Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Fotografia+

Staw Browarny

[1.11.2021]

1 listopada w tym roku był szczególnym dniem cieszenia się życiem - słoneczny, ciepły, prawie że na gołe nogi, chociaż się nie odważyłam. Obrzucanie suchymi liśćmi, w termosie miałam herbatkę, na którą nikt nie miał ochoty (poza mną, bo ja zawsze). Może kiedyś mi się uda obejść cały staw, na razie doszliśmy bez protestów do huśtawki. Z perspektywy 8 (ósmego!) dnia w zamknięciu, marzę, żeby wyjść gdziekolwiek. Śni mi się nawet, że gdzieś jadę, ale cała w strachu, wszak może właśnie dziś jakaś służba sprawdzi, czy posłusznie przestrzegam ZOMZ? (jeszcze nikt nie sprawdził, #państwozkartonu).

GALERIA ZDJĘĆ i wspominki z 2020.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek grudnia 16, 2021

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Tagi: dolina-cybiny, olszak, staw-browarny - Skomentuj


O powrocie nad chmury

[12.11.2021]

Z głębin izolacji potwierdzonej już przez Sanepid, który wydzwonił mnie w trakcie relaksującej ciepłej kąpieli bez żadnego zapachu, zdradzę Wam pewien sekret. Czasem, kiedy jest pochmurno, szaro i smutno, wystarczy wejść na niewielkie wzniesienie, tak, ot, 1012 metrów n.p.m. i nagle okazuje się, że człowiek znalazł się w słonku, a chmury jak wata cukrowa ścielą się pod stopami. W listopadzie wróciłam do Liberca, żeby ponownie wjechać kolejką na Ještěd i zobaczyć, jak wygląda jesień z tej perspektywy. Zasadniczo plan się nie powiódł, albowiem:
a) kolejka wagonikowa na górę nie jeździła, jak się okazało, dzień przed planowaną przerwą konserwacyjną zerwał się jeden z wagoników, niestety ze skutkiem śmiertelnym dla pracownika i działanie kolejki uległo, pun intented[1], zawieszeniu. Żarty na bok, bardzo mi przykro. Zamiast kolejką, wjechaliśmy autem na najwyższy parking, skąd przeszliśmy piechotą w kilkanaście minut na szczyt. Można wjechać na samiutką górę, też jest mikro-parking, w listopadzie nawet były miejsca, w sezonie pewnie niekoniecznie.
b) wspomniane chmury zasłaniały większość jesiennego pejzażu, ale i tak było pięknie.

Barek, w którym ostatnio prosecco i parek w rohliku, był zamknięty, trafiliśmy bez problemu za to do restauracji hotelowej, bo tym razem nie było tłumu turystów. Teraz, jeśli jesteście wrażliwi na egzaltację, to możecie nie czytać. Mam miękkie miejsce w serduszku do socrealistycznej estetyki, jak to złośliwie określił TŻ, z laminatu i aluminium. Opalizujące złoto szyby przypominają mi poznański budynek WSK, wnętrza restauracji - niektóre projekty Manrique'a. Złote słońce, w którym się grzałam jak kot, kawa, lody, strucla jabłkowa i podsłuchiwanie rozkmin turystów z Polski, czy mogą oboje wejść, skoro tylko jedno z nich jest zaszczepione. Albowiem Czesi skrupulatnie sprawdzają, świadomi wrodzonego poczucia wolności u swoich północnych sąsiadów. Wprawdzie rodzina stwierdziła, że już mi chyba wystarczy podróży sentymentalnej do lat 70. i następnym razem jednak możemy iść na inną górę, ale ja tu jeszcze wrócę.

Nie ma górki / Jest górka

GALERIA ZDJĘĆ i wspomnienia z sierpnia.

[1] Swoją drogą, brakuje mi po polsku takiej zgrabnej frazy. Dwuznaczność (nie)zamierzona nie brzmi.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 12, 2021

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: czechy, jested, liberec - Skomentuj


O samej drodze

W listopadzie (o czym niebawem) zakończyłam sezon wyjazdów bliższych i dalszych. Poniżej kilka kulinarnych typów plus drobiazgi z podróży. Staram się przy kilkugodzinnej podróży robić przerwę w jakimś sympatycznym miejscu, gdzie można coś zjeść, unikając przyautostradowych fastfoodów. Wszystkie poniższe restauracje były świetne, okolice Bolesławca z polecenia Chris.

