Przełączanie się między kanałami TV daje czasem upojne wrażenia. Oglądam kątem oka prezydenta i jego brata premiera (albo odwrotnie), następny rzut oka - Reni Jusis z jakimś chyba sławnym gładkim przystojniakiem prosi zebraną publiczność o brawa dla występujących na jakiejś tam podróbie Opola. TŻ często przyprawia mnie o traumy, zapując po kanałach, gdzie Cezary Pazura nagle pomyka po byłej Jugosławii.
Byliśmy w hurtowni kociego żarcia na Obornickiej. Bez rewelacji, niestety. Zółtych gimpetów serowych (zwanych śmierdziuchami) nie ma, kotżarcie jak w większości sklepów - tańsze i większy wybór (np. foremki Athena) jest w Geancie. Żwirek sporo tańszy. W ramach robienia kotom funu, wyszło, że kupowanie Sheby krewetkowej kotom to marnowanie nie dość, że finansów (no, te 2,40 jakoś przeboleję), ale i powietrza (wali straszliwie ohydnym skisłym rybskiem, jak ogólnie lubię zapach kotpuszek, to ta zabija) i wykładziny (kotek siorbnął trochę, pognał na balkon do sąsiadów zagryźć trawką, wrócił i zwomitował na wspomnianą wykładzinę, która wprawdzie i tak jest do wyrzucenia, ale zawsze). I niech mi ktoś powie, czemu w misce leży prawie nietknięte żarcie do momentu, aż jeden nie wyjmie sobie ryjem kawałka, nie zaniesie na wykładzinę, żeby tam skonsumować. Wtedy drugi za nim idzie i usiłuje mu z paszczy ten kawałek wyjąć, przy okazjonalnym warczeniu pierwszego. Miska, przypominam, cały czas zawiera żarcie. Aktualnie jeden kot siedzi w postaci czujnego kłębka w kącie i patrzy, jak drugi wyjmuje żarcie z miski, idzie na wykładzinę i zaczyna jeść, wtedy ten zaczajony idzie na zwiad do tego jedzącego, słychać warczenie i tak dalej...
Wczoraj podczas wizyty u kołorkera, jednym z dyżurnych tematów (oczywiście poza pracą, bo o czym mogą rozmawiać cztery osoby z jednej firmy, nawet biorąc pod uwagę, że dwie pozostałe nie są, ale SĄ W TEMACIE) było zagadnienie, czemu jeden z kolegów przed wyjściem z psem na spacer prasuje świeżą koszulę i się w nią przebiera, a dopiero potem na spacer wychodzi. Ochotniczo zgłosiłam się, żeby śledzić na okoliczność jakiejś kochanki. Ogólnie było uroczo, a kolega od zmiany koszuli nawet się nie obraził, jak został nazwany jełopem.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 16, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Koty
- Skomentuj
Jest zimno. Wieje z balkonu. A miały być upały, nie? Jestem ciepłolubnym zmarzluchem, zaraz pójdę po ciepłe skarpetki, a tymczasem zamknęłam drzwi na balkon. To sygnał dla kotów, od godziny malowniczo upozowanych na kuchennym krześle/fotelu obrotowym TŻ, że należy ziewnąć, wstać, przytruchtać pod zamknięty balkon i zacząć piszeć, patrzeć wyczekująco i/oraz skrobać łapą w szybę. Bo kot musi wyjść teraz i zaraz.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lipca 14, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Koty
- Skomentuj
O poranku radio poinformowało, że wymyślono nowy typ dzwonka do drzwi. Oprócz dzwonka, który po naciśnięciu dzwoni (klasyczny), był już dzwonek, który po naciśnięciu wydaje odgłos pukania. Teraz najnowszy trend to mechanizm, który - po zapukaniu - uruchamia dzwonek za pomocą sprytnego czujniczka, który pobudzają do życia wibracje powstałe przy pukaniu.
Zapadłam dzisiaj na autogłupawkę. Nalewałam gulasz, wzięłam łyżkę wazową, zwaną chochelką i na TŻ-cie sprawdziłam za pomocą przyciagnięcia za ramię, jak to jest mieć hak zamiast ręki. Jako że to był mój pierwszy dzień z hakiem, przez dłuższą chwilę miałam problemy ze sobą.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lipca 14, 2006
Link permanentny -
- Skomentuj
- Poziom: 2
Dzisiejszą przechodnią nagrodę dla najgłupszej nazwy firmy zdobywa firma "Złomrex", która zapewne zajmuje się skupem złomu i jest w tym dobra.
Kołorker dostał przesyłkę z naklejonym znaczkiem z Jedynym Słusznym Papieżem i napisem "Jezu, ufam Tobie". Nie przeszkodziło to pocztowcom, może nawet w czasie nabożnej zadumy nad ufaniem, rozciąć nożykiem kopertę z boku, żeby sprawdzić, co też adresat otrzymał. Przy okazji religijnych znaczków przypomniała mi się scenka z poczty wsiowej w Suchym Lesie. Cztery okienka, z czego jedno kierowniczki placówki, zajmującej się zasadniczo ziewaniem, dłubaniem w zębach i leniwym przeglądaniem zeszytu leżącego na biurku, a jedno nieczynne. Sporawa kolejka, przede mną kilka osób, w tym moherowa 50+. Okres przedgwiazdkowy, wszyscy obładowani paczkami, pani z milionem poleconych z jakiejś firmy (bo w Suchym Lesie więcej firm niż mieszkańców), ja kwitnę z awizo na jakąś paczkę, do okienka podchodzi wspomniana pani. I przy okazji płacenia rachunków zaczyna wybierać pocztówki. A tu mi pani poda, nie, tę z drugiej strony, nie, następną, no, to niech będą trzy takie, odrywając co chwila panią z okienka od wklepywania przelewów. Po wyborze pocztówek nastąpił czas na znaczki. I tu się okazało, że teraz to już nie robią takich znaczków bożonarodzeniowych jak kiedyś. Kiedyś to, pani kochana, były ze stajenką, z choinką, a tutaj co? Jakiś gryzmoł, co to niby ma być? Dzieci na sankach? Kto na Święta przykleja dzieci na sankach...
