców; ponieważ wpada z paranoję za sprawą poznanego atrakcyjnego dżentelmena, ląduje wreszcie w Polsce, gdzie nie kończą się jej kłopoty mimo ogromnego zaufania do milicji obywatelskiej.
Żeby nie zdradzać większości rozwiązań fabularnych, streszczę tylko, co jest niezbędne do wykaraskania się z dowolnych tarapatów: plastikowe szydełko, kalendarzyk kieszonkowy Domu Książki, atlas geograficzny, tłuczek do mięsa, brak zamiłowania do jedzenia oraz zaufani przyjaciele.
Na fali sycylijskiego wyjazdu wyciągnęłam z półki ulubioną lekturę z czasów nastoletnich i zostałam z nieco ambiwalentnymi uczuciami. Okoliczności geograficzne są przez autorkę dobrze odrobione, zwłaszcza mogę potwierdzić to w przypadku Taorminy, gdzie mimo upływu lat wszystko się zgadza. Warstwa logiczna kuleje, a zachowanie bohaterki jest, ostrożnie mówiąc, nieco chaotyczne. Już nie śmieszy mnie do łez jak przed laty, chociaż dalej to bardzo przyjemne czytadełko.
Inne tej autorki:
Inne z tej serii.
#60
Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday October 3, 2017
Link permanentny -
Tagi:
2017, panie, prl, kryminal, z-jamnikiem -
Kategoria:
Czytam
- Komentarzy: 2
Uczciwy milioner, ogrodnik-badylarz z Nadarzyna, wyszkolony w Japonii podczas wojny, zgłasza się do samego pułkownika KGMO, ponieważ jest szantażowany i - między innymi - podejrzewa milicjanta z lokalnego posterunku. Milicja lekką ręką wyjmuje 300 tysięcy złotych z rachunku operacyjnego i zastawia na szantażystę pułapkę, angażując w akcję kilkadziesiąt osób (udających m. in. robotników drogowych, nie zajmujących się pracą). I wszystko by się udało, gdyby nie to, że paczkę z pieniędzmi podejmuje... pies (a w zasadzie suka), która następnie zostaje postrzelona przez złoczyńcę.
Kapitan Kowalczyk - 35 lat, "wysoki, zgrabny mężczyzna (...) wśród ciemnych włosów pojawiały się już pierwsze srebrne nitki", szybko nawiązuje nić porozumienia z córką ogrodnika, młodą i piękną Elą, chociaż oczywiście ceni w niej zmysł obserwacji i umiejętność wyciągania wniosków, a nie długie nogi. Dodatkowo bierze pod opiekę sukę owczarka niemieckiego po postrzale, cudem uratowaną i z jej pomocą próbuje odkryć, kto z odwiedzających dom ogrodnika podebrał mu soczysty pieniądz.
Się załatwia: deal z Hortexem (oczywiście na eksport) - czereśnie lecą do Berlina i Sztokholmu, cebula do Ghany.
Się pije: domowe nalewki - wiśniówka, morelówka, berberysówka i tarninówka.
Się karmi psa: zmrożoną na kość wątróbką (za zgodą weterynarza), serdelkami i zupą z pokruszonym chlebem.
Finansowo: mały kalafior - 6 zł (ale drogo!), dniówka w gospodarstwie rolnym - 200 zł, miesięczne pobory milicjanta - ~2500 zł/miesiąc.
Inne tego autora, inne z tej serii.
#69
Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday July 22, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2015, panowie, kryminal, prl, z-jamnikiem
- Skomentuj
Stanisław Nitecki został oskarżony o zamordowanie żony z premedytacją, za co w latach chyba 60. groziła kara śmierci. Obrony podjął się znany krakowski adwokat, Murasz; znany również z tego, że nie przegrywał spraw. Po brawurowym procesie poszlakowym Niteckiego uniewinniono. Murasz jednak, zamiast cieszyć się wygraną, zaczął podejrzewać, że tym razem sprawiedliwość poniosła sromotną klęskę i z sali sądowej wyszedł winny. Ponieważ zadenuncjowanie własnego klienta oznacza złamanie zasad etyki zawodowej, mecenas zaczyna prowadzić własne śledztwo, żeby wykryć, czy nie da się Niteckiego złapać na innym, podobnie bezczelnym przestępstwie.
