Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Jerzy Łaniewski - Ruiny

Lata 50. W tytułowych ruinach zostają znalezione zwłoki Janette Worek, młodej repatriantki z Francji. Akcja milicji jest dość chaotyczna - młody prokurator Jacek Trzebiński, niewyspany po nocy nad brydżem[1] prowadzi sprawę, bo jako jedyny ma telefon[2], a zgon i wstępną ocenę ciała robi internistka z łapanki. Akcja prowadzona jest dwutorowo: opis śledztwa, które głównie skupia się na Janie Worku (it’s always a husband) przeplatają relacje z procesu, gdzie młodego prokuratora, przekonanego o winie męża bezlitośnie punktuje z zaniedbań w śledztwie stary wyga, adwokat Wisłocki. Sam oskarżony przyznaje się do tego, że planował niewierność (Moja żona była chorowita, w nocy była zawsze zmęczona, senna, nie dała się obudzić i dlatego miałem zamiar ją zdradzić…), ale wystarczyło skłamać, a nie mordować. Wtem książeczka kończy się słowami “Sędzia podejmie decyzję”. I tyle, bez wyjaśnienia, co się stało i kto zabił. Tak się nie robi.

Się nosi: angielski battle-dress. Się pali: wczasowe, chesterfieldy i caporale (dla świadków, bo jak zapalą dobry papieros, to chętniej mówią).

Się je: krem sułtański (Janette), czarny chleb z formy i bułki paryskie, które Janette przywozi z drugiego końca miasta, kiełbasę, wędlinę i ogórki (na szkolnej imprezie).

Się pije: kawę i herbatę, wino (na szkolnej potańcówce). Za kulisami się pije więcej, bo zwłoki znajduje zbierająca butelki staruszka.

Humor codzienny:

- On [Jan Worek] tam rozumów za wiele nie zjadł. A jak się taka mądra na niego zezłości, to mu coś powie takiego, że nie zrozumie i wstyd mu będzie powiedzieć, że nie rozumie. To się zezłości i babę zleje. Mówię, jak myślę, bo sam bym taką zlał. A ta jego Żanieta, czy jak, to i do bicia się nie nadaje.
Na sali rozległy się tłumione chichoty. Sędzia Lepiński też nieco poczerwieniał na twarzy. Jego grdyka wykonywała ruchy, jakby połykał śmiech.

[1] Powodem zarwanej nocy był bridge - jedyna naganna słabostka młodego prokuratora o proletariackim sumieniu i piastowanej w zetempowskiej duszy wrogości dla wszystkiego, co choć trochę pachniało „zachodnim stylem życia”. (...) Więc nawet, w dobie bezpardonowej walki klasowej młody prokurator pozwalał sobie czasem na spędzenie nocy w składzie dobranej czwórki. (...) Cóż tu bowiem ukrywać — Jacek grał już znakomicie, a że dawni koledzy ojca posiadali jeszcze resztki przedwojennych fortun, a w brydża grali ostro, taka spędzona przy kartach noc przynosiła mu niejednokrotnie więcej , niż cały miesiąc spędzony przy biurku podprokuratora dzielnicowego.

[2] (...) tę pierwszą poważną sprawę dostał prokurator Trzebiński tylko dzięki nie najlepszemu pochodzeniu społecznemu. Znakomita bowiem większość młodzieży z zespołu prokuratury Warszawa-Praga pochodziła z mocnych klasowo, robotniczych rodzin. A takie rodziny - jak wiadomo - telefonu w domu nie posiadały.

Inne tego autora, inne z tej serii.

#112

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek grudnia 28, 2023

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2023, kryminal, panowie, prl - Skomentuj

« Jakub Żulczyk - Dawno temu w Warszawie - 57%, czyli o odgracaniu »

Skomentuj