Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Moje miasto

11 listopada, Poznań

A. przyjechała i z pewną obawą zapytała, czy jestem pewna, że nie będzie niebezpiecznie, kiedy usłyszała, że ruszamy w miasto. Było tłoczno, owszem, ale nie niebezpiecznie, chyba że obawiać się należy obfitego śniadania w Republice Róż, waty cukrowej na Świętomarcińskim Jarmarku czy rogali. Parada w tym roku była krótka, bo z Targów na plac Mickiewicza, tłumy były nieprzeciętne. A wstęp na wieżę Zamku Przemysła - darmowy. Koziołki nie wzbudziły takich oklasków jak hymn, wykonany przez zebranych; im dalej w zwrotki, tym gorzej z frekwencją, czwartą już chyba tylko harcerze śpiewali. Można było zakupić mikroflagę, ale powstańczej rozetki już nie.

Fara, a za Farą smog Widok na Ratusz z Wzgórza Przemysła / Ratusz Koziołki Plac Wielkopolski / Podwórze Szkoły Baletowej Święty Marcin i początek tłumu Bomba szyld! Święty Marcin - podwórko

GALERIA ZDJĘĆ

Wcześniej: 2011, 2013 i 2016.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 11, 2018

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Skomentuj


Kocimiętka

Kocia kawiarnia jest świeżynką w Poznaniu. Ma dwie sale - "kocią" z grupą małych kociąt i "konsumencką", bez zwierząt (chociaż podobno z opcją przyprowadzenia własnego. W sali "kociej" jest 12 (lub 13) kociąt - od 6 tygodni do 4 miesięcy. Do sali konsumenckiej można wejść z ulicy, do sali "kociej" należy się umówić na godzinę[1] z co najmniej dziennym wyprzedzeniem. Z zamówionymi przy barze kawą i słodyczami można wejść do sali, gdzie są kocięta.

Idąc do kociej kawiarni, miałam mieszane uczucia i po wizycie tam dalej nie mam jednoznacznej opinii. Owszem, miło jest wypić kawę, siedząc na jednym krześle z rozkosznie posapującym kociątkiem, które śpi i jest w ten sen bardzo zaangażowane, podobnie jak miło jest pobawić się z maluchami, które wskrobują się do torby, gonią ogonki i wykonują desant na stół z parapetu. Niestety, na tym kończą się zalety. W moim domu koty mają zakaz przebywania na stole czy kuchennym blacie[2], w kawiarni obsługa rozdaje plastikowe pudełka, żeby przykryć deser przed łakomym kociątkiem, które nie zważa na zdejmowanie ze stołu czy próby odizolowania od jedzenia. Martwi mnie, że kilkanaście kotów przebywa w jednym pomieszczeniu, z którego wyjść mogą tylko do zabudowanego kącika z kuwetami. Kocia kawiarnia, w której byłam na Tajwanie, była częścią domu właścicielki, koty przemieszczały się swobodnie między publiczną salą kawiarni, a mieszkaniem, do którego goście nie mieli wstępu. W "Kocimiętce" tego brakuje. Czytałam kilka opinii skrajnie negatywnych, w tym behawiorystki, nie mam zdania na temat wyżywienia, zabezpieczeń czy typu żwirku do kuwety, ale widzę, że część kociąt ma chorobę sierocą (są zbyt małe na życie bez matki), zastanawiam się też nad losem kotów, kiedy biznes jednak nie będzie przynosił dochodu. Nie wiem, czy pójdę tam ponownie (chociaż Maj lobbuje, bo kocięta).

[1] Niestety, jest mnóstwo drobnego druczku przy umawianiu, o którym się nie wie podczas rezerwowania, a obsługa nie wspomina o tym, chociażby że dzieci do lat 14 mogą przebywać w kawiarni tylko w godzinach 13-17, a konkretnie 13-14 i 15-17, bo w godzinach 14-15 jest przerwa.

[2] Tak, wiem, tylko wtedy, kiedy patrzę. Ale i tak.

Adres: Ratajczaka 18 (pod kinem Apollo).

