This is the second time I've been to your website. Thank you for sharing more details.
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Akurat historia zwiedzania muzeum jest mało barwna. Bo się okazało zamknięte we wtorek. Ale i tak było miło, bo głównie chcieliśmy zobaczyć Luwr i Tuileries. I zupełnie nie przeszkadzało mi, że Luwr również okazał się zamknięty, bo samo obejście z zewnątrz okazało się na tyle wyczerpujące, że nie porywam się nawet na zwiedzanie środka. Może za jakieś 3 lata. Nie wcześniej. Piramida na dziedzińcu - klejnocik. Lubię, jak ktoś pomyślał, że odbicia wydają się znacznie ciekawsze niż obraz właściwy.
W deszczu i wiatru weszliśmy pod Arc de Triomphe du Carrousel do Tuilerii. Tylko czemuż ach czemuż ten łuk taki brzydki?
Na szczęście Tuileries są ładne, w przeciwieństwie do. Najzieleńsza wiosną zieleń, kwitną drzewa, tulipany i turyści, robiący sobie wzajemnie zdjęcia. Bardzo poręczne krzesełka służą i do siedzenia, i patrzenia na kaczki, i - też dość często - do pozowania (i na instagram). Kaczki są urocze, zwłaszcza że siedziało całe stado maluchów, co zachwyciło Maja. Jest karuzela dla maluchów; następnym razem będziemy jechać w pociągu, bo teraz był samochodzik. I trampoliny, ale co z tego, jak na zmianę padało albo padało.
I muzeum l'Orangerie. Ale jak wspomniałam, zamknięte. Ale wrócę, zwłaszcza że mam już bilet.
Oczywiście uwielbiam metro, chociaż spodziewałam się, że każda stacja będzie swoistym klejnocikiem. Niestety, większość wygląda tak samo - białe kafle, czasem złocone gipsowe ramy na plakaty. Zbroję się na Arts et Metiers. Maj zachwycony metrem również. Na tyle, że usilnie próbuje zasnąć.
Zdjęcia będą, jak wrócę. Do domu, nie z jedzenia sera.
EDIT: GALERIA ZDJĘĆ.