Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Neil Gaiman w “Sandmanie[1]” opisał upadłego anioła, Lucyfera, który znudzony i zirytowany ucieka z piekła, osiedla się w Los Angeles i gra w knajpce na pianinie w przerwach między uciechami cielesnymi. Na bazie tego wątku powstał serial o konsultancie LAPD pochodzenia nadnaturalnego, właścicielu klubu nocnego Lux. Początkowo rzecz wyglądała na przyzwoity procedural z ładną panią detektyw i krnąbrnym, acz uroczym “złym chłopcem”, którego supermocą poza nadludzką siłą i odpornością na zranienie[2] jest uzyskiwanie szczerości u przesłuchiwanych, którzy wbrew woli odpowiadali na pytanie o swoje największe pragnienie. W pierwszych sezonach osią intrygi jest chęć odkrycia, czemu detektyw Chloe nie jest zupełnie wrażliwa na urok Szatana (w przeciwieństwie do poznanej w pierwszym odcinku terapeutki Lindy, która nieprofesjonalnie pobiera opłatę za porady w naturze). Potem sprawa się komplikuje, bo do akcji włącza się anioł Amenadiel, który - na polecenie Ojca - usiłuje ściągnąć Lucyfera do piekła. I jak niespecjalnie lubię powracające wątki w serialach kryminalnych, tak tutaj rozwiązywanie poszczególnych zagadek jest potraktowane dość pretekstowo, a to, co istotne, to walka Lucyfera o swoją wolną wolę i samostanowienie (w co włącza się sukcesywnie coraz więcej nadnaturalnych istot, a finalnie i do “zwykłych” ludzi dociera, że Lucyfer przedstawiając się jako diabeł jednak nie używa metafory).
Przez 4 sezony (i zmianę wytwórni) poziom serialu się zmienia, raz bywa zabawniej, raz trochę nudno, zdarzają się odcinki pisane ewidentnie na potrzeby chwili (#blacklivesmatter, silne wsparcie LGBT). Czasem psychologia postaci siada, ale przeciętnie to i tak całkiem zgrabna i przewrotna historia o roli religii w życiu (oczywiście pełna herezji i pokazująca nieco odmienną perspektywę niż kanon literatury). Wybaczam schematyczne odcinki, bo obsada jest przednia (Tricia Helfer! Tom Ellis z eyelinerem!), drugi plan bogaty (anioł, matkoboska, nieortodoksyjna specjalistka medycyny sądowej, atrakcyjna panna demon, ironiczna terapeutka czy pierwszy zabójca) i dialogi bardzo dobre, nawet jeśli nie da się zaangażować w psychologię bohaterów. Jak lubicie, to doskonały serial do drinking game (za każdym razem, gdy ktoś wzywa imię boga nadaremno, Lucyfer przewraca oczami).
[1] Którego zaczęłam czytać na bieżąco, jak wychodził, ale poddałam się chyba po trzeciej części, bo mam sklerozę i w pół roku zapominam, co czytałam wcześniej, więc stwierdziłam, że poczekam, aż wydadzą całość. I jak rany, nie mogę się do takiej masy komiksów zabrać.
[2] Rzecz się komplikuje, bo z dziwnych względów przy pani detektyw Lucyfer staje się śmiertelny. I chyba się zakochuje naprawdę. Sezon 1. Ona też. Sezon 2. Ale wszystko jest przeciwko nim. Sezon 3. Ona widzi jego prawdziwą twarz. Sezon 4.