Więcej o
Oglądam
Trochę historii - skąd się wziął Magneto i czemu się znielubił z profesorem Xavierem, który wtedy jeszcze nie nazywał się X. Zły eks-nazista Shaw (ładnie postarzały Kevin Bacon), który swego czasu zabił w obozie koncentracyjnym matkę Magneto, chce doprowadzić do wybuchu nuklearnej trzeciej wojny światowej, żeby ludzie się wzajemnie wytłukli, a świat mogli zaludnić mutanci. Magneto chce walczyć z ludzkością, Xavier chce koegzystować.
Może ze względu na to, że - poza doskonałą sceną z Wolverinem - nie było klasycznych x-manowych bohaterów i jakoś trudno było odbierać całość poważniej. Człowiek-nietoperz, panna ze skrzydełkami, wielka stopa (a potem wielki futrzak), granatowa panna umiejąca się morfować w dowolną postać i miotający ogniem młodziak są trenowani w zamku profesora X pod okiem jego przyjaciółki z CIA. Film zrealizowany w stylu wczesnych Bondów, z typową dla tych czasów animacją i sposobem filmowania. Bieganie w dresikach, trening na manekinach, brakuje tylko sceny z martini wstrząśniętym, nie mieszanym.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela czerwca 3, 2012
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 1
Śliczne od pierwszego wejrzenia. Scenograficznie wygląda jak mroczne "Pushing Daisies", a klimatycznie - jak wampiry i wilkołaki razem wzięte. Scenariusz każdego odcinka zakłada, że motyw ze starogermańskiej baśni pojawia się uwspółcześniony w Portland, a Nick Burhardt - detektyw lokalnej policji, który nagle się dowiaduje, że jest pogromcą mitycznych stworów - rozprawia się z każdym po kolei. Jest to trudne, ale nie niemożliwe, bo umierająca ciotka zostawia mu w spadku arsenał pełen skomplikowanej broni, flaszki z truciznami i eliksirami oraz bogato wyposażoną biblioteczkę w języku niemieckim. Na poziomie serii oprócz poszczególnych "baśni" i stworów w każdym odcinku, w tle dzieje się skomplikowana intryga jeszcze z czasów pradawnych, bo nie tylko Grimm poluje na pół-ludzi pół-zwierzęta, ale też i ktoś poluje na Grimma.
Nick ma pecha, bo niespecjalnie może się swoją zdolnością podzielić z otoczeniem - boi się, że dziewczyna i partner z wydziału niespecjalnie uwierzą w historię, że umie zobaczyć wokół siebie nie-ludzi. Szczęśliwie już w pierwszym odcinku pozyskuje Monroe, zreformowanego wilkora-wegetarianina, uprawiającego jogę i grającego na instrumencie smyczkowym. Wilkor jest mocnym punktem serialu - jest ironicznym i wygadanym erudytą, nie wygląda na kogoś, kogo przodkowie zajmowali się gonieniem i mordowaniem ludzi i zwierząt. Dla mnie to mocny plus dla serialu, bo bez wilkora jest dość przeciętny.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek czerwca 1, 2012
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Komentarzy: 4
Bardzo lubię złe filmy. Takie, w których niewiarę zawieszam na bardzo mocnym kołku, a każde pojawienie się absurdu witam śmiechem (wersja dla twardych: #4morons drinking game - za każdym razem, kiedy...). Nie lubię natomiast filmów nudnych i nielogicznych, a niestety C&A takie jest. Niby wszystko w porządku, bo zestawienie dojrzałego Dzikiego Zachodu wyekwipowanego w marne pistoleciki, konie czy kapelusze ładnie kontrastuje z klasycznymi, tryskającymi kwasem i nienawiścią jaszczuropodobnymi Obcymi, latającymi na zwrotnych dwuskrzydłowcach.
Twardy Daniel Craig z amnezją, ale zaopatrzony w tajemnicze gizmo na ręku (nie da się zdjąć, a amnezja powoduje, że nie wie, co się z tym robi) wkracza do miasteczka, w którym rządzi Harrison Ford z pyskatym synem. Miasteczko nie chce obcego, robi się mała awantura, w barze, snuje się urocza acz tajemnicza Olivia Wilde, po czym na miasteczko napadają statki kosmiczne i porywają co atrakcyjniejsze egzemplarze. Mimo niesnasek wszyscy jadą odbić swoich, docierają do statku-matki Obcych; tu trochę ich zatyka, bo wehikuł jest spory, ale Craig w międzyczasie odkrył, że jego bransoleta może skutecznie obcych demolować.
