Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Szaro, buro, kostropato

Za każdym razem, kiedy przechodzę koło Starego Marycha, myślę o dziadku. Dziadka nie ma już od kilkunastu lat, ale był takim kujawskim Marychem, z rowerem, teczką i kaszkietem. Jeździł rowerem na działkę i do pracy, w teczce przywoził mi czasem przedziwne rzeczy - wyobrażacie sobie, co w erze szarawego papieru kolorowego, który się sam z siebie nie przyklejał, a jak się chlapnęło wodą czy klejem, to się ohydnie odbarwiał, znaczyła ogromna sterta naklejek na przetwory owocowo-warzywne, również zagraniczne? Wytłaczane zagraniczne maliny, ogórki z zadzierzyście zakręconym wąsem (czy był już wtedy Krakus? pamiętam liternictwo i granatowy nagłówek Krakusa), zielony groszek, truskawki wielkości dziecięcej dłoni. I kisił najlepszą na świecie kapustę. Ech. Myślę o nim i mam nadzieję, że przychodzi czasem do niego kot Hera.

Przeszłam się też dzisiaj mimo zimna i ogólnej szarości przez kawałek miasta, częściowo ze znajomą Szwedką, której pokazywałam, co w Poznaniu ładne. Niestety, wstydziłam się przez cały czas, bo mimo że kamieniczki na Ratajczaka czy Taczaka są prześliczne, w bramach klimatyczne zakamarki i śmietnikoty, a w sklepach świąteczna gorączka, to widać odpryskującą farbę, nieremontowane od kilkudziesięciu lat fronty, czuć subtelny zapaszek uryny i na chodnik lepiej patrzeć, żeby nie wejść w zdeponowany siarczyście psi (sądząc z rozmiarów, był to chyba dog olbrzymi) odchód... Smuteczek.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek grudnia 19, 2008

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 7

« Grudzień - Brownie »

Komentarze

Rafał

Melduję posłusznie, że Krakus był (i Możesz mieć go na własność, znaczy się etykietę ofc ;-):http://www.allegro.pl/item510845757_stare_etykiety_prl_7_sztuk.html
No i oczywiście nasz główny towar eksportowy do usiech (nie, nie mam na myśli Górali ;-) – szynka Krakus też była. Dla ludu tylko w Pewexie…

Zuzanka

O! Dokładnie! Teraz to już trochę dorosłam, ale wycięta z etykiety truskawa czy inna malina to był nie lada lans w szkole podstawowej. A dziadek nówki-nierdzewki przynosił, jeszcze nie pocięte,

Rafał

A Dziadka, to Ci zwyczajnie po ludzku zazdroszczę. Bo mnie Adolf H. z pomagierami hurtem obu pozbawił. I tylko tablice uliczne/Powązki sierpniową porą odwiedzane zostały.Na szczęście jednej z Babć się udało :-).I nie, nie chodziło mi o smędzenie.Fajnie jest czytać jak Piszesz o Hery odwiedzinach u Dziadka. Serio, serio.Tak sobie cichutko wyobrażam Swoich. I jest MIŁO.
A tak zupełnie z innej beczki to sobie mini statsy zrobiłem i wyszło, że na kilkadziesiąt podlinkowanych blogów tylko 3 są dziełem facetów (tak, Teklak, WO i Daily) Chociaż ten ostatni się nie liczy bo leń. Ale to i tak się kwalifikuje do jakiegoś specjalisty (tylko, którego Droga Redakcjo??)Pozdrawiam Świątecznie.

Zuzanka

Dziadek lubił koty. I był bardzo. Drugiego dziadka mało pamiętam, bo zahaczył w historii o Syberię i umarł, kiedy miałam 8 lat. A co do podlinkowanych blogów – da dobry pan linka? (faceci milczą i nie piszą, stara prawda).

php

to ja mam więcej szczęścia – jeden mój Dziadek co niemca pogonił odszedł w 1997 a drugi co mu niemiec kazał tyrać – w lipcu br. Tylko że żaden z nich nie miał kotów… właściwie jeden, ten co wcześniej umarł miał jednego kota – na moim punkcie. Dziadek Bolek to był (nie mylić politycznie !).

http://daszka.dicant.net/

Gdzie takie ładne graffiti jest, jeśli wolno spytać? Bardzo ciekawy jest Twój blog, zaczytałam się w nim, że hej:) Serdecznie pozdrawiam i życzę nie gasnącej radości z rzeczy drobnych i codziennych.

Zuzanka

Graffiti jest z ulicy Taczaka, zaraz przy rogu Ratajczaka i pasażu Apollo. Zaraz obok jest bliźniacze, z tego samego szablonu, o ile pamiętam na kolumnie. Dzięki za miłe słowa i polecam się na przyszłość.

Skomentuj