Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Jerzy Ziental - Poker z zabójcą

Porucznik Derkacz kończył właśnie terminowe sprawozdanie, kiedy zadzwonił do niego major Jakubowski i wezwał go do zadymionej sali. Włamano się do sklepu komisowego Desy przy Alei Piastów w Szczecinie, tyle że nic nie skradziono. Milicja się zaniepokoiła i uznała, że ktoś ptaszka spłoszył i wróci, więc trzeba zorganizować zasadzkę. Wyznam, że tutaj pojawiła się u mnie odrobina niedowierzania, że do rzeczy tak błahej rzucono kilkanaście osób, ale widać nieudane włamanie boli bardziej niż morderstwa. Oczywiście szybko się okazuje za pomocą anonimu od uczynnego obywatela, że usiłowanie włamania to czubek góry lodowej, a pod spodem kryje się przemyt złotych monet. Ślad prowadzi w morze, więc porucznik Derkacz incognito mustruje się na statek, bo ma 5 lat doświadczenia jako marynarz w marynarce handlowej. To taki ekwiwalent urlopu, ponieważ z powodu nawału spraw od 5 lat nie udało mu się wyjechać (i serio - z powodu nieudanego włamania?). Ponieważ nie wiadomo, kto z załogi jest przestępcą, sekretarka Jadzia będzie udawać dziewczynę porucznika i przesyłać do niego listy, zdjęcia oraz życzenia w koncercie życzeń. Derkacz wyrusza na pokład Bogusława X, żeby w miesiąc (do Marsylii przez Hamburg, Amsterdam, Antwerpię i Rotterdam i z powrotem) wytropić przemytnika, o którym wie tylko, że miał brodę. Na lądzie sprawa się komplikuje, bo pojawia się trup i mimo że potencjalny morderca się przyznaje, Derkacz i tak przywozi ze sobą zbrodniarza.

W Hamburgu idzie z kucharzem na ucztę (którą potem nieco odchorowuje) oraz do Muzeum Figur Woskowych. W Rotterdamie wprawdzie miał zwiedzać z resztą załogi starówkę, ale wszyscy wylądowali w barze na popijawie. W Marsylii wreszcie udał się, wykazując niespotykaną jak na milicjanta ciekawością świata, na spacer; w katedrze doznał olśnienia, kto może być jego przemytnikiem i mordercą.

Książka należycie obfituje w śliczne scenki rodzajowe - a to ucztę z postaci herbaty z cukrem, zapewnienie o świetnym zaopatrzeniu handlu uspołecznionego, czy - moją ulubioną - synchronizowania zegarków.

Porucznik czynił honory gospodarza. Mimo że kapitana Jarosza - jak wiemy - nie zaliczał do swoich najlepszych przyjaciół, teraz wsypał mu dwie pełne łyżeczki kawy do szklanki i przysunął bliżej cukiernicę, przemyślnie wykonaną z łuski artyleryjskiego pocisku.
- Proszę cię, stary. Nie żałuj sobie tej słodyczy. Jeszcze, nie krępuj się...

Przez otwarte okno pokoju wleciały srebrzyste dźwięki hejnału wygrywanego z wieży Zamku Książąt Pomorskich. Południe. Mechanicznie sprawdzili zegarki.

- Za kilka dni - podjął przerwaną rozmowę major - będziesz w Rotterdamie. Co wiesz o tym porcie?
- Byłem tam niejednokrotnie - odpadł nie bez lekkiej dumy w głosie porucznik (...) - Rotterdam przypomina Szczecin - jeśli chodzi o stare budownictwo. Zresztą wszystkie porty na świecie są podobne. A wiecie, że tam kursują wodne tramwaje? Są także sklepy na wodzie...
- Kraj tulipanów - rozmarzył się Jarosz. - Ty, Derkacz, to masz szczęście. Taka wyprawa. Mam nadzieję, że przywieziesz stamtąd jakiś upominek. Na przykład tytoń do fajki...
- Do rzeczy, koledzy - przerwał Jakubowski. - Tytoń możesz sobie kupić w kiosku "Ruchu". A jeśli zależy ci na zagranicznym, to poszukaj go u handlarzy w Turzynie.

Okładka oczywiście została przygotowana przez znany duet - państwa Fleischmannów - tym razem chyba typowo na podstawie tytułu (dwie czerwone rękawice z papieru oraz zakrwawiona, podarte karty).

#46

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 29, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2013, kryminal, panowie, prl - Komentarzy: 4

« Frances Mayes - Codzienność w Toskanii - Wielkopolska w weekend - Biedrusko »

Komentarze

kaczka

Tos mnie uszczesliwila. Fajki, tureckie swetry i stare numery Bravo, rzeczywiscie wylacznie na Turzynie.
Desa przy Alei Piastow? Nie kojarze :-)
Hejnal wygrywany z wiezy Zamku Ksiazat Pomorskich? Chyba poetycka licencja :-)
Poza tym, no ba, Szczecin jak Rotterdam!
Musze przeczytac.

Zuzanka

To nie pierwszy szczeciński kryminał - tutaj też milicja i przestępcy krążyli:

http://zuzanka.blogitko.pl/2009/03/01/jerzy-edigey-zbrodnia-w-poludnie/

Zuzanka

Tsd, to w Rotterdamie byłam, ale w Szczecinie tylko przejazdem i rozumiem, że jednak miasta nie są takie same? ;-)

KS

No widać, że koleżanka nie znad morza, bo jeansów na okładce nie doceniła, a powszechnie wiadomo, że marynarze trudnili się dostawami jeansów, a nawet samego jeansu, z którego później w Polsce zakłady nieuspołecznione szyły "oryginalne" Wranglery i Levisy.

Skomentuj