Co jest słabe: Obcy zdecydowanie nie wyglądają, jakby mieli możliwość rozwinąć cywilizację techniczną, Olivia Wilde wygląda cały czas na bardzo przerażony szkielet obciągnięty atrakcyjną skórą (a wątku z feniksem już zupełnie nie rozumiem) i naprawdę nie jestem w stanie uwierzyć, że kilku niedomytych panów w skórzanych spodniach jest w stanie rozwalić kogoś, kto używa laserowych noży i prowadzi zaawansowane eksperymenty na ludziach.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 16, 2012
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 3
To serial o stereotypach, doskonale sobie zdaję z tego sprawę, ale tak świetnie zagrany, że nawet powtarzanie żartów o końskiej kupie, niskim wzroście Azjatów, jurności Ukrainców oraz nielitościwe nabijanie się z hipsterów nie nudzi przez cały sezon. Jest pieprznie, bez dyplomacji i zabawnie, ale czasem spod tej warstwy widać melancholię i smutek niespełnionego życia.
Kelnerki - Max i Caroline są zupełnie różne, mają tylko jedno wspólne - pusty portfel. Max Black jest dziewczyną z Bronxu, twardą i doświadczoną pesymistką, dorabia sobie jako opiekunka dzieci u bogatej i przeraźliwie głupiej Peach, a do tego piecze świetne babeczki. Caroline Channing jest obiecującą absolwentką prestiżowej uczelni ekonomicznej, do niedawna wraz z ojcem milionerem mieszkała w wielkim apartamencie na Manhattanie, po czym nagle ojciec został aresztowany za malwersacje, wszelkie zasoby skonfiskowane, a Caroline ląduje na bruku (i w bistro, jako kelnerka). Dla odmiany jest wieczną optymistką i uważa, że każda sytuacja oznacza szansę na coś lepszego. Wbrew początkowej niechęci Max, Caroline (wraz ze swoim koniem i walizką z odzieżą od Chanel) wprowadza się do małego mieszkanka Max i zaczynają - również wbrew niechęci Max - planować założenie babeczkowej kawiarenki.
Na drugim planie same smakowitości. Przy wejściu bistro siedzi Earl - fantastyczny 75-letni ciemnoskóry z wielką klasą, kasjer i muzyk, przyjaciel obu dziewcząt. W kuchni Oleg - ukraiński żigolo, mistrz patelni, dwuznaczności i sugerowanego pożycia intymnego. Han - właściciel knajpki, Wietnamczyk nikczemnego wzrostu - bardzo chce spotkać dziewczynę oraz usiłuje prowadzić knajpkę twardą ręką. W trakcie serialu pojawia się Johnny - barman z okolicznego baru, a po godzinach artysta-grafficiarz, który czuje miętę do Max i pełna wdzięków wszelakich emigrantka z Polski - Sophie (Oh, Stiffler's Mom!), prowadząca z sukcesami własne przedsięwzięcie.
Wprawdzie do końca pierwszego sezonu dziewczynom udało się uzbierać raptem $927.00 na otwarcie kawiarni, ale liczę, że przez następne sezony sytuacja się nieco poprawi. Wspominałam, że zakochałam się w Max?
