Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

P. G. Wodehouse - Wielce zobowiązany, Jeeves

Ten rok nie jest wielce aktywny czytelniczo, znaczy jest, bo już dojechałam do strony 601 z 907, więc całkiem całkiem, ale jeszcze przez 30 dni się nie pochwalę. Do tego obiecałam sobie, że rozładuję ten stos, co kiśnie na szafce przy łóżku, a aktualnie na czubku leży zgarnięty komplet Wodehouse’a z półki, więc. Do tego to jednak kategoria “comfort reading” w zestawieniu ze słoniem w pokoju, wspomnieniami Faludi o ojcu oraz Orbitowskim.

Treść nie jest specjalnie świeża - Bertiego zaprasza kolega, który potrzebuje wsparcia w nadchodzących wyborach, do których pcha go nadambitna narzeczona. Jak się okazuje, to jednocześnie jedna z wielu byłych narzeczonych Bertiego, więc jeśli kolega nie wygra, to Bertie wyląduje z apodyktyczną Florence. A niespecjalnie chce. Wszyscy lądują w majątku ciotki Bertiego, gdzie oprócz wspomnianej pary jest arcywróg Woostera, Spode, aktualnie lord Sidcup, który planuje związek z Madeline, również byłą narzeczoną Bertiego. Ciotka z kolei chce wydoić z pieniędzy amerykańskiego milionera, który sprzedaje jej mężowi zabytkowe srebra, wchodzi więc motyw kradzieży, w którą wplątany zostaje oczywiście Bertie. Pojawia się demoniczny były kamerdyner Brinkley, szantażujący niedoszłego posła księgą, w której zrzeszeni w “Ganimedzie Młodszym” kamerdynerzy notują wszelkie występki panów (sam Bertie ma tam 18 stron). I znowu trzeba zmyślnego Jeevesa, żeby to wszystko rozplątać.

Czytając, zastanawiałam się już po raz kolejny, jak bardzo zmieniłam się albo ja, albo moje poczucie humoru. Pamiętam żywo poprzednią lekturę, kiedy zarykiwałam się w głos ze śmiechu, krążyłam za moim mężem, czytając mu na głos fragmenty; nie doceniał tego specjalnie, ale też nie wystawił mnie za drzwi, musi kochał. Teraz uważam te książki za zabawne, ale nie aż tak, żeby się nimi egzaltować, oczywiście moje lewackie poglądy każą mi tutaj iść w stronę irytacji i “eat the rich”, bo opisana przez Wodehouse’a elitarna grupa społeczna jest, delikatnie mówiąc, bandą idiotów. Boję się trochę sprawdzać “Lesia”, którego nie czytałam również od kilkunastu lat, a wtedy sprawiał mi dużo radości, bo może rzeczywiście się postarzałam i mi poczucia humoru nie staje?

Inne tego autora.

#13

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek marca 7, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, beletrystyka, panowie - Komentarzy: 4

« Liberec - Muzeum Północnoczeskie - Liberec - rozrywki dla mniejszych i większych »

Komentarze

Bazyl
Lękam się powrotów do tytułów, które kiedyś śmieszyły mnie do wypęku. Lesio, Wilt czy Trzech panów ... Może lepiej nie ryzykować? :P
Zuzanka
A widzisz, ja wracam, bo jednak mam nadzieję na miłą lekturę. Zaczęłam "Wszystko czerwone" i - UWAGA - jest śmieszne! O "Trzech panach" pisałam, ale tu czytałam pierwszy raz, więc odpadł mi ten kawałek nostalgii.
Bazyl
Nie no, pan Muldgaard śmieszyć będzie po kres. Ale już taki jadący po bandzie Wilt, może mi się wydać niezbyt wysublimowanym :P
A.I.
Gdy byłam nastolatka, niebywale śmieszyły mnie „Planety”. Czytałam to kilka lat później i już nie miałam pojęcia dlaczego…

Skomentuj