Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Oglądam

Safe

Jak na noworoczny #4morons to zupełnie poważny i całkiem pozbawiony (nie)zamierzonej śmieszności film o tym, że eks-policjant, Luke, który coś tam odpokutowuje na ringu walk bez zasad, ląduje na bruku, a dodatkowo stoi nad nim rosyjska mafia i niedwuznacznie sugeruje, że jeśli z kimś się zaprzyjaźni, to mu każdego przyjaciela zabiją. I tak się snuje, od noclegowni do ulicy, aż wreszcie, kiedy już mu się zebrało na samobójstwo, spotyka zastraszoną 11-letnią dziewczynkę. Mei jest porwaną z Chin geniuszką, która ma doskonałą pamięć. Służy za komputer chińskiej mafii i aktualnie zna numer dostępu do sejfu z tajemnicą i grubą gotówką. Ponieważ szuka jej chińska mafia, rosyjska mafia i dodatkowo skorumpowana policja, Luke strzela, kopie, przebija tchawicę, ucieka pod prąd samochodem i z właściwą sobie skutecznością po kolei eliminuje przeciwników.

Rosjanie mówią z przyzwoitym akcentem, w zasadzie jedyny śmieszny moment jest wtedy, kiedy chiński don obraża się na Nowy Jork i wraca do domu.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek stycznia 1, 2013

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


American Pie Reunion

Są filmy, które ogląda się tylko po to, żeby na karteczce wynotować pewne punkty. Jak to w American Pie, jest element fekalny (wierzcie mi, obrzydliwy!), zwolenniczki Safony, sporo gołych damskich biustów, ucieczki przez okno w odzieży co najmniej niepełnej i zbiegi okoliczności, oraz - oczywiście - pożycie intymne z matkami bohaterów. A poza tym to całkiem sprawny film o tym, że życie 13 lat po zakończeniu szkoły średniej niekoniecznie jest takie, jakie sobie 18-latkowie wyobrażali.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek grudnia 28, 2012

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 3


Eva

Hiszpanie ślicznie umieją opowiadać o rzeczach z pozoru prostych. "Eva" to historia o stworzeniu i odpowiedzialności twórcy za swoje dzieło. Alex jest robotykiem, 10 lat temu odszedł z instytutu w Santa Irene, ale wrócił, żeby stworzyć robota-dziecko. Poznaje Evę, pyskatą 10-latkę, córkę swojego brata i dawnej narzeczonej. Eva fascynuje go na tyle, że chce stworzyć robota na jej podobieństwo. W trakcie okazuje się, że może Eva jest dla Alexa czymś więcej niż tylko modelowym dzieckiem.

Niby rzecz się dzieje w 2041 roku, ale Hiszpania jest uroczo wystylizowana na lata 70. - w radio David Bowie, stare samochody, duże oprawki okularów, wszyscy palą. Śnieżna zima (tylko czemu wszyscy pomykają bez czapek i szalików, nie ogarniam), archetypowe święta. A między tym wszystkim roboty - śliczny, absurdalnie wierny mechakot Gris, drapiący się za uchem i udeptujący kocyk czy kamerdyner Max z możliwością regulacji poziomu empatii. Komputery są bardzo wizualne, uruchamiane dłońmi, Alex dostraja roboty modyfikując wyświetlające się w powietrzu ikony. I na końcu pojawia się tylko pytanie: "Co widzisz, kiedy zamykasz oczy?". To jest ten moment, kiedy się można zupełnie niecynicznie uronić łzę.

Tymczasem więc - cieszmy się z codziennej kreacji, naszej i otoczenia. I z tego, że dzień się wydłuża i kończy się sezon ciemności.

PS Film dostarczyła mi Barbarella, cudo, naprawdę. Dawno nie widziałam tak ładnego.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek grudnia 24, 2012

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Fotografia+ - Skomentuj


Prometheus

Uwaga - może zawierać orzeszki. Jak chcesz oglądać - nie czytaj.

Dla mnie wszystkie filmy, polegające na tym, że zabili go i uciekł, zwłaszcza w wersji "wysyłamy ekipę komandosów na rozpoznanie nieznanego"[1] należą do kategorii #4morons. Na samym początku jest taki trochę bladoniebieski człowiek o klasycznej urodzie (chociaż łysy), łyka jakiś eliksir i się rozpada, a jego resztki wpadają do oceanu. Mrożące krew w żyłach zbliżenie na DNA. To nie był jego najlepszy dzień; potem okazało się, że to motto całego filmu.

