Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o beletrystyka

Paweł Sołtys - Mikrotyki

Zaczynałam dwa razy, bo jak zapamiętać króciaki takie, na kilka stron, czasem kilkanaście. Które przeczytałam, a które nie, chociaż na kindlu nie trzeba zakładki. Nie żałuję, bo to bardzo ładne opowiadania, z uroczym językiem, czasem bez pointy, która zawisa w tej pustej przestrzeni, w tym pół strony przed następną historią. Zapyziały bar, gdzie mimo zakazu można palić, a nobliwy profesor z uszanowaniem uszu opowiada, że czasem trzeba pierdolnąć. Czasem ktoś umiera. Czasem odwożą do szpitala i pozostaje puste mieszkanie, pajęczyny i głos zaklęty w drżeniu szyb. Świat który był, ale już go nie ma, a mimo to pozostaje zawsze żywy w pamięci autora, a teraz i w książce. Bardzo łagodna, nienerwowa proza.

#130

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota grudnia 24, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, beletrystyka, opowiadania, panowie - Skomentuj


Ottessa Moshfegh - Mój rok relaksu i odpoczynku

Rok 2000. Narratorka ma dwadzieścia parę lat, skończyła studia prestiżowej uczelni, pracuje w galerii sztuki, ale nie musi pracować, bo odziedziczone po rodzicach pieniądze dają jej wystarczająco środków, żeby nic nie robić. A czego nie wie lub nie ma, to dowygląda - jest klasycznie śliczną blondynką, nosi rozmiar 34 bez żadnego wysiłku, w szafie ma designerską odzież i buty. Ma tylko jedno marzenie - zasnąć i przespać rok, żeby obudzić się bez traumy po śmierci ojca (rak) i matki (samobójstwo lub nieszczęśliwy wypadek zmieszania alko z dragami) oraz nieudanym, jednostronnym związku z niejakim Trevorem; nie znajduje radości w niczym - w pracy, w przyjaźni, zabawie czy seksie. Mimo sprzeciwu najlepszej/jedynej przyjaciółki Revy, której narratorka nawet nie lubi i w głębi duszy nią pogardza, gromadzi podstępem zapas środków psychoaktywnych i próbuje odciąć się od świata, przespać całe zło, które jej się w życiu przytrafiło. Niespecjalnie dobrze jej to idzie, środki uspokajające, nasenne i przeciwbólowe nie działają na nią tak, jakby chciała, uodparnia się na niektóre, włączają się efekty uboczne typu halucynacje czy zaniki świadomości, po których budzi się bez wiedzy, co właśnie zrobiła. Zostawię Was bez pointy, która jest zaskakująco świeża i dość niespodziewana, idźcie czytać, bo to książka, od której nie można się oderwać, ironiczna, czasem obrazoburcza, dekonstruująca mit amerykańskiego sukcesu i aspirowania do niego czy obrazu szczęśliwej rodziny.

Inne tej autorki:

#128

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek grudnia 20, 2022

Link permanentny - Tagi: 2022, beletrystyka, panie - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Margaret Atwood - Kobieta do zjedzenia

Marian pracuje w firmie, zajmującej się ankietowaniem rynku na potrzeby klientów. Świat kobiet i mężczyzn jest w niej skrzętnie oddzielony, również oddzielony jest świat “dziewic” i mężatek, tym bardziej, że te drugie zwykle znikają z firmy, kiedy wychodzą za mąż. Wynajmuje piętro u Tej z Dołu, kobiety mieszkającej samotnie z dzieckiem; mieszkanie współdzieli z Ainsley, z którą ją niewiele łączy, poza dawną, raczej przebrzmiałą przyjaźnią. Jest w związku z niezwykle uporządkowanym Peterem, który ma w życiu poukładane wszystko, podobnie jak jej przyjaciółka ze studiów, Clare, która właśnie spodziewa się trzeciego dziecka. Zastępując w pracy brakujące ankieterki, przeprowadza wywiad z Duncanem, młodym człowiekiem w spektrum, który przyciąga ją do siebie innym sposobem postrzegania świata. Peter, który czuje, że Marian zaczyna mu się wymykać, oświadcza się i zostaje bezrefleksyjnie przyjęty, bo tak przecież trzeba. Jednocześnie Ainsley decyduje się na zajście w ciążę z przypadkowym znajomym, wdrażając w życie misterny plan samotnego macierzyństwa, zaś Marian zaczyna postrzegać jedzenie jako części ciała, zbliżone strukturą i fakturą, przez co traci apetyt i czuje się rozłączona z własnym ciałem. Całość okraszona jest wielopiętrowymi dialogami Marian z Duncanem, Ainsley, Peterem, Clare o roli kobiety i o tym, jak świat wyznacza tory, po których można się poruszać.