Czy już mówiłam, że w biurze, excuse le mot, piździ? Nie da rady użyć innego słowa, bo zimny wiatr ciągnie po nogach, siedzę w polarze, marzną mi ręce, a przejście do kuchni po drugiej stronie biura to prawie zmiana strefy klimatycznej - co najmniej 5 stopni różnicy (jak nie więcej). Oczywiście zimno jest wszystkim, poza jednym kolegą, którego chyba nadmiar energii roznosi, bo co chwila grzebie przy klimie, bo "gorąco". TŻ ma katar od dwóch lat. Kołorkerka od początku tygodnia świetną chrypę. Ale mamy inteligentny budynek i klimatyzację, która cieszy przez kwadrans po wejściu do pracy. Potem już nie.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lipca 13, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Żodyn
- Komentarzy: 7
No muszę. Wstaję rano, siadam do poczty, dostaję linka, klikam i najpierw zawyła reklama, a potem przeczytałam, że:
Pewien rosyjski rolnik zwrócił się do prezydenta Władimira Putina z prośbą o pozwolenie na poślubienie... krowy - pisze serwis Ananova.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lipca 13, 2006
Link permanentny -
- Skomentuj
No jak ja mam być normalna? Najpierw TV pokazuje reklamę wibrującej nasadki na dureksa, którą pan pani wręcza w ekskluzywnym pudełeczku, ze niby zaręczynowo. A potem bez żadnego ostrzeżenia zaczyna mówić o świetnej, ostrej musztardzie, o bardzo intensywnym smaku. Teraz siedzę i mam niejakie problemy z wyplewieniem w izji erotycznej nasadki na penisa, obficie wysmarowanej ostrą musztardą, która sprawi przyjemność jemu i jej. Jak nie trafią.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 12, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Żodyn
- Skomentuj
"Nagroda dla żołnierza służby czynnej za patrol nocny podczas świąt Wielkiejnocy: paczka papierosów, 4 cukierki czekoladowe, 15 dkg cukierków zwykłych, 2 jabłka."
("Małe Vademecum Peerelu z wycinków gazet podziemnych w formie kalendarza robotniczego na rok 1990" (Anna Bikont, Piotr Bikont, Wojciech Cesarski), w skrócie MVP, bo coś czuję, że się będzie częściej pojawiać)
Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 12, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Żodyn
- Skomentuj
Czemu to nie mnie giną w pracy maile? Czemu wiem, gdzie co jest? Może dlatego, że jestem inteligentna, pociumana i zorganizowana? (yeah right, ale przynajmniej wiem, gdzie co leży).
Chciałam loda. Najbardziej to chciałam tego reklamowanego Nestle, co to i czekolada, i chili. Niestety, jeszcze nie znalazłam go w żadnej lodówie. Znalazłam za to loda sorbetowego o dźwięcznej nazwie Gilek. Powinnam czuć się ostrzeżona, ale się nie poczułam. Przy zdejmowaniu papierowej prezerwatywki lód okazał się być miękki. Miękki i przypominał glutożela, który zwisa jak zielony ozór i takąż ma, żelatynowa jego mać, konsystencję. Niewypada polecić.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 12, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
SOA#1
- Komentarzy: 9
- Poziom: 2
Znowu byłam niepełnosprytna. Po ostatnim Deszczu Spadających Orzechów pozbierałam skorupy już ostatniej czerwonej chińskiej miseczki (druga z kompletu - zostały jeszcze pałeczki - wyzionęła ducha już jakiś czas temu i wcale nie jestem pewna, czy to nie koty ją zabiły również), orzechy pozbierałam, włożyłam sprytnie do metalowej miseczki i błyskotliwie wróciły na parapet. Aż do dzisiejszej nocy, kiedy to znowu spadł deszcz, a na parapecie w kuchni zastałam kota czarnego, który patrzył z miną "Jak tu wskoczyłem, to one już były na dole".
Czy może ktoś mi objaśnić, po cholerę wszywają do sukienek, zwłaszcza letnich, cienkich i filigranowych, takie pętelki pod pachami? Nie dość, że co któryś raz usiłuję w toto włożyć rękę, to jeszcze mi co jakiś czas wyłazi na wierzch albo gryzie w środku. Wieszać też na tym nie ma sensu, ale może po prostu nie umiem.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 12, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Koty
- Skomentuj
Najpierw mały konkurs: ile zapłacę za prąd zeżarty przez odkurzacz włączony przez jakieś 1-9 godzin? ;-) Dowiem się pewnie przy najbliższym rachunku. Zostawiony na środku kuchni odkurzacz (do sprzątnięcia kocich kłaków, które się mnożą w tempie niebywałym, chyba szybciej niż ameby) "sam się włączył". Po powrocie z pracy zastaliśmy wyjący odkurzacz i dwa płaskie koty odmiany przypodłogowej w kątach. Mam szczerą nadzieję, że włączyły go przed chwilą, a nie 10 minut po naszym wyjściu rano.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lipca 11, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Koty
- Skomentuj