Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

O tym, jak ^dees doznała wielu zaskoczeń

Z zaskoczeń największe chyba dotyczyło tego, że jednak niespecjalnie warto uciekać przed niedźwiedziem na drzewo. Ale o tym pewnie ^dees sama napisze.

W Paryżu nieustająco zadziwiają mnie powody, dla których różne miejsca są zajęte. Muzea w poniedziałki i we wtorki. Piekarenki - w czwartki. Bo tak. Albo z powodu ferii wiosennych (czujecie to? ferie wiosenne).

Tymczasem w Thoiry było całkiem ładnie, podczas gdy w Paryżu dalej lało. Surykatki bobrowały, jak to surykatki. Małe małpeczki z białymi wąsami zachwyciły się albo pluszowym Garfieldem, albo mleczykiem trzymanym przez Majuta w ręku i kleiły się z niesamowicie do szyby, pokazując długopalce łapeczki z pazurkami. Lwy miały sjestę i emitowały lenistwo oraz #pokabrzuszek. Czerwone pandy, kiedy wychodzą z fazy zwisania z drzewa za pomocą ogona, okazują się stworzeniami nader energicznymi i pomykają po drzewach sprawnie, acz z godnością. Standard, jak to w zoo.

Ale oprócz tego zoo w Thoiry urocze, bo jednocześnie jest parkiem z rozległymi trawnikami, kwitnącymi drzewami, obłędnym - chociaż zalanym podeszczowym błotem - labiryntem, zdecydowanie dla twardzieli, nie jakimś szemranym, z placem zabaw dla maluchów i starszych (wstęp tylko dla dzieci od 5 lat, ale dzieci muszą być pod opieką dorosłych).

A zaraz obok jest zamek. Z wyposażeniem z epoki (zdegenerowana francuska szlachta miała nawet bibliotekę oraz kołyskę dla psa), z przewodniczką odzianą w gustowną suknię z tiurniurą, z widoczną przez okienko kapliczką z witrażami oraz z magicznie przenoszącym się wejściem z jednego skrzydła budynku na drugie (w efekcie zarówno wchodziliśmy i wychodziliśmy przez sklep z pamiątkami, co było o tyle cenne, że mogłam podczas oglądania zastanowić się kilkanaście razy, czy chcę dżemik z płatków fiołków[1]). Akurat na czas ogrodu zaczęło lać, a szkoda, bo ogród dekoracyjny i w połowie wiosennego wysypu kwiatów.



Dodatkowo jest jeszcze na wyposażeniu park safari, gdzie z samochodu (w którym Maj podziękował i zapadł w szezlong zaraz po zobaczeniu żyraf) można sobie pojeździć koło żubrów, niedźwiedzi, słoni, saren, ekstremalnie niebezpiecznych hipopotamów i mniej niebezpiecznych, za to radośnie jak małe szczeniaki rozbrykanych antylop.

GALERIA ZDJĘĆ.

Ser był dopiero wieczorem, ale za to na Montmartre.

[1] Chciałam. Nie zaryzykowałam dyni z wanilią.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek kwietnia 27, 2012

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: francja, thoiry - Komentarzy: 1

« O tym, jak bohaterka pojechała na dworzec - O tym, jak Maja usnęła w metrze »

Komentarze

ds

ciekawe jak smakuje ser z dżemikiem z płatków fiołków

Skomentuj