A to miłego zmęczenia :) odpoczniecie w Poznaniu...
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Wprawdzie Maj lobbuje za tym, żeby cały dzień spędzić na basenie, ale stawiam odpór (cieszę się również, że Maj nie odkrył, że idea "all inclusive" zapewnia mu coca-colę i frytki w zasadzie przez cały dzień, ale to inna historia). Pozyskawszy środek lokomocji trafiliśmy do muzeum soli; trudno nie było, bo w zasadzie jest tuż obok Caleta de Fuste. Sól jak sól, się krystalizuje, zbierają łopatą, się krystalizuje itp., ale można popaczać szkielet narwala błękitnego oraz nakarmić lokalne wiewióry. Wiewióry są obłędne, kiedy dostaną kawałeczek bułki, oddalają się i zaczynają subtelnym ćwierkaniem informować innych członków stada, że przyszli frajerzy i rozdają. I potem nagle z kilku stron widać, jak po murkach gnają w kierunku karmienia z rozwianymi ogonami, po czym skromnie zatrzymują się metr od i udają, że one tylko tak przechodziły. Stawiam, że muzeum ma bydlątka na etacie (wstęp 5 euro od dorosłych, dzieci lat 4 nie płacą, ale do wiewiórów można bezpłatnie, bo przełażą przez ogrodzenie).
Nie chciało nam się ponawiać całej trasy z 8. marca sprzed trzech lat, ale jakoś tak z rozpędu wyszło, bo chciałam pojechać po czarny piasek do Ajuy. Górki są dalej przerażające, z wąskimi drogami, widoki nieco rekompensują, ale i tak stres jest. Nie, nie prowadziłam i nie zamierzam, życie mi miłe. W Ajuy nagle był nieduży sztorm i fale na kilka metrów. Coś pięknego i niedrogo, ale ponownie odpuściliśmy zwiedzanie jaskiń. Za to zachód słońca - spektakularny.
Więcej zdjęć będzie potem. Strasznie męczące jest to odpoczywanie.
EDIT: GALERIA ZDJĘĆ z Salinas del Carmen i z Ajuy (oraz notka sprzed 3 lat).