Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Wuj Franciszek, pogromca rodziny w coniedzielnych quizach (których był autorem) wjechał pewnego dnia na swym wózku inwalidzkim do salonu i oświadczył, że wynalazł maszynę, dzięki której można zarządzać czasem. Kto nie potrzebuje nadmiarowego czasu (np. oczekiwania na spóźniony pociąg), może sprzedać go potrzebującemu i mieć trochę grosza w kieszeni. Po początkowej fali szydery, bo nawet święty by się nie powstrzymał w takiej sytuacji, a co do dopiero upokarzani po przegranych w quizie Grażyna, siostra Franciszka i Piotr, jej mąż oraz babcia Wiktoria, mistrzyni domina (dla ścisłości dodam, że 6-letnie wtedy bliźnięta Hania i Michaś nie szydziły, bo nie znały tego słowa i były zachwycone wujkiem), wynalazek zmienia cały świat, o czym opowiadają kolejne historie.
Jakże ładnie Jachimek opisuje codzienny świat, z lekką ironią, ale i sympatią, nawet gdy rzecz dotyczy krwawej kadrowej czy przypakowanego dresiarza-zabijaki. Wsadzenie absurdalnego wynalazku wuja w całkiem zwykły, codzienny świat przeciętnych ludzi, których życiowym mottem jest "żeby było normalnie, a jeszcze w dodatku sympatycznie", powoduje oczywiście chaos, co, cytując autora, powoduje, że "wtedy przestawało być sympatycznie, za to z powrotem zaczynało być normalnie".
Książkę dawno temu rekomendowała mi moja H., więc posłusznie informuję, że już po chyba 5 latach przeczytałam.
#66