Słynne imię "Ninel"! Doceniam!
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
To chwilowo ostatni tom, jaki mam, przygód Daszy Iwanownej. Wyznam, że boję się następnego, bo poprzeczka idiotyzmów jest postawiona bardzo wysoko. Wątek kryminalny rozpoczyna się, gdy Dasza ratuje samobójczynię spod pociągu, która jednak bynajmniej nie jest jej wdzięczna, na tyle, że po tym, jak ją zwyzywała i została odwieziona do szpitala, poprawia próbę samounicestwienia, tym razem skutecznie wyskakując z otwartego okna. Wątek obyczajowy za to wprowadza nowy gość w willi w Łożkinie - Alisa, prawie była żona byłego męża Daszy, Maksa (tego, co siedział w areszcie za morderstwo poprzedniej żony). Wprowadza się nie dość, że z meblami ("wystaw swoje, a ja wstawię moje, bo to antyki!"), to jeszcze z małpą - Freddym oraz zaczyna rozstawiać wszystkich po kątach: niewybrednie obraża gospodynię i kucharkę, wprowadza do domu wiecznie podpitych gości oraz w roli wisienki na czubku - szamana Filę. Szaman organizuje pochody dookoła domu, obficie kropiąc wszystko płynem do mycia okien, seanse wypędzania złego ducha, przepowiada przyszłość i rozdaje talizmany. Dasza oczywiście na to wszystko pozwala, wszak ruska gościnność zobowiązuje, nawet jak małpa tłucze po głowie psa. Niestety, od poprzedniego tomu autorka zapomniała, że Daszeńka wprowadziła do domu Bonifacego, dziadka-karatekę oraz że pułkownik Diegtiariew sprzedał mieszkanie, żeby również zamieszkać w Łożkinie i kontrolować, czy Dasza nie wdaje się w następne śledztwo. Bonifacy wyparował, los Diegtiariewa był nieco łaskawszy, bo został jawnie wysłany na wycieczkę do Paryża i zwiedzał D'Orsay.
Samozwańcza detektyw szuka więc przyczyn samobójstwa pięknej, anonimowej brunetki, ponieważ lokalna milicja ma to zasadniczo w głębokim poważaniu. Najpierw zostaje wprowadzona w błąd, denatka zostaje skremowana jako ktoś inny, co wychodzi na jaw w okolicznościach niefortunnych, bo na stypie, gdzie rozpoznana przez siostrę Ninel pojawia się, nieco zirytowana. Niechętna lokalna milicja daje się obłaskawić domowym obiadkiem, a Daszka krąży po Moskwie i odkrywa kolejnych samobójców, którzy - tak jak denatka, którą każdy z nich kochał - skakali z okien. Po drodze w Łożkinie wpadają rosyjskie służby san-epid, albowiem wracający z Indii Arkasza dostaje wysypki, którą lekarz bierze za dżumę (ewakuacja, wszyscy - łącznie z szamanem - zamknięci w izolatce, dom i zwierzęta wypryskane czymś śmierdzącym), ale szybko się okazuje, że to uczulenie. Wracając do wątku kryminalnego, jest sekta gwałcących się pod wpływem narkotyków wychudzonych ludzi, przemoc w rodzinie, charyzmatyczny i zły przywódca, który na samym końcu, mimo wykrycia i aresztowania, hipnotyzuje milicję i znika, zostawiając wszystkich w pół słowa.
Jak zwykle, między wierszami jest sporo obserwacji noworuskich, kilka bezużytecznych obserwacji typu, że uprane ruble przeżywają, a z dolarów schodzi farba, aczkolwiek mniej niż w poprzednich tomach.
Inne tej autorki tu.
#52 (to co, fajrant?)