Więcej o
                                    Fotografia+
                            
                                                                            
                    
                
                
                                Wracałam wczoraj z Y. późnym wieczorem przez obrzeża miasta. Widoczność na kilka metrów, poza tym miękko i biało. W samym mieście latarnie oświetlały kawałki pomarańczowego świata, poza miastem stricto sensu zostawały już tylko reflektory samochodu i droga. I bez względu na to, jaką muzykę było słychać, w głowie i tak miałam "Deranged" Davida Bowie. Dwa snopy świateł, przerywana linia rozdzielająca wąskie pasy jezdni i nierzeczywistość. Żałowałam, że jak zwykle wybrałam subtelną damską torebkę bez mojego Nikona, ale i tak nie umiałabym pokazać tego na zdjęciu. 
A dzisiaj mgła przyniosła zimno. Mimo to poranek był jednym z przyjemniejszych ostatnio, mimo zmarznięcia, zmęczenia i uporczywego sąsiada łupiącego młotkiem w porze drzemki.
 
                
        Napisane przez Zuzanka w dniu Thursday October 14, 2010
    Link permanentny -
                    
                    Kategorie:
                
                    Fotografia+,                     Moje miasto                    
            - Komentarzy: 1
            
                            
            
                    
                
                
                                Wykazałam się dziś zaskakującą jak na mnie przemyślnością, dzwoniąc do pałacu Wojnowo, żeby upewnić się, że nas wpuszczą i nakarmią, albowiem okazało się, że już nie wpuszczają i nie karmią, a pałac jest własnością prywatną. Mam nadzieję, że nie przerwałam aktualnym właścicielom wymontowywania elementów wyposażenia (wzorem dzierżawców z Owińsk), to jest, chciałam napisać, popołudniowej drzemki, ale trochę żal, bo pamiętałam sprzed lat, że było tam ładnie. 
Jest szczególny rodzaj światła, który mi się czasem śni (w przerwach między snami na przykład o starcie statku kosmicznego, który w prześwicie między wieżowcami robi nad moją głową takie charakterystyczne, acz dość przerażające, flip-flip i odlatuje strasznie szybko, a ja się budzę i nie pamiętam, z jakiego filmu/serialu to). Popołudniowe, mocne, ciepłe światło, padające ukośnymi pasmami, już nie oślepiające oczu, nawet gdy się patrzy w samo słońce. Zwykle śni mi się to w jakichś egzotycznych miejscach, w których znajduję się nagle bez aparatu. Dziś może i nie było egzotycznie, ale światło u Zasłużonych Wielkopolan było właśnie takie, jakie chcę zapamiętać na całą zimną, ciemną, szarą i posępną zimę. Soczyście zielona trawa, małe muszki, fruwające jak mali ciutludzie (czy inne fairies), kolorowe klonowe liście i równe pasy światła. 
 
 
 
Najjaskrawiej widać zmiany, kiedy się wraca w te same miejsca. W lipcu Maj przemieszczała się na czterech i spożywała czarnoziem. Teraz radośnie zaanonsowała, że widzi czarno-białego kota, maszerującego alejką, schodziła z górki, zrywała stokrotki[1] i z zaangażowaniem brała ode mnie kolorowe liście. 13 i pół miesiąca, pasiaste porcięta i szeroko rozpostarte ramionka. 
 
GALERIA ZDJĘĆ.
[1] Do spożycia, ale i tak jest to postęp w stosunku do gleby.
                
        Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday October 10, 2010
    Link permanentny -
                    
                    Kategorie:
                
                    Maja,                     Fotografia+,                     Moje miasto                 -             
                    Tag:
                
                    cmentarz                    
            - Komentarzy: 5
            
                            
            
                    
                
                
                                Śpię albo prokrastynuję zamiast korzystać z tego, że jeszcze jest jasno i ciepło.
 
                
        Napisane przez Zuzanka w dniu Saturday October  9, 2010
    Link permanentny -
                    
                    Kategoria:
                
                    Fotografia+                    
            - Komentarzy: 2
            
                            
            
                    
                
                
                                To zrobiło mi dzień.
 
                
        Napisane przez Zuzanka w dniu Friday October  8, 2010
    Link permanentny -
                    
                    Kategoria:
                
                    Fotografia+                    
            - Skomentuj
            
                            
            
                    
                
                
                                Słońce w oczy i poczucie obowiązku, które wywleka mnie czasem o poranku, zostawiając za sobą posapująca jeszcze we śnie resztę domowników (wliczając koty), daje mi takie poczucie wewnętrznego entuzjazmu. Nic nie jest za ciężkie, dzień może rozwinąć się w dowolną stronę, można zrobić wszystko, a każdy plan wydaje się być tym właściwym. W radiu "Moonlight Shadows"[1], na przystanku kobieta z szalikiem w szkocką kratę, zapach kawy o poranku i skrzynki ze świeżymi owocami i warzywami. I żółte, jesienne tulipany.
 
Chciałabym takie całe życie. Wstać rano, przez dłuższą chwilę (ale tak z dwie-trzy godziny, bo ja z tych, co łatwo tracą zapał) popracować dla przyjemności nad czymś fajnym i cieszyć się leniwą resztą dnia, ze zmartwień mając wybór potraw do dzisiejszego menu. Czy są jakieś kasety motywacyjne na bycie rentierem?
A potem przychodzi godzina 16 i już mi się nie chce. Zdrzemnęłabym się zamiast przenosić góry. I tak to już od ręki mam codziennie, bez czekania na emeryturę.
PS Poniewczasie przypomniałam sobie, jaki utwór najlepiej by pasował:
i choć na ten stan nie wskazuje
powierzchowności mojej żaden rys
wciąż coś zbiera i pulsuje
powołanie jakieś czuję więc rozpędzam się i
już za chwilę to mija mi
[1] Z dostępem do nieograniczonej gamy muzyki straciłam umiejętność wyboru. Świadomie wybieram ciszę, a to, co przypadkiem usłyszę gdzieś w radiu, traktuję jako dobrą wróżbę na resztę dnia. 
                
        Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday October  5, 2010
    Link permanentny -
                    
                    Kategoria:
                
                    Fotografia+                    
            - Komentarzy: 1
            
                            
            
                    
                
                
                                Po weekendzie w hotelu "Habenda" w Budzyniu (zwanym pieszczotliwiej Budyniem) do listy rzeczy obłędnych, które sprawiają, że czuję się jak zachwycona kilkulatka, dorzucam puszczane w powietrze lampiony. 
 
                
        Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday October  3, 2010
    Link permanentny -
                    
                    Kategorie:
                
                    Listy spod róży,                     Wielkopolska w weekend,                     Fotografia+                 -             
                    Tagi:
                
                    budzyń,                     polska                    
            - Komentarzy: 2