Więcej o
panowie
Nie mam pretensji do autorów, że napisali tę książkę, zwłaszcza że skrupulatnie wyjaśnili, dlaczego to zrobili[1]. I nie mam pretensji do siebie, że chciałam tę książkę przeczytać, bo podróżowanie w okresie późnego PRL-u i stanu wojennego to kawałek historii, z gastarbajterką artystów nie tylko na polu występów dla Polonii. Jest trochę anegdot, trochę postaci z lat 80., trochę miejsc. Niestety, całość książki jest jak egzamin z nudnego przedmiotu - zajrzeć, zdać, zapomnieć. Dwugłos autorów się nie sprawdził, nie ma pasjonujących przygód, jest wygładzona czasem dość beznamiętna narracja, trochę laurek i smutny obraz Polaka Za Granicą, który do dzisiaj niestety jest ciągle aktualny.
[1] Powód "dla pieniędzy" akceptuję bez mrugnięcia okiem, sama chętnie pisuję dla pieniędzy[2].
[2] I sławy.
Inne tego (w połowie) autora:
#8
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lutego 23, 2012
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2012, panowie, podroze
- Komentarzy: 6
Zasadniczy i dość upierdliwy kapitan milicji, którego głównym celem jest na każdym kroku poddawać w wątpliwość sensowność postępowania jego podwładnego, chorążego Popielasa, zostaje wezwany do powieszonego. Niby samobójstwo, ale mieszkanie jest wyczyszczone, a przy zwłokach 51-letniego szefa rachuby znaleziono kartkę treści "zaległy wyrok" i przekazy na korzyść pewnego inżyniera.
Kapitan niespecjalnie dba o tajemnicę śledztwa i wszystkie szczegóły konsultuje z kolegą - dziennikarzem. I gdyby nie te konsultacje, sprawy by nie rozwiązał, mógłby tylko aresztować dwie niewinne osoby.
Jest to pierwszy kryminał, który prowadzi do Włocławka. Adresat przekazów, inżynier Woroński, mimo że ma piękną żonę, romansuje sobie z żoną kolegi z nadwiślańskiego miasta. Zatrzymuje się we włocławskim hotelu Victoria[1], idzie do kina do pobliskiego kina na "Ojca chrzestnego" i wielce zawstydzony wyznaje, że pod nieobecność męża spędził z nadobną kochanką miłe chwile.
Autor chyba trochę zapatrzył się na Chandlera, bo co jakiś czas przemyca błyskotliwe metafory: Kawiarnia "Capri" nie różni się niczym specjalnym, prócz cen, od pozostałych stołecznych lokali. Ta sama lura, zimna jak twarz kelnerki. Leciutko podkochuje się w dystyngowanej i eleganckiej żonie Worońskiego, a na widok jej czystego i gustownie urządzonego mieszkania patrzy introwertycznie na swoje obuwie: I ta czystość. Czułem się tak, jakbym w zabłoconych buciorach wlazł do salonu. A przecież to był pokój, w którym zwyczajnie mieszkali.
[1] Mieszkałam tam pół życia, a nie pamiętam hotelu Victoria. W kinie bywałam, i owszem.
Inne tego autora:
#6
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lutego 13, 2012
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
panowie, prl, 2012, kryminal, klub-srebrnego-klucza
- Skomentuj
[Z dedykacją dla kilku osób, które wiedzą, o kim myślę.]
Malwina Kalecka była kobietą renesansu - znała się na wszystkim, wszystko umiała, każda rzecz wychodziła jej doskonale od ręki, nawet jeśli wcześniej się tematem nie zajmowała, pisała doskonałe wiersze, robiła świetne wrażenie, była duszą towarzystwa, obiektem adoracji każdego napotkanego mężczyzny, mimo że przekroczyła 40-tkę, miała doskonały gust, ubierała się z klasą. Do tego była lepsza od dowolnego mężczyzny, również w prowadzeniu samochodu, bo miała do tego iskrę bożą. I oczywiście nie była nudna. Potrafiła o sobie opowiadać godzinami, nawet jeśli czasem się powtarzała, ale przecież temat był fascynujący. Na szczęście ktoś ją zabił w jej własnym garażu. Kiedy pierwszy raz czytałam ten kryminał, ręce mi się same zaciskały na kartkach za każdym razem, kiedy Malwa zaczynała o sobie tokować.
