Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

The Office (US) sezon 2

Z każdym odcinkiem jest coraz lepiej. Każdy, kto chociaż chwilę pracował w korporacji lub miał okazję popatrzeć z boku, odczuje boleśnie większość odcinków. Obowiązkowy wyjazd integracyjny w ulubionej formule niespodzianki (alkoholowy rejs statkiem w połowie stycznia, a dla zmyły w mailu informacyjnym pracownicy są proszeni o zabranie kostiumu kąpielowego). Szef-buc, dowcipkujący ze wszystkiego, szpiegujący emaile pracowników i wpychający się na siłę na prywatną imprezę. Impreza gwiazdkowa z prezentami do $20 dla wylosowanych współpracowników, na której szef kupuje swojemu ulubieńcowi iPoda i nie jest zadowolony, bo dostaje szydełkową rękawicę kuchenną. Coś pięknego i niedrogo.

Najbardziej lubię Jima, głównego salesa, największą szuję w biurze (to już wiadomo, czemu lubię). Jim wymyśla mnóstwo dowcipów, aby ośmieszyć Dwighta (naczelnego przydupasa), nie żeby Dwight sam nie dawał rady. Wmówienie Dwightowi, że w czwartek jest piątek jest proste jak zabranie małemu kotku mleczka. Zamontowanie zawartości szuflad w automacie do batoników - bezcenne. Namówienie go do zamknięcia się w kartonowym pudle w magazynie albo do ufarbowania włosów na blond (szpiedzy są wszędzie) - jak wyżej. Trochę więcej kosztowało namówienie ludzi, żeby cały dzień mówili do Dwighta per Dwayne. Jim kocha się w Pam, recepcjonistce. Pam wprawdzie ma narzeczonego - magazyniera Roya, ale to straszny buc i wcale jej nie kocha, więc ja kibicuję Jimowi (nie powiem, nie powiem :->).

Bardzo fajny jest też drugi plan - chuda księgowa Angela, która ma tajemny romans z Dwightem (zupełnie nie przypomina mi naszej koleżanki M., no nijak nie przypomina ;-)). Nieco zapijaczona Meredith, która co jakiś czas lubi się rozebrać. Ryan - pracownik tymczasowy, który bardzo nie chciał mieć żadnej ksywy (no, wiecie - ten Ryan-w-śmiesznej-czapce czy Ryan-co-ładnie-śpiewa), ale jednak się na własną ksywę załapał. Hinduska Kelly, która uwielbia różowe i bez przerwy gada tak straszliwe pierdoły, że uszy więdną (nie, zupełnie nie przypomina Panny-Futrzane-Buty wraz z koleżanką). Oscar, latynowski lowelas. Pulchna Phyllis, która ma bogatego chłopaka (Cześć, jestem Bob Vance. Vance Refrigerators). Wreszcie zasadnicza i zimna Jen, szefowa z centrali, która z bliska wcale się taka zimna i zasadnicza nie okazuje. I gruby Kevin, który się ślicznie uśmiecha.

Każdy odcinek to inna sytuacja, ale w zasadzie każdy jest o tym samym - jak żyć z ludźmi w biurze. Jak (nie)rozwiązywać konfliktów, jak sprawić, żeby kolejny dzień chociaż trochę różnił się od poprzedniego, jak (nie)zarządzać ludźmi i jak (nie)łączyć życia osobistego z pracą.

Trzeci sezon w pełni, witam kolejny serial, w którym jestem on-line ;-) Oczywiście nie jestem nałogowcem, mogę przestać w każdej chwili.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 18, 2006

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 4

« Does a sleeping cat count mice in his dreams? - Jasminum »

Komentarze

mc murphy

No nareszcie ktoś to ogląda. Myślałem że nikt w Polsce nie zna ‘the office”. Najlepszy serial komediowy (hmmm… czy do końca komediowy?) jaki widziałem. Też polecam wszystkim. Pozdrawiam.

mc murphy

Przypadkiem znowu tu trafiłem i zobaczyłem mój komentarz sprzed roku, dziwne uczucie. Całkowicie zapomniałem, że go dodałem. Co do serialu, miałem nadzieję, że ktoś coś jeszcze dopisze. Czy biuro to taki trudny humor? Zaawansowany? Dla widzów wyjątkowo inteligentnych? Po sobie widzę, że nie, nie jestem nikim wyjątkowym, wręcz przeciwnie jestem prostym człowiekiem, a ten serial po prostu mnie oczarował. A ja jestem nałogowcem, przestanę oglądać nowe odcinki jak przestaną go kręcić. Innej możliwości nie ma. Cześć.

Zuzanka

Jeszcze trochę będą. U mnie w pracy dużo ludzi ogląda, tylko – jak widać – nie trafiają tutaj ;->

mc murphy

Hehehe, witam ponownie :P Mam szczęście do tego postu na tym blogu... I znowu po paru miesiącach się tu znalazłem. Czekam rok na odpowiedź, a z dwa lata znowu tu zajrzę. :D

Skomentuj