Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Czarownica / Czarownica 2

Pierwsza część sprzed kilku lat to historia Śpiącej królewny opowiedziana z perspektywy Złej Wróżki. Maleficent (pejoratywnie przetłumaczona jako Diabolina) jest władczynią Kniei, baśniowej krainy często najeżdżanej i niszczonej przez ludzi. Zakochuje się w Stefanie, człowieku, którego uważa za przyjaciela, niestety dżentelmen wyżej sobie ceni rękę królewny, więc usypia czarownicę i odcina jej skrzydła, dzięki czemu ma trofeum pozwalające mu na przejęcie tronu. Kiedy Stefanowi rodzi się córka Aurora, rozczarowana do ludzi Maleficent przybywa na jego dwór i rzuca klątwę (16 urodziny, kołowrotek, ale że nie jest tak naprawdę zła, tylko zawiedziona, daje też pocałunek miłości). Stefan błyskotliwie wysyła niemowlę daleko od siebie, pod Knieję, pozostawiając ją pod opieką trzech idiot^Wkwiatowych wróżek. Łatwo się domyślić, że czarownica zaczyna się dzieckiem opiekować i po jakimś czasie kocha je jak własne. W finale jest skrzętnie ukryty kołowrotek, chory psychicznie ojciec, piękny książę i wreszcie pocałunek (może niekoniecznie taki, jak u Grimmów, ale wróżba się spełnia). Ładna, kolorowa historia, nieco niezbilansowana nastrojem, bo sporo czasem dość prostych gagów przeplata się z prawdziwym dramatem skrzydzonej czarownicy. Oraz ludzie są źli.

Część druga zaczyna się kilka lat po obudzeniu Aurory, która aktualnie jest władczynią Kniei. Chce wyjść za mąż za pięknego księcia, który wprawdzie jej nie obudził, ale i tak się zakochał. Maleficent jest sceptyczna, tym bardziej, że ktoś porywa magiczne stworzenia z kniei, ale zgadza się na spotkanie z przyszłymi teściami - sympatycznym królem Johnem i knującą coś złego królową Ingrith. Na kolacji rozwija się piękna awantura, Ingrith dźga męża wrzecionem, wina spada na czarownicę, od której odwraca się również Aurora. Podwójnie rozczarowana Maleficent odlatuje, źli ludzie strzelają do niej żelazem i ją ranią, ale w ostatniej chwili zostaje uratowana przez latającego mężczyznę z rogami. Teraz płynnie przechodzimy w sielską krainę Avataru[1], gdzie mieszka nieznana rasa stworów, wyglądających na krewnych czarownicy[2]. Zepchnięci przez ludzkość na margines świata, dzielą się na tych, którzy chcą ze wsparciem czarownicy ludzkość zgładzić oraz na tych, co wierzą w unię między gatunkami. Intryga Ingrith, która znalazła sposób na unicestwienie magicznych stworzeń, polaryzuje ekipę Latających Rogaczy, które decydują się jednak napaść na królestwo ludzi.

Ponownie, ludzie są źli, kibicujemy Kniei i czarownicy (a potem Latającym Rogaczom, mimo że większość z nich chce rozwiązań ostatecznych). Niestety, fabuła pokazująca to jest dość pretekstowa, piękne obrazki scen walki chaotyczne (zbrojenie się, próba broni, lecą, nie strzelać, lecą, strzelać, grać, lecą, zawracają, lecą, strzelać…), a całość niezbilansowana. Slapstikowe żarty (zamiana największego złola w kozę czy trening uśmiechu przed uroczystą kolacją) kontra holocaust zamkniętych w kaplicy bohaterów i wielkie poświęcenie jednej z ważniejszych postaci mogą przejść jako akceptowalne w odbiorze 10-latki (chociaż twierdzi, że było trochę nudne), ale nie robi to dobrego filmu. Punkty dodatkowe za świetną Jolie i Ejiofora, reszta niestety albo grała charakteryzacją albo nie grała w ogóle (dwie miny Fanning).

[1] Jest to absolutnie piękne graficznie, ale też absolutnie nieuzasadnione fabularnie [2].

[2] Tym bardziej, że Maleficent nie jest świadoma, że pochodzi z innego gatunku niż pozostali mieszkańcy Kniei oraz nie wyjaśnia się, czemu akurat tam dorastała sama i skąd się wzięła.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek listopada 25, 2019

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj

« Ewa wzywa 07 22-23-24 - O tym, że Wałbrzych niespecjalnie piękny (podobno) »

Skomentuj