Dużo o tej powieści słyszałam, sama nie wiem, na co się nastawiłam, ale na pewno nie na metafory; zapewne już wspominałam, że nie jestem w metafory mocna. Jest o dysocjacji umysłu od ciała (zasugerowanym przejściem z narracji pierwszoosobowej do trzecioosobowej), uprzedmiotowieniu aż do poczucia, że jest się tym, co się je, żeby w finale wszystko wróciło do normy. Drugoplanowo akcja przeplatana jest kąśliwymi obserwacjami kobiet i stosunków damsko-męskich w latach 60.

Inne tej autorki tutaj.

#127

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek grudnia 19, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, beletrystyka, panie - Komentarzy: 2


Maeve Binchy - Mała Frankie

Irlandia, mniej więcej współcześnie. Emily, starsza już kobieta, wraca ze Stanów do Irlandii, bo chce poznać kraj swoich przodków. Wprowadza się do swojej dalekiej rodziny, mieszkającej na ulicy Świętego Jarlata; nie okazuje się bynajmniej ciężarem, bo jej sympatyczny charakter i umiejętność logicznego myślenia sprawia, że rozwiązują się wszelkie problemy, a wszyscy lgną do niej i zwierzają się z kłopotów. Osią całej akcji - chociaż zupełnie nie głównym bohaterem - jest Noel, krewny Emily, młody alkoholik, który niechcący ma za chwilę zostać ojcem. Matki dziecka, Stelli, w zasadzie nie pamięta, nie może jednak ograniczyć się do wsparcia finansowego, bo Stella choruje na zaawansowany nowotwór i umrze podczas cesarskiego cięcia i jest sierotą. Dobra wróżka Emily organizuje siatkę wsparcia, finansuje Noelowi studia i wysyła go do grupy wsparcia dla alkoholików. Małą Frankie opiekuje się cała ulica Św. Jarlata - nieco zdewociali rodzice Noela, których marzeniem jest postawienie świętemu posągu; Lisa, jego przyjaciółka ze szkoły, zakochana bez wzajemności w Antonie, kucharzu-celebrycie; doktor, któremu urodził się syn tego samego dnia, co Frankie; sympatyczny staruszek Muttie i jego wnuki - para bliźniąt-kucharzy, Maud i Simon; emerytowany lekarz i inni. Jedyną negatywną postacią jest Moira, nieledwie demoniczna opiekunka społeczna, wiecznie niezadowolona, skuteczna, ale oschła, jej celem jest wyłapanie każdego potknięcia Noela i odebranie mu Frankie.

Mimo minorowego początku i śmierci jednego z drugoplanowych bohaterów w trakcie, to sielankowa historia o tym, że razem można więcej. Mała Frankie jest zaopiekowana według skomplikowanego grafiku, sporządzonego przez cudowną Emily, wszyscy ją kochają, owszem, zdarzają się drobne potknięcia, skrywane przed Moirą, ale finalnie wszystko kończy się szczęśliwie. Mieszkańcy ulicy Św. Jarlata stanowią cudowną społeczność, każdy jest zawsze dostępny i chętny do pomocy, a w lokalnym sklepiku z używanymi rzeczami, założonym oczywiście przez Emily, rozwiązywane są wszelkie problemy. Nawet skrzywdzona przez życie Moira nabiera optymizmu i naprawia swoje stosunki z ojcem. Nie ukrywam, że wielokrotnie przewracałam oczami przy bardziej cukierkowych scenach, zwłaszcza w sytuacjach, gdy do rozwiązania problemu alkoholowego, braku miłości w domu, zdradzie małżeńskiej, problemach finansowych wystarczy szczera rozmowa albo mały cud w postaci wygranej na wyścigach bądź niespodziewanego spadku od ekscentrycznej wariatki (wariatkę poznajemy po tym, że ma 80 lat i nosi bez względu na porę roku futro na samą bieliznę). Nawet dramatyczny cliffhanger pod koniec książki - czy Noel rzeczywiście jest ojcem małej Frankie (ab crjavr, żr avr wrfg, nyr gb avr fmxbqmv j avpmlz, jlfgnepml cbqemrć jlavxv grfgh QAN) - nie ma żadnego znaczenia, bo wszyscy się kochają. Źli zostają ukarani, odbywa się cztery wesela i pogrzeb (no, dwa pogrzeby), wszyscy jadą nad morze do Bray czy innego Dun Laoghaire. Zupełnie serio nie wiem, czy to wartościowa literatura, ale jeśli potrzebujecie czytadełka na wieczór, to nie jest zły wybór.

