Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Kudowa-Zdrój. Po weekendowych baletach kierowca taksówki, zamówiony na rano, znajduje fryzjerkę, zwaną Księżniczką, zamordowaną, a jej mieszkanie splądrowane. Na ścianie napisy, sugerujące dawne porachunki. Milicja ochoczo wchodzi na miejsce zbrodni, mikroślady, zapach, przepytywanie mieszkańców, lokalizowanie skrytek oraz badanie przeszłości, bo nie dość, że Księżniczka rozprowadzała lokalnie walutę, również fałszywe dolary, to jeszcze miała bujne życie uczuciowe, również z obywatelami NRD. Wieje halny, wszyscy są niespokojni, więc przy okazji tego morderstwa służby są wzywane do samobójstwa osoby z problemem alkoholowym, gwałcicielowi[1] udaje się przypiąć umorzone z braku dowodów sprawy, przemytnicy walut i dzieł sztuki trafiają za kratki, udaje się się wykryć fałszowanie dokumentów oraz kradzież przemysłową i bimbrownię. Morderca jest osobą z traumą - wychowywany w patologicznej rodzinie z ojcem alkoholikiem i przemocowcem, prześladowany przez rówieśników, straumatyzowany, zaczął nienawidzić ludzi, kiedy miał 10 lat; nienawidził wszystkich, którym się w życiu powodziło, a kiedy odkrył, że Księżniczka ma skitrane walory, nie wahał się długo.
Pół książki to laurka wystawiona wałbrzyskiej i wrocławskiej milicji. Wybitni fachowcy, dyspozycyjni, rzucają się na robotę jak Reksio na szynkę: “w takim gronie czuł się doskonale. Nie trzeba było zbędnych słów. Rutyniarze. Zawodowcy. Amioła pomyślał, że takich facetów dobrze mieć wokół siebie i w robocie, i na dansingu, i w ciemnej ulicy”. Jeden z funkcjonariuszy ma prześliczne zęby i oszałamiający uśmiech. Jeden z milicjantów “zawsze silił się na obiektywizm, ale dwóch kategorii ludzi nie znosił żywiołowo: aktorek i w ogóle artystek, którym się nie udało, i dziennikarzy, którym się powiodło w życiu. Straszni ludzie. W niektórych sytuacjach nieobliczalni, czasem wręcz niebezpieczni”. Nie lubi się też rudych (“ale gdyby pan go zobaczył: cały w plamkach i ryżych włoskach, a do tego chamska pazerność na pieniądze i ta głupia morda”) i brzydkich, starych bab (“szczególnie wredna baba, Harpagon - widziałem ją kiedyś. Buzia długa i gładka jak u grenadiera po czarnej ospie, w ramionkach szeroka jak ja. Niech skonam - „Koń, Który Mówi””). Wyjaśnione też jest, czy trzeba się bać milicji: “Od razu przypomniał sobie wszystkie amerykańskie filmy i przesłuchania. Jak policjanci bili, kopali facetów. Ale milicja chyba nie bije? Zawsze pytał o to kumpli, którzy już siedzieli. Właściwie z opowiadań kumpli interesowało go tylko to, czy milicja bije. Tamci mówili, że nie. Że czasem parę pałek dla otrzeźwienia, jak kto był zalany i podskakiwał, albo jak się sam rzucał do bicia. To przylali. Ale żeby na przesłuchaniu, to nie. Więc luzik. Tytuł wyjaśnia się w trakcie śledztwa - morderca, żeby uniknąć wykrycia, jedzie do i z domu ofiary na stopa, co zabawne, podwożą go nieświadomi funkcjonariusze w cywilu.
Się pije: Krwawą Mańkę, koniak Biały Bocian, żytniówkę na uspokojenie, jarzębiak do obiadu, soplicę i stocka do przesłuchania, gin, bardzo mocną herbatę yunan, oryginalną śliwowicy (lepsza od koniaków), luksusowy winiak.
Się pochyla nad dłońmi przesłuchiwanych pań: wiadomka.
Się żuje: natkę pietruszki dla zabicia odoru wódki.
Się kupuje w Pewexie: żytniówkę, gin i carmeny.
Się pali: sporty, klubowe, carmeny.
Mizoginia: “(...) - Nie, to nie ja, to Nona Gaprindaszwili - mistrzyni świata. Znalazłem w „Trybunie" jedną z jej finałowych partii z ostatnich mistrzostw i chciałem obejrzeć dokładnie. Wie pan, znałem parę dziewczyn, które grały, ale były to tresowane niedźwiadki. Bardzo ciekaw jestem tej Gruzinki. I czy w ogóle kobieta może mieć pojęcie o szachach?”
[1] ”Naczelnik nie powiedział tego głośno, ale (...) sprawy zgwałcenia rozegrano fatalnie”. Jedną kobietę przestępca “pobił, bo głupia nie chciała. A kiedy podrapała go po twarzy, to wypchnął z szoferki”, nagą zimą na drogę. Sprawy nie rozwiązano, bo nie udało się sensownie przesłuchać straumatyzowanej kobiety z zapaleniem płuc. Druga podpisała oświadczenie, że pożycie intymne było za zgodą, bo bardziej bała się reakcji męża i chciała, żeby gwałciciel “się śpieszył, bo staremu nie zdąży dać kolacji”. Trzecia “narobiła takiego rabanu, że pół wsi się później śmiało. I w ten sposób dowiedział się o wszystkim jej mąż. Sprał babę i kazał meldować na milicji. To poszła. Im dłużej ją przesłuchiwali, tym bardziej wszystko jej się plątało. To już komentowali milicjanci. W końcu nie ustalili, jak to z tym gwałtem - nie gwałtem było. Kobieta sama doszła do wniosku, że lepiej nie robić wokół tego szumu. Chłop na pewno już dostał za to od swojej baby…”.
Inne tego autora, inne z tej serii.
#2