Więcej o
panowie
Jak pierwszy tom mnie dość miło przeprowadził przez wąskie uliczki nad kanałami, tak ten mnie dość znudził (rozwlekłą i chaotyczną akcją) oraz zniesmaczył (szczegółowymi opisami zażycia środka na przeczyszczenie, litości, to ma być książka z serii "Kryminał z klasą"). Pisarz Charlie Howard podpisuje swoją książkę o amsterdamskiej kradzieży w małej paryskiej księgarence, a po spotkaniu zostaje poproszony o "testowe" włamanie się do mieszkania jednego ze słuchaczy. Oczywiście, jak się łatwo domyślić, włamanie nie jest testowe (a przynajmniej testuje nie to, o czym pisarz myślał), a Charlie nagle trafia w sam środek gangu kradnącego dzieła sztuki. I tak sobie krąży po Paryżu, spotykając się z różnymi osobami - swoim paserem, agentką literacką, która po paru latach współpracy nagle orientuje się, że jej podopieczny nie jest muskularnym modelem ze skrzydełka obwoluty (niech żyje stockphoto), tylko starszym panem z artretyzmem, pracownikami księgarni, pracownikami firmy ubezpieczeniowej, żeby odkryć, kto zabił malarkę, której zwłoki ktoś zdeponował w jego mieszkaniu.
Jedną z zabawniejszych w książce rzeczy jest mini słowniczek na końcu, gdzie można się dowiedzieć na przykład, jak po francusku powiedzieć: "Czy mógłby pan podać mi numer najbliższego pasera" bądź "Pani się myli. Kiedy przyszedłem, drzwi były otwarte" czy "jednorazowe rękawiczki z lateksu" i "wytrychy, sondy, grabki i śrubokręty". Reszta - słaba.
Inne tego autora.
#43
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 21, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
kryminal, panowie, 2010
- Komentarzy: 3
Czeski duch w berlińskim metrze. Nauczyciel Petr rzuca pracę, żonę i dziecko, po czym ucieka do Berlina, gdzie gra w punkowej kapeli dla idei i sławy, a dla pieniędzy na peronach "ubany". Książka to zbiór historii o związku Petra z Niemką Katrin, o jego przyjacielu lubiącym słowiańskie dziewczęta, o basiście Atomie i w największej mierze o berlińskim metrze, samobójcach, zamkniętych stacjach i okresie, kiedy na górze stał Mur Berliński, a na dole obie strony patrzyły na siebie z okien wagonów i peronów. Klimatycznie trochę przypomina połączenie "Guzikowców" Zelenki i węgierskich "Kontrolerów", ale z silnym poczuciem, że to kawałek czyjej biografii, pełen niedopowiedzeń i onirycznych zdarzeń. Sama książka ma dziwny format - komiksowo poziomy, a historie przeplatane są czarno-białymi montażami zdjęć. Dla mnie poza gładką, leniwą lekturą to pomysł na kilka następnych rzeczy do obejrzenia podczas wizyt w Berlinie.
Inne tego autora:
#42
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 20, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2010, beletrystyka, panowie
- Komentarzy: 7
Jestem wielką fanką latania i lotnisk, zwłaszcza teraz - w erze rozbuchanej elektroniki, komputerów i planowania za pomocą zaawansowanego oprogramowania. Kontrast widać, jak się wyciągnie książkę z lat 70., gdzie oparciem w locie i nawigacji jest radio, radar i wskazania przyrządów. Na pokład czarterowego lotu Winnipeg-Vancouver wsiadają kibice, i kilka przypadkowych osób, które spóźniły się na inne loty. Jest mgła uniemożliwiająca lądowanie gdzie indziej niż docelowo, ryba nieświeża, która uderza w ryc^W^W^Wkładzie pokotem część pasażerów, a potem obu pilotów, więc na polu bitwy zostaje stewardesa oraz wyłuskani z pasażerów lekarz oraz pilot myśliwców z czasów wojny. Lekarz ratuje wymiotujące ofiary, pilot w locie uczy się obsługi czterosilnikowca, stewardesa stanowi pierwiastek żeński, obsługa naziemna walczy z prasą szukającą sensacji, organizuje pilota, który zdalnie będzie potrafił pomóc wylądować oraz szykuje plan B (wodowanie) czy C (zbieranie resztek z płyty lotniska).
