Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Z dziećmi drożej

Nie ma co ukrywać, człowiek dorosły jest w stanie do pewnego stopnia zapanować nad swoim rozszalałym konsumpcjonizmem, dzieci - nie. Dlatego zdecydowanie nie polecam wybierania się do Sea Worldu w San Diego z dziećmi (zwłaszcza kilkoma), bo grozi to bankructwem. Jeśli mi ciężko było wyjść stamtąd bez pluszowej płaszczki (a sporo dorosłych wychodziło np. z pluszową orką długości dwóch metrów), to co powiedzieć o hordach dzieci zróżnicowanych etnicznie, które chciały: cotton candy (ichnia wata cukrowa, od naszej różni się tym, że jest niebieska i różowa, nie robi jej pan patykiem w maszynie, tylko jest w woreczkach, a porcja jest na całą rodzinę[1]), kubeczek z rekinem, czapeczkę, piżamkę i ręczniczek z pingwinem, wielkiego pluszowego Elmo i loda! Park jest do bólu amerykański i nastawiony na czesanie kieszeni na każdym kroku, ale i tak warto - przyjemna symulacja lotu helikopterem, orki, delfiny i pingwiny, a w roli wisienki na czubku zjazd rollercoasterem do wody. Przed wejściem twierdziliśmy, że - haha - jak się podniesie ręce, to będzie fajniej, ale po podjechaniu na rampę i rzucie oka w dół byliśmy już raczej przyczepionymi do poręczy lemurami (choć głośnymi), a niedawno oglądany strip Wullfmorgenhaltera bynajmniej nie pomagał.

Poza tym trochę ciepło. Tak z gatunku "piecze mnie skóra po pół godziny na świeżym powietrzu". Nie dziwię się, że miś polarny miał relaks.

GALERIA ZDJĘĆ.

[1] Coraz mniej się dziwię, że ten kraj produkuje ludzi w rozmiarze 5XL. TŻ twierdzi, że to mutacja genetyczna, ja jednak pozostaję przy tezie, że to efekt wpierdzielania porcji jak dla słonia i popijania dwoma litrami coli czy inne słodkiej lury.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek września 15, 2008

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: usa, san-diego - Komentarzy: 4

« Glonorosty i US Marine - Pustynia Mojave »

Komentarze

wonderwoman

zgadzam się z Tobą. Nie byłam w USA, ale znam kogoś kto był ;-) i Ten Ktoś twierdzi, że wszyscy szczupli ludzie w USA występują w telewizji. reszta to słonie. I lepiej na wyjazdy jechać bez dzieci (zamknąć je np. w szafie)

Zuzanka

Nieno, trochę szczupłych ludzi widać. Ale procent waleni jest spory (i gdzieś mam poprawność polityczną, zwłaszcza na widok spaślaka na wózku, bo i tacy się zdarzają), mam wrażenie, że przesunięta jest granica – u nas sporo jest ludzi „średnich”, z nadwagą, ale posiadających kształty. W US jestem w stanie uwierzyć w panią, co przyrosła do kanapy. A dzieci są straszne – przed nami do kasy stała meksykańska grandma z piątką wnucząt, w sumie przy wejściu wyskoczyła z ponad 400 dolarów (za pół dnia w rozrywkowym miasteczku, a pewnie i w środku wydała swoje na słodycze i napoje).

wonderwoman

wydała pewnie ze 4 razy tyle co przy wejściu…

autumn

hahaha, sama byłam w podobnym miejscu w Kanadzie mając lat 10 ;) wrażenia nie do opisania, ale jakaś dziwna byłam i ja i moja wtedy 3 letnia siostra bo wcale nie chciałyśmy za dużo apmiątek ;) Wata cukrowa różowa rządziła ;) No i pokochałam za oceanem wszelakie kolejki górskie, szkoda że u nas nie ma takich jak tam ;-)

Co do nadwagi to sama mam Mega Wielkiego Męża, ale daaaaleko mu do standardów z USA ... patrząć na to co jedzą, ile jedza i do tego jak malo się ruszaja wcale mnie nie dziwi ich wyglad.

Skomentuj