Restauracje:

  • Kuźnia Smaków - Małe Pułkowo 20 [2022 - link nieaktualny]
  • Opałkowa Chata - Augusta Cieszkowskiego 17, Bolesławiec [2022 - link nieaktulny]
  • Niebieski Burak / Blue Beetroot - Łaziska 50, Bolesławiec
  • Unikatonia - Zielonogórska 1, Lubin [2023 - strona nieaktualna]
Kuźnia Smaków Opałkowa Chata Unikatonia Blue Beetroot

Murale - tym razem w Dąbrowie (ul. Pałucka) i Głogowie (“Księżna i gołąb” na Sikorskiego) - pojawiają się przypadkowo przy drodze, szybka akcja - TŻ (dedykowany kierowca na długie wyjazdy) szuka miejsca, ja fotografuję. Do sklepu przyfabrycznego w Bolesławcu zajechaliśmy głównie dlatego, że było tuż przy restauracji, ale wyszliśmy z ogromnym kartonem zakupów - dzbankiem do herbaty, cukierniczką, talerzami i miseczkami dla kotów, wszystko we wzór w monstery. Dzbanek obłędnie długo trzyma ciepło - herbata stygnie przez jakieś 2 godziny. Zbieram też zwykle śmieszne nazwy miejscowości do notesika, ale tym razem zgubiłam karteczkę z notatkami, ostała się tylko jedna - wieloznacznie zabawny Rożental.

EDIT: znalazłam karteczkę (ja to umiem w chowanie rzeczy). Na Mazurach przejeżdżałam przez: Pluskowęsy, Niewierz, Siabdę i wspomniany Rożental. W drodze do Liberca jechałam przez: Irządze, Pęcław, Gwizdanów i już po czeskiej stronie Hubojedy, co wzbudziło wiele nieprzystojnych chichotów.

Mural w Dąbrowie Gwizdanów Bolesławiec Głogów

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota grudnia 4, 2021

Link permanentny - Tagi: lubin, paluki, gwizdanow, boleslawiec, glogow, polska - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Skomentuj


Igerspoznan Photowalk - Zajezdnia Franowo

[16.10.2021]

Niby październik, ale zimno było jak w listopadzie. Zimno, szaro i nieprzysiadalnie. Kolor zapewniły poznańskie tramwaje, lokalnie zwane bimbami, którymi mogłam pojeździć po przestronnym terenie zajezdni MPK na Franowie dzięki @Igerspoznan_. Dostaliśmy dedykowany tramwaj z okazjonalną tablicą i przewodnika, który o tramwajach - w tym zabytkowych - wiedział wszystko. Oglądałam tramwaj od spodu, byłam w tramwajowej myjni i dzwoniłam dzwonkiem na drucie w jednym z pierwszych tramwajów elektrycznych w Poznaniu. Mniej architektury, więcej blachy, bardzo przyjemnie spędzone sobotnie przedpołudnie.

GALERIA ZDJĘĆ oraz zdjęcia pozostałych uczestników na #instameet_zajezdniafranowo.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 27, 2021

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Tag: photowalk - Skomentuj


Václav Erben - Śmierć utalentowanego szewca

Michał Exner przybywa do maleńkiego miasteczka Opolna (które jest wzorowane na realnie istniejącej miejscowości Opočna) na urlop, który planuje spędzić ze swoją odwieczną przyjaciółką Gabrielą Stein. Jak w poprzednich tomach, Gabrieli nie udaje się planowo dotrzeć, Exner szybko pociesza się ponętną długonogą i długowłosą studentką Lidą Murszówną, siostrą Eryka, znanego z jednego z poprzednich tomów (ubolewam, nietłumaczonego na Polski). Zawiązaniem akcji wcale nie jest znalezienie zwłok szewca Rambouska, opryskliwego malarza-samouka, tylko fakt, że urlopowany Exner ukrywa się przed swoimi kolegami po fachu, żeby nacieszyć się wolnością przed powrotem do pracy. Oczywiście nie umie odpoczywać bezczynnie, więc poza romantycznymi schadzkami z panną Lidą prywatnie rozmawia sobie z mieszkańcami miasteczka i pracownikami renesansowego zamku, usiłując dociec, kto zabił podobno zamożnego mężczyznę i metodycznie zniszczył jego prace. Podczas śledztwa płynie dużo alkoholu, Exner rozbiera się do bielutkich majtek, żeby wyłowić obciążające dowody zbrodni, a w samym finale pojawia się doktor Soudek, również znany z poprzednich tomów, żeby powiadomić Exnera o kolejnym morderstwie (o czym, niestety, nie przeczytam, bo - tak - nie przetłumaczono tego tomu na polski).