Nie jest to ewidentnie lektura do samolotu, ale i też słabo się czyta w ciąży, jak się walczy z problemami gastrycznymi (bo zaczęłam czytać ponad rok temu, ale nie dałam rady). A warto, bo naprawdę zgrabnie jest zarysowana fabuła, bez cukierkowego "w zasadzie to nawet małpa posadzona za sterami da radę". Wady też są - słabawe tłumaczenie z regionalizmami i dziwną manierą tłumaczenia imion, dzięki której Vancouver nagle zaludniają Jurki i Pawły, przy jednoczesnym pozostawieniu Janet czy Harry'ego. I długość - książka urywa się nagle, po zakończeniu akcji właściwej. A szkoda, bo parę wątków można by pociągnąć, chociaż na kilka stron.
#41
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 19, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2010, kryminal, panowie
- Skomentuj
Lubię skandynawskie kryminały za klimat. Za detaliczny opis dnia codziennego, papierkologię w komendzie, zmarznięte ręce, problemy z robotnikami i mozolne szczegóły śledztwa. Za umiejętność działania na moich emocjach, na zainteresowanie mnie intrygą, podanie mi jej jak na tacy, bo zwykle wiem więcej niż prowadzący śledztwo policjant, co daje takie miłe poczucie uczestniczenia w śledztwie i czasem chęć krzyknięcia "Za tobą jest, tam stoi, odwróć się wreszcie!". Jednocześnie jest to wada tych kryminałów - żeby nawlec wydarzenia na sznur, tworząc misterną konstrukcję, żeby pokazać ukochaną policjanta, jego dom, zwyczaje przedsenne, myśli, przestępcę, detalicznie opisać każdą z ofiar, trzeba stron. I przyznam, że coraz mniej chętnie podchodzę do książek, które mają po 400, 500 i więcej stron (dlatego na razie szkoda mi czasu na "Millenium", chociaż podobno warto). Jakoś mnie to przeładowuje, nie odbieram tego jako przyjemności dłuższego przebywania z bohaterem, wolałabym dwie krótsze, odrębne historie niż jedną długą.
Harry Hole jest prywatnie niezbyt szczęśliwym, acz już niepijącym alkoholikiem, a służbowo specjalistą od seryjnych morderców. Trochę pech, bo mieszka w niewielkiej i spokojnej Norwegii, gdzie łatwo o bar, a przestępstwa raczej są z tych przypadkowych. Oczywiście, w myśl zasady strzelby na ścianie, do czasu. Harry łączy przypadki zniknięć zamężnych kobiet, które zupełnie bez śladu ulatniają się z domu, z otrzymanym jakiś czas temu anonimowym listem od kogoś podpisującego się Bałwan. Skojarzenie jest dość oczywiste, bo na miejscu zniknięcia ktoś lepi bałwany, patrzące w głąb domu ofiary.
Książka mimo nieco nadmiarowej objętości smaczna, w Polsce wyszło jeszcze 6 innych tego autora. Mam nadzieję, że kontynuują wątek tajemniczego odgrzybiacza, który pojawia się w domu komisarza, wykonuje swoją pracę, nie bierze pieniędzy i znika.
