Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o prl

16 cech wspólnych - Roman Jaworski

Ciężko było być kobietą wyzwoloną w PRL-u. Albo dziewczę trafiało w tzw. złe środowisko (i albo piło z półświatkiem, albo stanowiło żeńską służbę rozrywkowo-erotyczną), albo próbowało robić karierę (również przez łóżko). Kryminał jest przewrotny, bo kobieta inwestująca zarobione ciężką pracą pieniądze w złote precjoza i zabytkowe sztućce z porcelanowymi trzonkami w kwiatki - ginie, zaś dziewczyna z półświatka, która niechcący ociera się o kilka zbrodni - ma szansę wyjść na ludzi.

Ścieżka zbrodni oznaczona jest wspomnianymi wyżej sztućcami w niebieskie kwiatki. Najpierw zostają ukradzione w brawurowym napadzie na Desę (prawie jak w "Vabanku"), potem łyżeczka z kompletu znajduje się w mieszkaniu zamordowanej kobiety, następnie u zamordowanego handlarza antykami, a na samym końcu - w miejscu, gdzie bandyci napadli na studenta.

Książka w zasadzie wyprana z jakichkolwiek bardziej osobistych elementów - ot, milicjanci palą giewonty i inne sporty.

#20

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek maja 23, 2008

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2008, kryminal, panowie, prl - Skomentuj


Barbara Nawrocka-Dońska - Zatruty bluszcz

Z pięknego balkonu, pełnego zadbanego bluszczu, spada emerytowany śpiewak operowy. Kapitan milicji jest tym faktem dość przejęty, na równi z troską o wspomniany wyżej bluszcz (który podlewany jest skomplikowanym systemem kanalików i ma się dobrze, a potencjalny samobójca już tak trochę nie bardzo). Śledztwo posuwa się do przodu po części dzięki znajomościom kapitana, który robi dyskretny wywiad w tzw. środowisku (i dowiaduje się, że śpiewak, naiwnie wróciwszy z oper zagranicznych do odzyskanej w '45 ojczyzny, stracił głos, śpiewając w podłych warunkach; gdyby tylko pojechał do Związku Radzieckiego, w którym mimo zniszczeń wojennych były środki na zadbanie o taką gwiazdę, to by jeszcze pośpiewał), a po części dzięki rozkojarzonej i głupawej dziewczynie, która zarejestrowała pod domem denata fiata w kolorze bahama yellow (dla słabszych - pomarańczowy) i kobietę w tureckiej, haftowanej bluzeczce. Nie zdziwiło milicji, że fiat zniknął zaraz z miejsca wypadku, bo "ludzie, co się w życiu dorobili, unikają kłopotów i problemów". Narracja prowadzona jest trzema torami - życie potencjalnego samobójcy, dialogi dwóch małomiasteczkowych przyjaciółek i śledztwo prowadzone przez kapitana. Łatwo się domyślić, że obie panny są z nagłą śmiercią związane.

Dość zabawny jest PRL-owski luksus. Puszysty nylonowy dywan, chiński wazon, tapczan wbudowany w półkę z książkami, loggia z bluszczem i kryształowe lustro grubości 20 cm (oj, nie było to nowe budownictwo). Marzeniem dziewczyny z prowincji była praca w sklepie Mody Polskiej i układanie na półkach bluzeczek z importu. Ale ponadczasowo okazało się, że kłamstwo nie popłaca i kończy się tragicznie.

Inne tej autorki, inne z tej serii:

#18

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek maja 12, 2008

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: panie, prl, 2008, kryminal, z-jamnikiem - Skomentuj


Andrzej Zbych - Bardzo dużo pajacyków

Straszny produkcyjniak. Biedny milicjant podejmuje decyzję o zakupie syrenki, żona rzuca mu się w ramiona z tej radości, a syn wzrusza ramionami, bo musi sam zarobić na non-ironową koszulę. Koszula skądinąd jest tropem w sprawie tajemniczego samobójstwa - z balkonu spada młody kontroler PIH-u, a w jego domu znajduje się tajemniczy pajacyk. W praniu wychodzi, że za pajacykami (których, jak tytuł wskazuje, było bardzo dużo) stoi gang wymuszający od niezbyt uczciwych prywaciarzy haracz. Tajemniczy szef jest sprytny i wie, że każdy prywaciarz przynajmniej kantuje skarb państwa (czy co tam wtedy było), więc nie będzie chętnie leciał z jęzorem na milicję, bo wprawdzie od szantażysty się uwolni, ale będzie musiał odpracować swoje w zakładzie pod nadzorem. Dodatkowo w kieszeni mężczyzny, który wpadł pod pociąg (dla tych, co wstrzymali dech - przeżył bez większych uszkodzeń) znaleziono adres samobójcy, co pozwalało wątpić w to, że posprzątał w domu, a potem potknął się i wypadł z balkonu. Słabe i dość przewidywalne.

