Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Żeby popłynąć do Albanii, wystarczy okazać dowód osobisty (co dość zirytowało jednego z uczestników wycieczki, który machał paszportem, że jakto, że dowód osobowy wystarczy?!) i już można wejść do strefy wolnocłowej w porcie w Kerkyrze. Szału nie ma, perfumy, papierosy, wypiteczności i silna nadreprezentacja Monster High. Do Sarandy płynie się niecałą godzinę, tym razem również - jak na Paxos - Ioanian Cruises. Cena zależy od organizatora, w Rainbow Tours to było ok. 25 euro od łebka (dziecko mniej) plus obowiązkowe 10 euro opłaty portowej.
To już ostatni odcinek powakacyjny, mogę ewentualnie jeszcze pomarudzić, że chciałabym spędzić dwa dni więcej w samej Kerkyrze, a na wyspie objechać kilka miejsc, których nie widziałam. Może kiedyś.
PS W Albanii zrozumiałam, o co *mogło* (bo o co chodziło, to jednak się nie podejmuję oceniać) chodzić Kydryńskiemu Juniorowi, kiedy zachwycał się niestosownie erotyczną głębią sarnich oczu egzotycznych dziewczynek. Przy huśtawce zobaczyliśmy może 8-latkę, szczupłą, długonogą, czarnowłosą, w samych spodenkach. Tak piękną, że chciałabym przez najbliższe 10 lat patrzeć, jak dorasta.
PSS Oraz starsze dziewczę, handlujące bransoletkami na deptaku, usłyszawszy, że mówimy po polsku, wyskandowało dla nas pean pochwalny na cześć Lewandowskiego i wzniosło jakiś piłkarski okrzyk. Potęga Europy w piłce nożnej, te sprawy.