Inne tego autora:
#40
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek listopada 15, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
kryminal, panowie, 2010
- Komentarzy: 11
W kryminałach jest tak, że przestępca nie ma szans. Prędzej czy później popełni błąd, a doskonale wyposażony w aparaturę do sprawdzania mikrośladów, mnóstwo wywiadowców, snajperów, bazy danych z fantastycznie szerokim materiałem porównawczym aparat policyjny wyłuska go z taką łatwością jak łuska się ziarno słonecznika. Deaver lubi bawić się tą konwencją i co chwila wymyśla przestępcę tak sprytnego, że wszyscy dają się nabrać na kolejne fałszywe tropy. W "Rozbitym oknie" superzłoczyńca miał dostęp do największej bazy danych klientów i prawie jak w 1984 wiedział wszystko zarówno o swoich ofiarach, jak i o śledzących go policjantach. Podobnie tutaj - przestępca jest niesamowicie zdolnym iluzjonistą, który zmienia wygląd w kilkanaście sekund, wyparowuje z miejsca przestępstwa i nikt tak naprawdę nie wie, jak to robi. Sparaliżowany Lincoln Rhyme i jego piękna acz artretyczna partnerka Amelia Sachs mają jednak na to sposób - znajdują zdolną młodą iluzjonistkę, Karę, która pomaga im ustalić, w jaki sposób myśli przestępca i jak go podejść. Książka jest gruba, więc wiadomo, że nie będzie łatwo. Tytułowy mag zgodnie z zasadami iluzji plącze tropy, udaje, podrzuca fałszywe ślady i - jak się u Deavera łatwo domyślić - aresztowanie przestępcy w 3/4 książki wcale nie oznacza końca sprawy.
Inne tego autora:
#39
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 6, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
kryminal, panowie, 2010
- Komentarzy: 2
Nie wiem czemu tak jest, że jak trafiam na książkę, która mnie zachwyca, fascynuje, uderza w sedno i chcę napisać, czemu jest aż tak dobra i trafna, trafiam na blokadę. Jak w liceum, kiedy pisałam wypracowanie, rzeźbiąc w bólu każde drętwe zdanie i starając się nie czytać całości, żeby nie wyrzucić, bo paskudne. Tak mam z "Ojciec odchodzi".
Moment śmierci "Papieża-Polaka" wrył się głęboko pewnie każdemu, po części dlatego, że nominalnie w Polsce jest 95% katolików, a po części ze względu na masową histerię, jaka się wtedy pojawiła. Pierwszy raz od czasu rozbuchanego komsumpcjonizmu zostały zamknięte supermarkety (a na narzekania, że ludzie zostali w kwietniową niedzielę pozbawieni możliwości kupna czegoś do jedzenia można było usłyszeć, że "było się przygotować, w końcu umierał kilka dni"). Pierwszy raz było ogólnopolskie oblężenie kościołów, masowe marsze, znicze na ulicach. Pierwszy raz - co mnie najbardziej zafascynowało - pojawiła się taka duża szara fala w Internecie, a nagle powstałe Pokolenie JP2 słało bojówkarskie ostrzeżenia, jeśli któryś serwis nie zdążył zmienić logo na niekolorowe oraz liczne sugestie, że tylko świnie handlują na Allegro, zamiast celebrować żałobę.
O tym, ale nie tylko, pisze Czerski. Kilka dni z życia młodego gdańskiego poety pod koniec marca i na początku kwietnia 2005. Alkoholowe preludium w Trójmieście, kulminacja i ludyczny finał w rozmodlonym Krakowie. Dużo celnych obserwacji tworzącej się narodowej schizy, ponadpodziałowe przymierze kibiców ("Wisła i Craxa razem dla papieża, nareszcie zjednoczone - pisał ktoś - razem napierdolimy całą Polskę. Kraków, Kraków pany"), internetowe świeczuszki i wyrazy ubolewania drukowane czcionką z mini drukarenki, przemysł wyrastający jak grzyb po deszczu na świeżo zmarłym Janie Pawle. Nie tylko jednak, bo książka jest raczej rozrachunkiem z szeroko pojętą polską religijnością, przyjmowaną z dobrodziejstwem inwentarza jak obowiązkowe kapcie w szkole, paleniem papierosów z tyłu za kościołem i uczeniem od małego, że nawet sprawy wydawałoby się ważne można odwalać byle jak, byle zachować pozory.
Mottem książki, i w ogóle mottem dla całego Pokolenia JP2 może zostać zdanie:
"Zbigniew Boniek powiedział, że zdjęcie papieża powinno znaleźć się na polskiej fladze".
#38
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek października 28, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2010, beletrystyka, panowie
- Komentarzy: 1