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 25, 2018

Link permanentny - Kategorie: Koty, Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 3


Instapoznan Photowalk - Sheraton

Hotel Sheraton był pierwszym poznańskim pięciogwiazdkowym hotelem (od 2006 do 2008, kiedy otwarto Blow Up Hall 50 50 i Hotel City Park Residence), postrzeganym jako szczyt luksusu i powiew wielkiego świata. Dzięki spotkaniu fotograficznym zorganizowanym przez team @Instapoznan mogłam zajrzeć do środka; nie tylko do lobby, gdzie odbyłam kiedyś jedną z dziwniejszych rozmów o pracę (long story short, jakby nie kryzys 2008, pewnie byłabym CIO albo innym trzyliterowym skrótem).

Absurdalnie, najbardziej imponującym miejscem jest wspomniane lobby hotelowe. Basen i SPA na jednej z wyższych kondygnacji to miejsce ciekawe, ale takie zwykłe (klasy Term maltańskich), zaś apartament prezydencki jest duży (100 m2), ale poza tym wygląda jak większość pokoi hotelowych.

Apartament prezydencki

Dodatkowo, jeśli chcecie zobaczyć zdjęcia zrobione przez resztę uczestników, a warto - przejrzyjcie tag #poznajpoznan8 na instagramie (jak widać, przepuściłam okazję spaceru numer 7, na poznańską Arenę).

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 23, 2018

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Tagi: photowalk, instapoznan - Skomentuj


O Dzielnicy Zamkowej

[05.2018]

Maj w tym roku mogłam - ze względu na konieczność wybrania 5/12 urlopu - częściowo spędzić w mieście. W ciągu dnia! Bez wyrzutów sumienia! Bez celu! Mogłam posiedzieć w parku Mickiewicza pod Teatrem Wielkim, gdzie jak co roku po sezonie z płatków tulipanów pojawiło się coś ładnego (a konkretnie wielkopolska powstańcza rozetka).

Mogłam przejść się po rozoranym Świętym Marcinie i obejrzeć wystawę World Press Photo; w obu przypadkach było mi smutno, bo chociaż Święty Marcin będzie po remoncie ładniejszych, tak kondycja świata zaobserwowana przez reporterów nie wróży dobrze. Zdjęcia ciekawe, niektóre piękne, większość przerażająca. A jak już byłam w okolicy, weszłam na chwilę do pobliskiego budynku UAM, gdzie spirale schodów ozdobione są marmurem (oraz jest chłodno).

Przypadkiem już zupełnym zorientowałam się, że podczas Nocy Muzeów można zwiedzić kilka zwykle niedostępnych budynków. Gmach Dyrekcji Poczty Polskiej zdecydowanie warto - może nie ma takiego wow factor jak Collegium Maius, ale można w nim zabłądzić, wspiąć się po spiralnych schodach oraz odkryć ukryty dziedziniec.

Bar z zupami to dla mnie nowość, chociaż pewnie wszyscy byli; ogromnie wspieram ideę baru z zupami. W Zuppi na Św. Marcinie 63 można porcję ciepłej zupy z pieczywem i to bardzo szybko. Na zdjęciu zupa z młodej kapusty z boczkiem (oraz talerz z aluzją).

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek czerwca 14, 2018

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 2


Beksiński nieznany

Rzutem na taśmę (dwa dni przed zakończeniem - jeszcze jutro i pojutrze zdążycie) udało mi się wreszcie zobaczyć wystawę grafik, kolaży i zdjęć Beksińskiego ojca. Wstyd przyznać, dopiero po kilkunastu latach trafiłam do Galerii na Dziedzińcu Sztuki, mimo setek razy, kiedy przechodziłam obok. Wystawa to trzy sale ze zdjęciami i reprodukcjami, interaktywna aplikacja z czterema obrazami, które można zobaczyć "od wewnątrz" (z efektami dźwiękowymi) i prezentacje wideo z zarejestrowanymi fragmentami (auto)wywiadów z artystą. Maja zrezygnowała szybko z interaktywnej prezentacji, chyba nieco przestraszona fragmentem "Pełzającej śmierci", ale mimo pewnego nagromadzenia treści gore grafiki ją ciekawiły. Mnie, niezależnie, najbardziej interesowała architektura.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 28, 2018

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Tagi: sztuka, stary-browar - Skomentuj