#13

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek kwietnia 14, 2008

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2008, kryminal, panowie, prl, klub-srebrnego-klucza - Komentarzy: 2


Ryszard Ćwirlej - Trzynasty dzień tygodnia

Ja się nie upieram, że siłą kryminałów Ćwirleja jest akcja i zagadka kryminalna, chociaż w związku z wydarzeniami, jakie rozpoczęła noc 13 grudnia 1981 roku, w Polsce dzieje się sporo. A to wojskowy samochód, wyjeżdżający z Nad Wierzbakiem na Wojska Polskiego, ma wypadek. A to w różnych punktach miasta znajdują się upozowane na samobójstwa zwłoki. A to oprócz zwykłych aresztowań działaczy Solidarności zaczyna się dziwna aktywność w szeregach SB. Szybko okazuje się, że to właśnie morderstwa (a nie stan wojenny) sprawiają, że oficerowie i pomniejsze SB-żuczki przebierają nerwowo nogami, bo za morderstwami kryje się zaginiona duża kwota w niemieckich markach, przesłana przez rodaków zza zachodniej granicy na wspieranie ruchu oporu. Tak jak w "Upiorach nad Wartą", śledztwo prowadzi błyskotliwy Fred Marcinkowski i młody Mirek Brodziak, przysłany świeżo ze Szczytna, dookoła pęta się wiecznie podpity Teoś Olkiewicz, a w tle jak złowrogi SS-man przemyka esbek Wirski.

Natomiast stanowczo się upieram, że siłą kryminałów Ćwirleja jest Poznań. Czytając, można jechać palcem po mapie - czy to śledząc trasę brawurowych ucieczek eskortowanego więźnia, czy podążając czasem komunikacją miejską, czasem radiowozami za milicjantami. Bardzo kolorowe postaci drugoplanowe - dominikanin wspierający Solidarność, księża gospodyni (zgaduję, że wzorcem była czyjaś pełna zapału i opiekuńczości babcia) czy staruszka pędząca bimber w podpoznańskiej wsi.

Inne tego autora tutaj.

#10

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 23, 2008

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Moje miasto - Tagi: 2008, kryminał, panowie, prl - Komentarzy: 2


Andrzej K. Bogusławski - Zemsta wampira

Jeśli socjalistyczny pisarz kryminałów milicyjnych zabiera się za powieść o kontrowersyjnym reżyserze filmów grozy ("- Wygląda, jakby to [scenariusz] spłodził jakiś zaściankowy grafoman - zboczeniec"), do tego pochodzenia polskiego, to wiadomo, że będzie zabawnie. Dzielny polski kontrwywiad w wielkiej tajemnicy dostaje taśmę, na której nagrana jest rozmowa po angielsku ("Wszyscy jak tu siedzicie - uśmiechnął się pod wąsem [pułkownik] - macie w katach wpisaną biegłą znajomość angielskiego w mowie i w piśmie. - Języka, ale nie tego bełkotu! - zaprotestował kapitan. - Co to jest? Jakiś slang, żargon?"); wynika z niej, że na terytorium PRL zostanie zamordowany jeden z jej obywateli, zwykle przebywający za granicą. Będzie to cios dla socjalistycznych służb wywiadowczych, bo obywatel jest znany i ceniony. Jak wychodzi w dalszym ciągu śledztwa, obywatel nazywa się Leśniewski i jest znanym, choć ekscentrycznym reżyserem filmów o wampirach (łatwo się domyślić, ze książka pochodzi sprzed procesu o gwałt na nieletniej). Na szczęście polska milicja i kontrwywiad czuwają, tworzą specjalną komórkę, składającą się z funkcjonariuszy i doktorantki filmoznawstwa, żeby zapobiec temu policzkowi wymierzonemu w system. Wprawdzie wszyscy kwestionują geniusz reżyserski ("Oczywiście, że słyszałem, choć wcale nie podzielam zachwytów czy raczej pseudozachwytów niektórych krytyków, preparujących swoje recenzje w zadymionych kawiarniach dokładnie pod gust sezonowych koneserów, tworzących na jednorazowy użytek własną wizję świata i jego konfliktów. Życie, moim zdaniem, samo pisze o wiele ciekawsze scenariusze, pełnokrwiste i przemawiające autentyzmem bez sztucznego dorabiania wydumanych wampirów czy innych dziwadeł w tym stylu").

