Mam to tłumaczenie z Mierzwą. Naprawdę lubię ten film, a urzekło mnie, że Carmen Maura karmi PRAWDZIWEGO tygrysa i jeszcze się z nim szarpie!
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Bujne lata 80 w strojach i fryzurze. Chłopak piosenkarki Yolandy, narkoman, bierze przy niej zatrutą heroinę i w pamiętniku oskarża ją o swoją śmierć, bo to on jest drama queen w tym związku. Yolanda ukrywa się w klasztorze, którego wizytówkę zostawiła jej kiedyś siostra przełożona, jej fanka. Klasztor jest dość nietypowy, ponieważ siostry zbliżają się do swojego Stwórcy za pomocą samoupokorzenia - siostra Nawóz (w pierwszym tłumaczeniu, jakie słyszałam dawno temu na przeglądzie w Kinie Pałacowym - siostra Mierzwa) chodzi po szkle i co jakiś czas się tnie, siostra Szczur wprawdzie pisze poczytne powieści, ale wydaje je jej siostra (i zabiera pieniądze), siostra Przeklęta opiekuje się tygrysem (tego nie traktuję jak kary!). Siostra przełożona zakochuje się w Yolandzie, ta jednak nie odwzajemnia jej uczuć, aczkolwiek chętnie korzysta z narkotyków, które w klasztorze są dostępne (siostra Nawóz chętnie co jakiś czas łyka jakieś kwasy, a potem ma wizje, dlatego może uwierzyć, że siostra Szczur je szpinak, a nie wyłudzone od tygrysa ochłapki mięsa). Klasztor boryka się do tego z problemami finansowymi po śmierci głównego fundatora, a jego żona, wymalowana ekscentrycznie Markiza, zabiera dotychczasowe wsparcie.
Jest i nowoczesny całun turyński, zdjęty z makijażu Yolandy, kolekcja sukien dla Matki Boskiej w stylu haute couture, misjonarka zjedzona przez kanibali i dziecko wychowane przez małpy. Siostra Nawóz i jej sugestie, że może się dać ukrzyżować ku radości gawiedzi przypominają mi barda z Asteriksa. Almodovar niespecjalnie ceni nabożność i kościół, ale tu jeszcze traktuje to dość kabaretowo.
Inne filmy Almodovara.