Orzeczenie psychiatry: biegły miał do czynienia z jednostką inteligentną — umiejącą czytać i liczyć w pamięci do stu w zakresie czterech działań. Odznaczającą się sporą dozą wiadomości historycznych i politycznych. W miarę pobudliwą. O erotyźmie odpowiednim do wieku. Bez skłonności do własnej płci. O zadowalającym stanie rozeznania złego i dobrego. Bez obciążeń dziedzicznych.
Się pije: na bogato, bo oskarżony zapraszał (a odziedziczył spory majątek) - Martel, Courvoisieux czy Henessy.
Się pali: wiadomo, chociaż niektórzy rzucili.
Się mieszka: w Warszawie w "Bristolu", gdzie jednak obsługa ustala najpierw, czy gość jest dewizowy albo czy jest znanym mecenasem, bo tak to jednak niekoniecznie.
Się (nie) kupuje: cytryn, bo rzadko są w sklepach. Również się nie kupuje cedrowych lub mahoniowych mebli z fabryki w Słupsku, bo były dostępne tylko na potrzeby "reprezentacyjnych biurowych wnętrz", a nie dla Kowalskiego.
Się jada: jak się zna pana obera, to można kołduny z masełkiem na przekąskę i szaszłyk, ale sandacza raczej niekoniecznie, bo nieświeży.
Się kręci biznesy: Murasz bronił zbrodniarza wojennego "z urzędu", ale potem odmówił takich spraw, między innymi dlatego, że niemiecka "Rada Kościołów" próbowała wręczyć mu łapówkę...
Byli jednak adwokaci polscy, na szczęście bardzo nieliczni, którzy poszli na propozycję „Rady Kościołów“, gorliwie zabiegali o uzyskanie obrony z urzędu, a później inkasowali pokaźne honoraria z NRF. Niektórzy z nich w swojej miłości do „dewiz“ posunęli się jeszcze dalej. Prowadzili działalność mającą na celu zabezpieczenie praw majątkowych obywateli NRF do nieruchomości, fabryk i majątków pozostawionych w Polsce. Wyrabiali w hipotekach i urzędach odpowiednie zaświadczenia, sporządzali wykazy i plany tych nieruchomości, aby je wysłać swoim klientom za granicę. Doszło do tego. że Ministerstwo Sprawiedliwości zmuszone było wydać odpowiedni okólnik zakazujący tych praktyk.
Inne tego autora, inne z tej serii.
#51
Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday May 24, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2015, panowie, kryminal, prl, z-jamnikiem
- Skomentuj
Mam wrażenie, że to książka z gatunku sf albo napisana bez żadnego zbadania realiów. Gospodarze przyjęcia, odbywającego się w willi na ulicy Prezydenckiej w Warszawie, w której dochodzi do śmierci jednego z gości, mają 6-letniego syna. Podobno. Bo od rozpoczęcia przyjęcia o godzinie 17 w sobotę nie pokazuje się, mimo głośnej kłótni, a potem śmierci gościa, przyjazdu karetki i milicji. Jasne. Nie znam sześciolatka, który takie akcje przesiedziałby grzecznie w swoim pokoju.
Zaczyna się grubo, bo od próby zatajenia zgonu (przez byłego lekarza milicyjnego, najsławniejszego polskiego kardiologa[1]), po próbę zatuszowania sprawy (przez adwokata, znajomego pułkownika Niemirocha). Wszystko to w celu uniknięcia skandalu, bo gospodarz jest na tajnej liście kandydatów do Nobla z chemii (poniewczasie już wiemy, że nie dostał). I pewnie by się udało, gdyby nie uparty lekarz pogotowia, który zarządził sekcję, dzięki czemu szybko wyszło, że jednak nie atak serca, a cyjanek. Co ciekawe, śledztwo w zasadzie prowadzi sam Niemiroch, zirytowany próbami podejścia wymiaru sprawiedliwości. Porucznik Mierzejewski jest głównie protokolantem, widzem, służy do załatwiania spraw poza Pałacem Mostowskich, czasem tylko przesłuchuje, zwłaszcza panie, bo młodszy. Unosi się bardzo (aż do sugestii, że dałby przesłuchiwanemu w mordę, gdyby mógł), kiedy zeznaje emigrant, profesor Cambridge, który przestawia pochwałę wolnego rynku, niedwuznacznie sugerując, że próba podkupienia polskiego wynalazku jest czynnością chwalebną, a nie szpiegostwem przemysłowym[2].