Ten tom jest chyba najlżejszy - dużo żarcików i docinków, łącznie z powtarzanym bon motem Exnera, że “wie to Bóg i święty Wacław”. Detektyw kilkukrotnie “zaciera ręce gestem semickiego kupca”, a w finale tłumaczy mordercy, jak wpadł na trop “tonem instruktora objaśniającego na lekcji Przysposobienia Obronnego technikę rzutu ręcznym granatem”.

(...) - Na podeście drugiego piętra proszę uważać na wypchanego niedźwiedzia.
- Gryzie?
- Przepaliła się żarówka.

Się je: rogaliki serowe, karpatkę i mleko na kiepskie śniadanie, befsztyk bez jajka, za to garnirowany wątróbką po angielsku.

Inne tego autora, inne z tej serii.

#133

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 26, 2021

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Fotografia+ - Tagi: kryminal, panowie, 2021, z-jamnikiem - Skomentuj


Václav Erben - Tajemnica “Złotego Księcia”

Ubolewam ogromnie, że z bogatego, 14-tomowego cyklu o przygodach kapitana Michała Exnera, dandysa i duszy towarzystwa, wydano losowe trzy tomy. Ubolewam, bo sądząc z tego tomu (trzeciego), to książki zabawne i mocno ironiczne[1]. Nie wiem, na ile seria oddaje realia pracy czeskiej milicji, ale kapitan - mimo wsparcia aparatu śledczego - nie ma szefa, nie konsultuje się z nikim, tylko objeżdża swoim zabytkowym czarnym “Mercedesem” z 1939 roku rozproszonych po okolicy podejrzanych, popija z nimi i jada, a nawet gotuje!, sypia w ich domach albo miejscach pracy (pyszna scena, kiedy Exner w samych slipkach - białych! - odpoczywa po nocnej jeździe w szopie na wykopaliskach), nie wspominając o niedwuznacznie zasugerowanym[2] pożyciu intymnym z piękną panią antropolożką. Śledztwo referuje swoim znajomym, nie kolegom po fachu. Uroczo realistyczne jest, że Exner, wysławszy się do Paryża, nie zajmuje się tylko pracą, ale solidnie się upija, a po uzyskaniu potrzebnych informacji pozostały czas przeznacza na zwiedzanie. Nie wiem, jak ubierali się ludzie w latach 60. w Czechach, ale Exner ewidentnie budzi zainteresowanie nawet w Paryżu swoimi dobrze dobranymi garniturami - w tym śnieżnobiałym - i rękawiczkami do jazdy samochodem, którego kierownicę przeciera szmatką, zanim rozpocznie jazdę.

Autor streszcza sprawę dla nieuważnego czytelnika:

‒ Jeden facet wyskoczył tam [na konferencji archeologów w hotelu z zamku Hrabin] przez okno i zabił się, drugi przebił się halabardą prawie na śmierć, a doktor Soudek wyszedł sobie na spacer oknem z pierwszego piętra. Beranek pomyślał, że mogłoby cię to zainteresować i położył ci odnośne dzieło na biurko.
‒ Co tam się działo, na Boga? ‒ zaśmiał się Exner.
‒ Nie wiem, nie czytałem. Ale Beranek mówił, że będziesz miał ubaw.
Okazuje się, że owszem - Exner ma ubaw, zwłaszcza że zna niektóre nazwiska z akt z wcześniejszych śledztw (np. Poklad byzantského kupce). Galeria postaci jest barwna, a sprawa - jak się okazuje - ciągnie się od 15 lat, kiedy to skradziono drogocenne artefakty ze źle zabezpieczonych wykopalisk, jakiś czas później wypłynęły we Francji, a tuż przed konferencją na opuszczonym już terenie badań archeologicznych koparka wykopała szkielet mężczyzny, podejrzewanego o kradzież skarbów.

Się pije: pernot i calvados (w Paryżu), gin, wino, wódkę, różowy szampan.

Bawiąc-uczyć: dużo o archeologii, suszona tarnina jako lekarstwo na biegunkę.

Się je: gulasz z konserwy (ugotowany przez Exnera), wołowinę smażoną na oliwie z sałatką z sałaty i pomidorów, sznycel cielęcy.

Się pali: sporo, ale bez gatunków papierosów, porucznik Vlczek pali fajkę, bo ponoć to zdrowsze od papierosów, ale za bardzo mu nie smakowała.

Się jeździ po Paryżu: Nie potrafił się dostatecznie skupić, ponieważ zgodnie z życzeniem ambasadora, musiał ćwiczyć jazdę po mieście i dotąd jeszcze przeżywał wrażenia z przejazdu naokoło Łuku Triumfalnego. Z powrotem miał wracać tą samą drogą. Wizja tłoku aut na placu Concorde napełniała go tym większym strachem, że był zmuszony wyjechać własnym, prawie nowym samochodem.

