Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Robert Makłowicz - Cafe Muzeum

Niewielka objętościowo dygresyjna relacja z wyjazdów Makłowicza do tej części Europy, która kiedyś należała do Austro-Węgier - Dalmacji, Transylwanii, Węgier i krajów byłej Jugosławii. Niewielka, ale pyszna, zarówno kulinarnie, jak i językowo. Kilka historii nostalgicznie hrabalowskich w duchu (o tym, że świniobicie jednak lepiej wypada w literaturze niż w rzeczywiści), o radości z zacierania się granic między kulturami i pokojowym współistnieniu, o nadużywaniu alkoholu i skutkach sypiania w podłym hotelu. Lubię zwłaszcza ten cytat:


Gdy już sam mogłem decydować o miejscu własnego pobytu, a los sprawił, że granice stały się przekraczalne, podejmowałem nieraz wyprawy bez konkretnie określonego celu, byle tylko usłyszeć inny język, zjeść inny rodzaj zupy, spróbować innego alkoholu, zobaczyć inny krajobraz. By zobaczyć własne odbicie w innym lustrze.

W zasadzie nie ma przepisów (poza "weź dobre i świeże").

Inne tego autora tu.

#74

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lipca 22, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, panowie, podroze - Komentarzy: 3

« O monarchii - Dmitrij Głuchowski - Metro 2033 »

Komentarze

Bazyl

Już dwukrotnie i to z niekłamaną przyjemnością, odsłuchałem w aucie audiobooka czytanego przez samego autora. Jakby kto widział parskającego śmiechem kierowcę granatowego peża, to byłem ja. Motyw z kradzieżą hyundaia, czy zacieśnianie więzi międzynarodowych w wiedeńskim lupanarze, to tylko dwie z historii, które zapadły mi w pamięć. Warto, bo pan Makłowicz gawędziarzem jest przednim :)

Zuzanka

Bazyl, poszukam sobie, bo akurat tutaj czytając miałam w głowie cały czas głos Makłowicza.

Bazyl

Tylko daj mu szansę, jako i ja dałem, bo odniosłem wrażenie, że pan Robert z początku trochę się nie mógł odnaleźć w nowym medium. Śpieszył się, tchu mu troszkę brakowało, jakby na czas czytał. Ale potem się uspokoił i popłynęło :D

Skomentuj