Zamordowany docent mimo wstępnie wystawionych laurek okazuje się być nie lada kanalią - wyrzucił z domu młodą żonę na bruk, po czym - już po rozwodzie - podważył męskość jej kolejnego męża, twierdząc, że to on był ojcem ich dziecka. Donosił na kolegów, żeby nie otrzymali paszportu, rujnował ich kariery, wyciągając kułackie pochodzenie, był uważany (chociaż niesłusznie) za źródło wpadki komórki ruchu oporu podczas wojny, oszukał kolegę-naukowca i zdyskredytował jego instytut. Do tego wyglądało na to, że zamierza sprzedać na Zachód wynalazek cudownej masy plastycznej (lżejszej a bardziej wytrzymałej od stali). Solidarność przesłuchiwanych pęka, najpierw panie zaczynają "sypać" (również pogrążając urodę i prowadzenie się rywalek), panowie opowiadają o coraz większych świństwach, ale każdy twierdzi, że jednak urazy do docenta po latach aż takiej nie miał. Tym razem sprawę udaje się wyjaśnić dzięki niesztampowemu podejściu Niemirocha do śledztwa - eksperymentu na podejrzanym i niezobowiązującej rozmowie ze świadkiem.
Realia epoki:
* Się pije (na bogato, bo w domu luminarza nauki): wino Egribikawer (pani domu), koniaczek (Martell), likiery (fiołkowy, ananasowy). Do drinków podjada się migdały, co poniekąd wyjaśnia nieuwagę w kwestii zatrucia cyjankiem.
* Cena gazety - 50 groszy (po podwyżkach 1 zł).
* Samochodu się nie opłaca mieć, bo po co narażać nerwy na kontakty z warsztatami naprawczymi i sklepami "Pomozbytu".
* W kawiarni "Danusia" koło dworca bywają tylko dziewczęta "drugiego rzutu", "panowie na delegacji" i - oczywiście - milicyjni wywiadowcy.
* Przyjęcie brydżowe polega na tym, że pani domu jest "wychodzącą" i w trakcie zajmuje się gotowaniem i zmywaniem, wspomagana przez inne panie. Panowie czasem wychodzą po lód do napojów.
* Narzeczona zamordowanego, głupiutka aktoreczka, wyśmiewa niskie według niej zarobki denata, który zarabiał 8-9 tysięcy miesięcznie. Przesłuchujący ją Mierzejewski nie odzywa się, bo to dwukrotność jego pensji.
[1] Który nie może się powstrzymać od palenia.
[2] Ekspat sugeruje też niedwuznacznie, że jedną z opcji wyjaśnienia morderstwa jest udział służb szpiegowskich. Pojawia się przepiękny dialog:
Niemiroch śmiał się widząc wzburzenie porucznika Mierzejewskiego.
- Mój drogi, do pewnego stopnia Lepato [Lepatowicz] miał rację. Tam, na Zachodzie, w Stanach Zjednoczonych czy w jakimś stopniu w Anglii, walka konkurencyjna jest bezpardonowa. Jeden trup to żaden ewenement w tym zapasach.
- Ale nie nasz kontrwywiad.
- Nasz na pewno nie. Ale czy inny nie postąpiłby w ten sposób? Nie wiem.
Inne tego autora, inne z tej serii.
#38
Napisane przez Zuzanka w dniu Friday April 17, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
panowie, 2015, kryminal, prl, z-jamnikiem
- Komentarzy: 2