Ale Malwina Malwiną, do tego piękne jest wszystko pozostałe. Późno pojawia się aparat śledczy w osobie porucznika Karbolka, służbisty i szczególarza, oraz jego nemesis, sierżanta Fidybusa, ponurego draba z zakręconymi wąsiskami, który ma w poważaniu regulamin, a materiał do śledztwa pozyskuje metodami towarzysko-podstępnymi, na przykład udając artystę plastyka i tworząc dzieła cwaniacko-zaangażowane:
Wyciągnął płótno, na którym rozlewała się u góry błękitna plama, a u dołu czerwono-czarne ciapki pstrzyły żółtawą biel.
- "Droga pod Lenino". Widzi porucznik? (...) "Zdobycie Berlina". A to jest "Oratorium oświęcimskie". - Chlapanina czerwonych plam na czarnym tle nie usiłowała niczego udawać.
- Jak wam nie wstyd! Przecież to są sprawy drogie sercu każdego Polaka, a wy żarty jakieś... jakieś takie! - Porucznik aż zachłysnął się z irytacji. - I do czego wam to właściwie potrzebne?
- Do wejścia w środowisko. (...) Wchodzę jako beztalencie śmierdzące, ale cwane"
.
Znajomi zamordowanej to też barwna grupa ludzi związanych ze sztuką. Przyjaciele Malwiny, Magda i Michał Bajorkowie (Bożkowski ma niesamowitą umiejętność tworzenia pięknych nazwisk) mieszkają w kamienicy z garażem (miejscem zbrodni), trzymają tam mnóstwo śmieci i są prześladowani przez zawziętą i mocno zwariowaną staruszkę, panią Dziopek, która chce garaż dla siebie, chociaż nie ma samochodu i nasyła na Bajorków ADM, dzielnicowego i wszystkich świętych. Nikt więc specjalnie jej nie wierzy, kiedy opowiada historie o działalności przestępczej dziejącej się w garażu, również milicja. Bajorkowie są jednak niezłym przyczółkiem dla wiecznie głodnego sierżanta Fidybusa, bo chętnie plotkują, a dodatkowo Bajorkowa świetnie gotuje, bo sama ciągle podjada (kulebiak, pieczona kaczka, baba ziemniaczana z boczkiem, peklowana szynka, a wszystko w czasach kryzysu!). Często gościli (często niechętnie) Kalecką, sprytny Bajorek umiał nawet zadekować się podczas wizyt w łazience z kawą i książką, symulując pranie bądź rozstrój żołądka.
Na poetę Włodzimierza Filiżana Malwina trafiła, chcą publikować swoje poezje. Bajorkowie w ramach kolejnego żartu towarzyskiego zaczęli słać podobne w stylu maszkarony słowne, doprowadzając delikwenta prawie do zawału. Nie dziwmy się więc, że nekrolog pani Kaleckiej poeta potraktował jako kontynuację żartu.
Nieco rozwiązły Benedykt Płocki podejrzewa o morderstwo swoją żonę, Dorotę, ponieważ ukrywał przed nią uczestniczenie w próbach do genialnego programu telewizyjnego, kreowanego przez Malwę. Program nie wypalił tylko dlatego, że wszyscy zazdrościli Kaleckiej talentu i rzucali jej kłody pod nogi, a Benek wstydził się przed żoną i uważał, że stuknęła niedoszłą artystkę z zazdrości o niego. Fidybus poświęca się i spędza absolutnie pijacką noc z Benedyktem, próbując dojść do prawdy o tej parze, po czym w oparach delirium widzi pod garażem ognisko, na którym stoi spory czajnik.