Kryminał jest dość nudny - polega na obserwacji zebranych na planie zdjęciowym "Krwawej bestii" (aka "Zemsty wampira") osób i szukaniu potencjalnych zbirów ze zgniłego Zachodu, a przy tym bardzo zabawny przez swoje anty-socjalistyczne i równające kulturę w stronę socrealizmu wypowiedzi (może naiwnie zakładam, że to jedno wielkie mrugnięcie do czytelnika). Ślad prowadzi w przeszłość, zbrodniarzem okazuje się syn wysiedlonego po wojnie pół-Niemca, który wyrósł na sprzedawczyka systemu (bo przecież uczciwy Polak nie byłby zdolny do tak godzącego w ustrój czynu). Zabawne jest przeglądanie książeczki pod kątem filmografii niewysokiego reżysera Leśniewskiego - są tam "Legendy mórz południowych", "Pułapka", "Obrzydzenie" ("kwitowanych przez publiczność okrzykami zdumienia lub eksplozjami śmiechu w zależności od wieku lub temperamentu") czy "Tajemniczy sublokator". Sam reżyser ma też za sobą mroczną tajemnicę, przez którą zapewne (a nie z powodu możliwości kariery) uciekł z Polski.

Inne tego autora:

#5

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 17, 2008

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: kryminal, panowie, prl, 2008 - Skomentuj


Zygmunt Stewa - Miliony majora G

Mam wrażenie, że cały kryminał powstał dlatego, że major G. nie miał ortalionowego płaszcza i całą jesień i wiosnę musiał chodzić w ohydnym, starym i brzydkim prochowcu. O ortalionie marzył od dawna, ale ze swojej nędznej pensyjki nie mógł sobie na ten luksus pozwolić. Dlatego do żywego dotknął go fakt, że Źli Przemytnicy kupują za grosze ortaliony w RFN (i inne pożądane dobra typu jednorazowe zapalniczki, które można przerobić na wielorazowe) i przemycają je, żeby pozbawić socjalistyczne państwo należnego cła (w ocenianej wielkości 15 mln ówczesnych złotych). Śledztwo trwało długo, wymagało mnóstwo pracy, ale ponieważ przyszła zima, to majorowi zapał zelżał, bo na zimę miał piękne palto, szyte na miarę, z doskonałej "jodełki", które budziło zachwyt nawet wśród zwierzchników ("Naczelnik podszedł bliżej i odezwał się półgłosem: - Widziałem was dzisiaj rano, w tej jesionce w jodełkę. Moglibyście mi powiedzieć, kto wam to szył? Major G. poczuł się tak, jakby ktoś aksamitem przetarł sam koniuszek jego serca. Udało, że bagatelizuje. - Stara już. Ale mogę wam powiedzieć, oczywiście"). Podczas śledztwa nie pada żaden trup (chociaż w PRL-u przestępstwa gospodarcze też pociągały za sobą rozlew krwi, bo każdy złodziej to morderca), ale zaangażowanych jest w nie mnóstwo sił, również tzw. "cisi" wywiadowcy, podobno bardzo ważni dla działania państwa.

Szczególnie spodobały mi się w tym produkcyjniaku dialogi majora G. z plutonowym, który woził go samochodem służbowym (bo nawet milicja rzadko miała prywatne). Plutonowy nijak nie mógł załapać, w jaki sposób popełniane są przestępstwa gospodarcze ("Macie sto gramów złota o próbie 999,9... - Eee, skąd ja tyle złota? Obywatelu majorze! - Sto gramów? Tyle co nic... Dziesięć deko. Kiełbasy więcej zjecie na śniadanie. Nie tak dawno, na Wybrzeżu to było, nakryli faceta, który przewiózł przez granicę, wiele ile złota? (...) Czterdzieści! - Co czterdzieści? - plutonowy bezwiednie przyhamował wóz. - Kilo, czterdzieści kilo! - wypalił major G. - Skurwiel! To znaczy, przepraszam, obywatelu majorze. Tak mi się tylko wyrwało"), poza tym doskonale wiedział, że i tak pan major by go złapał, skuł i odwiózł na komendę ("A nawet gdybym (...), to gdzie ja bym to topił? Na gazie? Stara nie znosi, jak się kręcę po kuchni"). Niestety, plutonowemu wyrywa się o jedna "kurwa" za dużo i koleżeńskie rozmowy się urywają, bo major G. czuje się urażony, ale wraz z rozwojem śledztwa udaje się stosunki majora z jego kierowcą naprawić.

Tyle z wartości rozrywkowych. Na minus - strasznie nie lubię kryminałów, dziejących się w Nibylandzie ("Zbrodnia w Dzielnicy Północnej" Kisielewskiego). Nie lubię też kryminałów, w których autorowi nie stało wyobraźni i nawet nie raczył wymyślić personaliów bohaterów. Major G., kapitan B czy pułkownik W. to obciach dla autora. Tylko zagraniczni kontrahenci przemytników i niektórzy spekulanci pojawiają się z nazwiska, ale i tak nie jest to bardzo dopracowana książka.

#58

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 2, 2007

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2007, kryminal, panowie, prl - Komentarzy: 1