[EDIT] Niestety, kolejne sezony to równia pochyła - te same żarty, coraz bardziej natrętny śmiech z puszki i coraz wyżej ustawiane przeszkody przed bohaterkami. Wytrzymałam do końca, ale Wy nie musicie.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek maja 14, 2012
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Komentarzy: 10
Walc z Baszirem powstał w oparciu o sny, urywki wspomnień i to, co świadomość skrzętnie ukrywała na co dzień przed reżyserem, Arim Folmanem. Ari, po rozmowie z przyjacielem, do którego prawie co noc we śnie przychodziło 26 wściekłych psów, uzmysłowił sobie, że nie umie przypomnieć sobie szczegółowo, co robił podczas wojny libańsko-izraelskiej w 1982 roku. Najmniej pamięta dzień masakry w obozie palestyńskich uchodźców, mimo że jest przekonany, że był tam wtedy. Odwiedza swojego terapeutę, a potem po kolei przyjaciół i dalszych znajomych, o których wiedział, że brali udział w wojnie ćwierć wieku temu. Żaden z nich nie ma w głowie całego obrazu, każdemu brakuje jakichś elementów. Niektóre obrazy i sceny wydają im się snem, co do innych wydarzeń są przekonani, że brali w nich udział, mimo że tak nie było. Wizje z pogranicza jawy i ułudy są na tyle drastyczne, brutalne i nieakceptowalne, że trudno się do nich przyznać i łatwiej uznać, że powstały w wyobraźni.
Film powstał w nietypowej jak na film dokumentalny technice rysunkowej ze świetną, mocną punkowo-rockową muzyką z epoki. Na samym końcu widać przerażający kontrast między zwyczajną aktywnością żołnierzy, nawet przerywaną umownie pokazaną śmiercią, rozpryskiem rysunkowej krwi czy płomieniami, a zdjęciami pomordowanych w obozie uchodźców. To film o tym, jak wojna krzywdzi również tych, którzy z niej wyszli bez fizycznego szwanku, jak ciężka jest praca z traumą i jak bolesne może być uzmysłowienie sobie całej prawdy (jeśli to w ogóle możliwe). To film o tym, że w każdej wojnie są tylko przegrani.
[Tekst "Walc z Baszirem" do Magazynu Business&Beauty, czerwiec 2012].
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek kwietnia 23, 2012
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Przeczytali mnie
- Skomentuj
Dirk Gently (znany także jako Svlad Cjelli) podchodzi do rozwiązania sprawy holistycznie, chociaż czasem może go to zaprowadzić na Bahama, do archiwum Cambridge albo do zakupu - oczywiście na koszt klienta - nowej lodówki. Zasada jest jedna - najpierw trzeba odrzucić rozwiązania błędne, a jeśli zostanie tylko niemożliwe, przyjąć je za oczywiste.
Książki czytałam na tyle dawno, że z dużą przyjemnością po obejrzeniu brytyjskiego miniserialu (pilot plus trzy odcinki pierwszego sezonu) wróciłam do nich. Pomińmy fakt, że nic z nich nie pamiętałam (albo czytałam je jednym okiem, albo mam sklerozę, albo muszę poszukać rozwiązania niemożliwego), ale serial bardzo wiernie oddaje ducha książek. Wprawdzie poszczególne odcinki stanowią luźną kombinację wątków "Holistycznej", ale Dominic Mangan (Guy Secretan z Green Wing) jest Dirkiem idealnym - sprytnym, egoistycznym, nastawionym na wygodę i własny sukces (oraz wysokie zarobki). Do tego świetna muzyka, w pilocie piękny kot i brytyjskie pejzaże.
Książkowa "Holistyczna" to śledztwo w sprawie morderstwa Gordona Waya, właściciela firmy komputerowej WayForward, w trakcie którego pojawia się kanapa zaklinowana na amen na klatce schodowej, koń w łazience oraz solniczka w zabytkowym wazonie.
"Podwieczorek" zaczyna się od awantury na lotnisku przy stanowisku odprawy do Oslo, w wyniku której Kate Schechter trafia do szpitala, znika była sekretarka Dirka Gently'ego, pan Odwin traci możliwość spania na wykrochmalonych lnianych prześcieradłach, pojawia się automat do Coca-coli, a dość złośliwy orzeł zamieszkuje w domu detektywa.
Douglas Adams nie pisał śmiesznych książek. Pisał książki mądre, cyniczne, pełne obserwacji tego, co zazwyczaj umyka przechodniom na ulicy. A do tego umiał zrobić całkiem zgrabną intrygę kryminalną.
A dla tych wszystkich, co dojechali do końca (i dla ^yacooba) - w nagrodę sucholeska sakura.
#21, #22
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 19, 2012
Link permanentny -
Kategorie:
Czytam, Oglądam, Seriale, Fotografia+ -
Tagi:
2012, panowie, sf-f
- Komentarzy: 3