[1]

Rannym ptaszkiem zamku Hrabin był palacz i konserwator, kierowca i mechanik, ogrodnik i ślusarz ‒ Fryderyk Hlina. Dziarsko zerwał się o pół do piątej, a punkt piąta już otwierał bramę garażu. Postanowił skorzystać z porannej rosy i skosić trawnik pomiędzy tarasami a basenem. Trzeba przyznać, że do tej pracy mógł zabrać się o jakiejkolwiek innej porze dnia, ale kierowała nim złośliwość. Motorek potrafił straszliwie hałasować i o to właśnie chodziło panu Hlinie, który nie znosił śpiochów. Dla niego wszyscy, którzy wstawali dopiero o siódmej, byli obrzydliwymi leniuchami. Cieszył się na samą myśl o tym, jak obudzeni będą zatrzaskiwać okna, okiennice i przewracając się w łóżkach przeklinać jego maszynę.
Dwieście metrów od Bylavsi, niedaleko chlewni i dołu z kompostem, stoi grupa drewnianych domków i blaszanych garaży otoczona śmiesznym zielonym parkanem. To siedziba ekspedycji archeologicznej.
Na bramie tabliczka: UWAGA! ZŁY PIES.
Zły pies Minda uwiązany na łańcuchu siedział przed budą, a jego potomek Antioch, prywatny pies doktora Soudka, obwąchiwał oszklone drzwi do wielkiego pomieszczenia, które spełniało funkcję sali konferencyjnej, klubu i jadalni.
Było już po kolacji. Pani Szetlakowa myła naczynia i nie zamknęła za sobą drzwi do kuchni, telewizor buczał, a długonoga studentka z Ameryki, która przywędrowała tutaj na praktykę, znowu nie zamknęła drzwi od ubikacji i woda w zbiorniczku bulgotała na całą salę niczym szemrzący strumyczek. Wacława Slanskiego, zastępcę kierownika ekspedycji, zdenerwował artykuł w gazecie na temat badań w Milczicach i mówił o tym już ponad dwie godziny, zaś pani asystentka zawzięcie milczała, ponieważ doktor Soudek powiedział jej przed południem, że mu demoralizuje psa.
Wianuszek zarostu na brodzie Soudka jeżył się i lekko falował. Soudek wstał i trzasnął drzwiami do kuchni, aż pani Szetlakowa z przestrachu upuściła szklankę. Brzęku szkła jej okrzyku nie było na szczęście już słychać. Potem podszedł do ubikacji i znowu trzasnął drzwiami.
- Och! powiedziała studentka odrzucając do tyłu długie włosy. ‒ Sorry...
‒ Jak długo ‒ rzekł doktor Soudek ze złością ‒ mam jej o wbijać do głowy! Zrobisz wywieszkę ‒ polecił Wacławowi Slanskiemu. ‒ Po angielsku. Tylko dla niej. W tym kraju, napiszesz, drzwi do ubikacji zamyka się zawsze.
Z wagonu sypialnego niosła się pieśń, którą śpiewali kiedyś pielgrzymi udający się z procesją do Velehradu. Niekończąca się pieśń o Cyrylu i Metodym. przeciągły refren: „...dzieeeedzictwo ojcóów zachowaj nam paaaanie...” przelewał się nad torami małych stacyjek i czarnymi żużlowymi peronami. Śpiewali trzej mężczyźni siedzący w przedziale. Kołysało się w szklankach wino, przesuwał się gąsior pod oknem.

[2]

Michał Exner wpatrywał się w pannę Hodacz, która zręcznie wysiadła w ślad za Berankiem ze służbowej „Tatry”. Miała doskonałe nogi. Widział to tak wyraźnie, jak wtedy, kiedy na wydziale antropologicznym instytutu archeologii parzyła mu kawę. (...)
Zauważyła, że przygląda się jej nogom częściej niż można by to uznać za normalne. Trochę ją to zmieszało, ale nie zmieniała pozycji. Siedziała dalej bosa z jedną nogą założoną na drugą. (...)
Myślał o tym, że kiedy się rozstawali, nie było wcale wiadomo, czy oboje są przekonani, że czas iść spać. I właśnie dlatego Michał Exner nie mógł usnąć. Wstał i wdrapał się stromymi schodami na poddasze.(...)
Postawiła na swoim, musiał ją zawieźć do najbliższego lasu, i nie rozstali się wcześniej, jak po dwóch godzinach.

Inne z tego cyklu, inne tego autora:

#121

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 23, 2021

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Fotografia+ - Tagi: 2021, kryminal, panowie, klub-srebrnego-klucza - Skomentuj