Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Louie

Jak już macie dość gładkich seriali o ludziach pięknych, którym w życiu się ostatecznie zawsze układa mimo drobnych niepowodzeń i są skazani na sukces, to zawsze jest "Louie" - serial "komediowy" o 42-letnim rozwodniku, w dużej mierze autobiograficzny (chociaż, oczywiście, granica między rzeczywistością a scenariuszową kreacją jest rozmyta). Louie jest stand-uperem, opowiada na scenie przerażająco zabawne historie o tym, jak to jest być nieatrakcyjnym singlem bez specjalnych perspektyw w Nowym Jorku. W życiu tło tych historii już nie jest specjalnie zabawne, raczej gorzkie, nawet biorąc po uwagę komediowe przerysowanie - niechciany i przypadkowy seks, kontakty z dziećmi po rozwodzie, próby budowania kariery (kilkuodcinkowy cykl o udziale w "Late show" jest dość dramatyczny). Louie jest cyniczny i obserwuje świat bez optymizmu, ale to nie jest tak, że podejmuje same złe decyzje, zwyczajnie tak się składa. Na randce w ciemno jest zmuszony do seksu oralnego, podczas wizyty u zaprzyjaźnionego lekarza jest upokorzony i wyśmiany, jeździ z programem rozrywkowym w miejsca, gdzie niespecjalnie jest widownia. Współczucie miesza się z poczuciem żenady i podziwu, bo jednak rzadko kto jest w stanie się przyznać do masturbacji, spędzenia połowy życia w łóżku i braku celu.

Na boku bardzo podoba mi się kwestia, jak to Amerykanie ładnie określają, heritage aktora/twórcy. Louis C. K. jest z pochodzenia Węgrem, wychowywał się w Meksyku, a C. K. to sposób zrozumiałego dla Amerykanów zapisu nazwiska Szekely.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek września 28, 2015

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj

« O średniowieczu w 3D na Śródce - Pierwszy raz... »

Skomentuj