Klara Wolska, którą Płoccy wrobili w scenografię do nieszczęsnego programu, niechcący została najlepszą przyjaciółką Malwiny. Nieopatrznie przyznała się, że nie sypia, więc co wieczór Kalecka prowadziła z nią monologi telefoniczne, opowiadając o zakochanych w niej mężczyznach, byłym mężu, który wprawdzie zostawił jej mieszkanie i zasoby, ale i tak ją skrzywdził, na szczęście daje sobie świetnie radę, dostała asygnatę na malucha, a jej obecny kochanek, właściciel warsztatu samochodowego, który ją wielbi na każdym kroku ("Dlatego - Palczyk błysnął w porozumiewawczym uśmiechu złotym zębem - że mnie się na ogół udawało nawiać przez lakiernię, jak ona podjeżdżała od frontu"), zazdrości jej świetnych umiejętności samochodowych.
Jest jeszcze były mąż i współpracownicy z telewizji, afera z rozlewaną benzyną i malownicze opisy PRL-owskich zamożnych domów. Pal diabli, kto zabił, ale jak to się wdzięcznie czyta. Zaliczam sobie, mimo że czytałam "Kobietę" chyba po raz czwarty. Za każdym razem jest smacznie.
Miałam podlinkować recenzję innej książki tego autora, którą napisałam do zbiorku "Druga seta", ale aktualnie uważam, że jest do niczego i mówi o zupełnie innej książce. Więc sobie napiszę od nowa lepszą. Niebawem.
Inne z tej serii, inne tego autora:
#75 (może jak wezmę urlop, to dobiję do setki, ale się nie porywam).
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota grudnia 3, 2011
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
panowie, prl, 2011, z-jamnikiem, kryminal
- Komentarzy: 11
Sam na 16 lat, a jego matka - 32, matematyka jest nietrudna, acz bezlitosna. Rodzice się rozstali, kiedy miał 5 lat i mieszka z mamą. I chociaż niespecjalnie planuje zostać ojcem, bo bardziej kręci go jazda na desce, poznaje śliczną Alicię, zaczynają się spotykać, trafiają do łóżka, nudzą się sobą, rozstają i WTEM. Nie chce poznań wyniku testu ciążowego, więc nadzwyczaj szczeniacko ucieka z Londynu do nadmorskiego Hastings, gdzie chce rozpocząć nowe życie. Plan nie jest specjalnie mądry, bo poza sezonem nie ma pracy dla niewykwalifikowanego nastolatka, a pieniędzy ma na jeden nocleg. Więc wraca. I zaczyna budzić się w przyszłości. Podczas pierwszej wędrówki widzi, że mieszka z Alicią w jej pokoju, nie umie nawet trzymać dziecka (którego imienia nie zna), nie mówiąc o przewijaniu, wszystko jest dziwne, nienaturalne i nieprzyjemne, a do tego jego matka również jest w ciąży. Podczas drugiej niby-sennej wędrówki okazuje się, że mieszka z powrotem w domu, ma 1,5-roczna siostrę, ale nie jest w stanie zabrać własnego syna na szczepienie, bo nawet nie wie, jakie ma nazwisko. Podczas kolejnej - widzi przyszłość jeszcze dalej. I absurdalnie to pomaga mu podejmować pewne życiowe decyzje i dorośleć. Z niespecjalnie myślącego o czymkolwiek skejta, który życiowe dylematy rozwiązuje czytając książkę guru skejterów - HT, staje się ojcem.
Nie jest to słodkawa Juno (również z powodu zmiany perspektywy z młodocianej matki na równie młodocianego ojca), ale jest to też historia o tym, że dziecko nie jest końcem świata. Że równie dobrze może wyjść bycie 16-letnią matką jak i 34-letnią. Że związek z dziewczyną oznacza też związek z jej rodziną, która niekoniecznie jest już taka fajna i vice versa. Że niektórzy chłopcy mogą dojrzeć do bycia ojcem mimo młodego wieku, a niektórzy nie (między innymi dlatego, że się nie starają, albo nie rozumieją konsekwencji). I o tym, że warto zbierać w życiu doświadczenia, bo bez tego jest nijako i płasko.