Inne tej autorki tutaj.

#119

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 27, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, beletrystyka, panie - Skomentuj


Esi Edugyan - Washington Black

Dziwna to historia, zlepek Verne’a i Whiteheada. Na plantacji trzciny cukrowej na Barbados ma majątek pan Wilde; niewolnicy są traktowani gorzej niż zwierzęta, bo zwierzęta mają wartość, a czarni nie. 11-letni George Washington Black marzy o śmierci, bo wprawdzie urodził się na plantacji, ale jego przyjaciółka i opiekunka, duża Kit, twierdzi, że jeśli się umrze, to się człowiek odradza w rodzinnym kraju, czyli w Dahomeju. Ale zamiast upragnionej śmierci Wash zostaje służącym brata właściciela, Christophera. Jest przerażony, ale okazuje się, że Christopher, który każe nazywać się Tyci, jest naukowcem i abolicjonistą, a chłopca traktuje jak człowieka. Odkrywa w nim talent do rysowania, uczy go czytać, wyjaśnia mu swoje eksperymenty, a kiedy w wypadku Wash zostaje okaleczony, dba o niego. Gdy Tyci dowiaduje się o śmierci ojca i oczekiwaniu rodziny, że przejmie od brata plantację, decyduje się na ucieczkę balonem, co rozpoczyna szereg przygód, mimo że za głowę Washa wyznaczona jest nagroda. Trafiają do Nowej Szkocji, gdzie Tyci opuszcza Washa, co rozpoczyna cały szereg zdarzeń, dzięki którym Wash sam zostaje naukowcem i ze wsparciem uroczej dziewczyny i jej ojca, przyrodnika, rozpoczyna w Londynie budowę pierwszego terrarium.

To opowieść trochę o roli przypadku, o zemście i przebaczeniu, kolonializmie i jego efektach. Są brutalne sceny, ale całość utrzymana jest raczej w tonie lżejszym, autor skupia się głównie na warstwie podróżniczo-przygodowej, mimo że w każdym momencie życie Washa mogłoby zakończyć się tragicznie.

#118

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek listopada 22, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, beletrystyka, panie - Skomentuj


Michał Witkowski - Fototapeta

To była pierwsza książka Witkowskiego, której nie dałam rady skończyć i to nie dlatego, że to zbiór opowiadań. Nieustająco lubię język, wnikliwą, ironiczną obserwację świata przez kogoś “trochę z boku” (aczkolwiek, co ciekawe, nie ma tu żadnych nawiązań do nieheteronormy), niektóre z historii były ciekawe i - co zwykle mi przeszkadza w opowiadaniach - nie urywały się nagle, tylko tworzyły całość z finałem. Niestety, nie przedarłam się przez ostatnie opowiadanie (niedokończoną powieść), w której narracja przeskakuje bez żadnego ostrzeżenia między różnymi osobami, opowiadającym niezależne od siebie historie. Zwyczajnie mi się odechciało, bo czytałam po dwie-trzy strony, odkładałam, zapominałam, wracałam i wreszcie dotarło do mnie, że po co się męczyć.

”Grosz” to chaotyczny monolog przewrażliwionego hipochondryka o wizycie u lekarza. “Kolaboracja” opowiada pijacko-oniryczną historię wyjazdu syna i ojca Witkowskich do socjalistycznej Rosji. “Mosina” to wspomnienie z wizyt u babci w podpoznańskiej mieścinie, którą - tak się składa - mam za miedzą. “Pierroty” są również podróżniczo-wspomnieniowe - mały Michał jedzie z rodzicami na wymianę do Lipska i śpi w opuszczonym na czas wakacji akademiku niemieckich studentek. Króciutkie “Na gapę do raju” to Międzyzdroje zimą, twórczo rozwinięte w “Drwala”. “Kamera” to etiudka o amatorskim nagraniu z rodzinnego grilla. “Po sezonie” i niedokończone “Psie pole” zlały mi się w jedno, małe miasteczko, urywana narracja, raczej szkice niż pełnoprawne historie.

Inne tego autora.

#115

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 11, 2022

Link permanentny - Tagi: 2022, beletrystyka, opowiadania, panowie - Kategoria: Czytam - Skomentuj