Myślałam, że nie ma takiej ilości tulipanów, żeby było za dużo. A jednak. Wystawa tulipanów w Palmiarni sprawiła, że po dwusetnym zdjęciu przestałam cieszyć się, że przede mną jeszcze kilkadziesiąt wazonów z bukietami. Wszystkie piękne, w obłędnych kolorach, gładkie i postrzępione, wysokie i niskie, wielokolorowe i monochromatyczne. Przytłoczył mnie nadmiar, a jednocześnie poczucie, że nawet w głowie i na zdjęciach nie zabiorę tego wszystkiego na stałe. Optymalnie byłoby dostawać co kilka dni nową wiązkę kolejnej odmiany, żeby ją obwąchać, podotykać, oswoić i patrzeć, jak więdnie (opcja, żeby posadzić sobie w ogrodzie i patrzeć jak rośnie, odpada z braku ogrodu i umiejętności ogrodniczych). Ciekawa obserwacja - niektóre z tulipanów pachniały jak czosnek.
GALERIA ZDJĘĆ
A sama Palmiarnia nieustająco mnie cieszy, bo za każdym razem znajduję coś innego.
GALERIA ZDJĘĆ
Scenki z kuluarów.
Scenka 1. Pani w szatni użaliła się nad Mają, która w drodze sprytnie pozbawiła się skarpet, że "przecież on zmarznie". Objaśniłam, że nie ma jak zmarznąć, skoro jest ponad 20 celsjuszy w cieniu, a w samej Palmiarni więcej. Pani niezrażona: "Ale nie dla niego!". Teraz już wiem, że dzieci otacza powietrze o innej temperaturze niż dorosłych.
Scenka 2. Pani w przeraźliwie czerwonych kozaczkach na przeraźliwie cienkich szpilkach wyciągnęła zapewne przynależne rodzinnie dziewczę z aparatem z jednej z sal i scenicznym szeptem nakazała jej, żeby robić zdjęcia zbiorowe, a nie każdemu oddzielnie.