Inne tego autora tutaj.
#74
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek grudnia 1, 2011
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2011, beletrystyka, panowie
- Komentarzy: 2
Saszka Priwałow zupełnym przypadkiem trafił do Sołowca i zachęcony noclegiem w Chatnakurnóż oraz przygodą z niewydawalną 5-kopiejkówką najął się na programistę (nierozpieszczonego) w InBadCzamie - instytucie parającym się magią, ale metodami naukowymi. Ponieważ zaawansowana technika jest nieodróżnialna od magii, po pewnym czasie przestaje go dziwić spotykanie ludzi w dwóch osobach (z czego jedna jest dubletem, ale nie zawsze), zastosowanie dżinów przy rozbiórkach, gadający kot Bazyli ze sklerozą (KOT NIE PRACUJE. ADMINISTRACJA) czy wagon śledziowych łebków dla kadawra.
Trzy historie - pierwsza noc Priwałowa w Sołowcu, dyżur w noworoczną noc i eksperyment z podróżą w czasie oraz historia dwóch Janusów i papugi Fotonka - są głównie źródłem soczystych i kultowych cytatów oraz lekką kpiną z radzieckiej myśli technicznej i organizowania jej w instytutach. Trochę aluzji o zesłaniach i karnych obozach, ale złagodzonych radością z pracy i chęcią rozwoju (a ci, co się nie chcą rozwijać, tylko się lenią i obżerają, muszą golić uszy, bo im zarastają włosami i ich wytykają w instytucie palcami).
Zaskakuje mnie nieustająco moja kaprawa pamięć. Byłam święcie przekonana, że przeczytałam "Poniedziałek" co najmniej dwukrotnie, po czym okazało się, że na pewno nie przeczytałam nic więcej niż pierwszy z trzech epizodów. Ma to tę zaletę, że czułam się jak z nową, świetną książką.
Inne tego autora:
#73
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 26, 2011
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2011, panowie, sf-f
- Komentarzy: 5
Podzielony na trzy tomy zbiorek opowiadań o nieco młodszym Kurcie Wallanderze niestety rozczarowuje. W zasadzie jedynym kawałkiem wartym uwagi jest "Piramida", najstarsze chronologicznie opowiadanie, w którym Wallander rozwiązuje sprawę tajemniczego przelotu i wypadku samolotu oraz jedzie do Egiptu po ojca, który w ataku kawalerskiej fantazji wspiął się na piramidę. Pozostałe - mimo w miarę ciekawych spraw - są skonstruowane według schematu: samotny śledczy szuka prywatnie rozwiązania sprawy, najczęściej kosztem życia prywatnego (narzeczona, potem żona i dziecko, zdrowie, ojciec), obrywa od przestępcy, wyjaśnia tajemnicę i oznajmia, że jest to koniec takiej Szwecji, jaką znał i teraz będzie już tylko gorzej.
W "Ciosie" Wallander przekonuje się, że niefajnie być w prewencji, rozwiązuje sprawę potencjalnego samobójstwa swojego sąsiada i jak już wyjdzie ze szpitala po ciosie nożem od sprawcy zabójstwa, zasili wydział kryminalny. W "Szczelinie" spóźnia się na wigilię do domu, gdzie czeka na niego młoda żona Mona i córeczka Linda, bo przypadkiem trafia do sklepu, w którym doszło do morderstwa. "Mężczyzna na plaży" to niespodziewana śmierć przedsiębiorcy, którzy przyjechał na urlop i chodził po plaży, a "Śmierć fotografa" pokazuje drugie życie właściciela studia, w którym fotografowała się większość mieszkańców Ystad, w tym pracownicy komendy.
Inne książki tego autora tutaj.
#72
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 19, 2011
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2011, kryminal, opowiadania, panowie
- Komentarzy: 3