Wypasiony technicznie statek leci do galaktyki na skraju wszechświata, bo archeologowie ustalili, że tam na pewno są nasi protoplaści. Jest trochę naukowców, pani doktor (znana także z innych filmów jako Dziewczyna z Tatuażem, tylko że tu jest bez tatuażu, za to z przepaską biodrową i drugą nieco wyżej), wierny acz cyniczny android oraz właścicielka statku, która jasno wyjaśnia, że ma się jej wyjazd zwrócić. Nie ma kota. Smuteczek. Są za to linie proste, co oznacza, że nasi tu byli. Ekipa idzie w teren bez żadnego zabezpieczenia, w dość nieodpornych kombinezonach, przynajmniej mają "szczeniaczki", które prawie tak dobrze jak samochody Google'a robią trójwymiarowe mapy tuneli. Ponieważ okazuje się, że WTEM jest atmosfera, wszyscy radośnie ściągają hełmy, potem zbierają artefakty i bez żadnego zabezpieczenia niosą je na statek, zostawiając dwóch członków wyprawy samych. Dalej jest jeszcze zabawniej - zainfekowanemu panu doktorowi robal wychodzi przez źrenicę, kwas tryska na szybkę hełmu i jest po hełmie, biegają hologramy protoplastów, pani doktor WTEM jest w trzymiesięcznej ciąży i wykonuje sobie za pomocą maszyny szybką cesarkę, po czym - z brzuchem pospinanym na zszywki - biega, skacze i się turla, tylko od czasu do czasu sobie wstrzykując środek przeciwbólowy. Na samym końcu jest bardzo wzruszający moment - spada z nieba kupa żelastwa, a nieliczni już widzowie stoją i patrzą, dopiero kiedy zaczynają w nich trafiać płonące elementy, zaczynają uciekać oczywiście tylko trasą upadającego statku, nie w bok.

Złośliwości na bok, to jest bardzo ładny, świetnie zrobiony film. Statki kosmiczne niesamowite, obcy wystarczająco obrzydliwi, protoplaści należycie odlegli i niezrozumiali, efekty specjalne wysokiej klasy. Tyle że nie jestem fanką konwencji.

[1] Tak wiem, szargam cały wszechświat "Obcego". Trudno.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek listopada 26, 2012

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 3


Woody Allen - The Document

Czterogodzinny dokument o Woodym Allenie. Opowiada o sobie sam, opowiadają o nim jego bliscy - siostra, Diane Keaton, aktorzy grający w jego filmach. Nie opowiada ani aktualna żona - Soon-Yi Previn, ani poprzednia, Mia Farrow z przyczyn oczywistych. Nic nowego, jeśli się przeczytało kilka biografii, ale bardzo przyjemnie się ogląda jako przekrój przez twórczość. Woody opowiada o pisaniu na maszynie, wycinania dobrych kawałków scenariusza za pomocą nożyczek i spinaniu za pomocą zszywacza; owszem, można to robić w komputerze, ale po co, skoro metody analogowe działają. Obejrzenie biografii na pewno zachęciło mnie do odkurzenia płyt z filmami Allena, zwłaszcza tych mniej kasowych.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 3, 2012

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


American Horror Story

Od upierdliwej sąsiadki (genialna Jessica Lange) z równie upierdliwą córką (posępną Addy z zespołem Downa), która ma zwyczaj wchodzenia do domu bez zapowiedzi, gorsi są chyba tylko martwi mieszkańcy domu, do którego się właśnie wprowadzili państwo Harmon. Dom wprawdzie piękny, elegancko umeblowany, żyrandole od Tiffany'ego, do tego okazja cenowa, ale niebawem się okaże, że stanowi punkt trasy po nawiedzonych miejscach Los Angeles. Od samego początku wiadomo, że rodzina po przejściach - mąż-terapeuta, córka - nastolatka w depresji, żona, która nie dość, że poroniła drugie dziecko, to jeszcze musi radzić sobie z mężem, który ją zdradził ze studentką - niespecjalnie dobrze poradzą sobie z naprawieniem wspólnego życia. Nie pomaga przynależna do domu gospodyni, która wprawdzie ma ponad 60 lat oraz bielmo na oku, ale panom (również puszczalskiemu doktorowi Harmonowi) pokazuje się jako 20-letnia skąpo odziana pokojówka. Mężczyzna z poparzoną twarzą (znany z Good Wife jako wesoły sędzia Abernathy albo z True Blooda jako mniej wesoły wampir Edgington), socjopatyczny nastolatek na terapii u doktora Harmona, geje-dekoratorzy wnętrz; nigdy nie wiadomo, czy nie pochodzą z przeszłości demonicznego domu.

Nie spodziewałam się, że horror podzielony na odcinki może straszyć. A jednak. Za każdym razem, kiedy ktoś wchodzi do piwnicy z duchami, na strych pełen pozostałości po niespodziewanych zejściach, czekam, żeby jednak coś wyłamało się z konwencji, żeby pojawiło się jakieś mrugnięcie okiem. Ale nie. Trup ściele się gęsto i mrozi krew w żyłach.

Ciekawa jestem drugiego sezonu, w całkiem nowym miejscu i z nowymi bohaterami (ale z aktorami z recyclingu).

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 30, 2012

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 4