Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o panowie

Jerzy Edigey - Sprawa Niteckiego

Stanisław Nitecki został oskarżony o zamordowanie żony z premedytacją, za co w latach chyba 60. groziła kara śmierci. Obrony podjął się znany krakowski adwokat, Murasz; znany również z tego, że nie przegrywał spraw. Po brawurowym procesie poszlakowym Niteckiego uniewinniono. Murasz jednak, zamiast cieszyć się wygraną, zaczął podejrzewać, że tym razem sprawiedliwość poniosła sromotną klęskę i z sali sądowej wyszedł winny. Ponieważ zadenuncjowanie własnego klienta oznacza złamanie zasad etyki zawodowej, mecenas zaczyna prowadzić własne śledztwo, żeby wykryć, czy nie da się Niteckiego złapać na innym, podobnie bezczelnym przestępstwie.

Orzeczenie psychiatry: biegły miał do czynienia z jednostką inteligentną — umiejącą czytać i liczyć w pamięci do stu w zakresie czterech działań. Odznaczającą się sporą dozą wiadomości historycznych i politycznych. W miarę pobudliwą. O erotyźmie odpowiednim do wieku. Bez skłonności do własnej płci. O zadowalającym stanie rozeznania złego i dobrego. Bez obciążeń dziedzicznych.

Się pije: na bogato, bo oskarżony zapraszał (a odziedziczył spory majątek) - Martel, Courvoisieux czy Henessy.
Się pali: wiadomo, chociaż niektórzy rzucili.
Się mieszka: w Warszawie w "Bristolu", gdzie jednak obsługa ustala najpierw, czy gość jest dewizowy albo czy jest znanym mecenasem, bo tak to jednak niekoniecznie.
Się (nie) kupuje: cytryn, bo rzadko są w sklepach. Również się nie kupuje cedrowych lub mahoniowych mebli z fabryki w Słupsku, bo były dostępne tylko na potrzeby "reprezentacyjnych biurowych wnętrz", a nie dla Kowalskiego.
Się jada: jak się zna pana obera, to można kołduny z masełkiem na przekąskę i szaszłyk, ale sandacza raczej niekoniecznie, bo nieświeży.
Się kręci biznesy: Murasz bronił zbrodniarza wojennego "z urzędu", ale potem odmówił takich spraw, między innymi dlatego, że niemiecka "Rada Kościołów" próbowała wręczyć mu łapówkę...

Byli jednak adwokaci polscy, na szczęście bardzo nieliczni, którzy poszli na propozycję „Rady Kościołów“, gorliwie zabiegali o uzyskanie obrony z urzędu, a później inkasowali pokaźne honoraria z NRF. Niektórzy z nich w swojej miłości do „dewiz“ posunęli się jeszcze dalej. Prowadzili działalność mającą na celu zabezpieczenie praw majątkowych obywateli NRF do nieruchomości, fabryk i majątków pozostawionych w Polsce. Wyrabiali w hipotekach i urzędach odpowiednie zaświadczenia, sporządzali wykazy i plany tych nieruchomości, aby je wysłać swoim klientom za granicę. Doszło do tego. że Ministerstwo Sprawiedliwości zmuszone było wydać odpowiedni okólnik zakazujący tych praktyk.

Inne tego autora, inne z tej serii.

#51

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 24, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, panowie, kryminal, prl, z-jamnikiem - Skomentuj


Jerzy Edigey - Jedna noc w "Carltonie"

U Czechowa było wiadomo, że jak wisi strzelba na ścianie, to wystrzeli, choćby i w ostatnim akcie. Tutaj na samym początku jedna z mieszkanek elitarnego pensjonatu "Carlton" w Zakopanem potyka się o spory młotek, leżący na schodach. I już nietrudno zgadnąć, że będzie mokra robota; tego samego wieczora ktoś stuka w głowę tymże młotkiem jubilera, który kilka godzin wcześniej zaprezentował reszcie gości zrobioną przez siebie (oczywiście na eksport) biżuterię z platyny i brylantów. W pensjonacie zaufana obsługa i goście z tzw. towarzystwa - pani profesor, inżynier, aspirująca aktorka, znany malarz, dziennikarz i pisarz (z powieścią kryminalną na koncie), więc wezwany podporucznik Klimczak, na pierwszej posadzie zaraz po szkole oficerskiej w Szczytnie, ma spory zgryz. Jubiler karetką jedzie do szpitala (nie wiadomo, czy się wygrzebie), a zamiast zaplanowanej na wieczór "Kobry"[1] w telewizji młody milicjant musi przeprowadzić śledztwo; jeden z kolegów doradza mu, żeby wezwał z pobliskiego pensjonatu znanego oficera śledczego, pułkownika Lasotę. Pułkownik zgadza się współpracować i robi to tak sympatycznie, bez obśmiewania żółtodzioba, że w zasadzie całość przesłuchań prowadzi młody i - całkiem szybko - wykrywa sprawcę.

Jest to w zasadzie powieść z zamkniętą listą podejrzanych (i fajnie by było, żeby znalazła się na początku wraz z planem pensjonatu) - niby podstawiona do okna drabina sugeruje, że wszedł ktoś z zewnątrz, ale inne ślady pokazują, że niekoniecznie. Autor zabawił się nieco nazwiskami - puszczalska aktorka nazywa się Zachwytowska[2], jubiler - Dobrozłotnicki, inżynier pracujacy w hucie - Żarski, przedstawicielka zagranicznego koncernu chemicznego (oczywiście podejrzewana o szpiegostwo) - Miedzianowska.

Mimochodem okazuje się, że pokaz klejnotów spowodował spore dyskusje wśród mieszkańców pensjonatu. A to, że wstyd, że w socjalistycznym państwie robi się rzeczy kosztujące tysiące dolarów (na nasze - milion złotych), bo na pewno nie stać na nie maszynistki czy żony naczelnika poczty. Inny problem miał z kolei malarz-taszysta, który naflugał jubilerowi, że robi odpustowe świecidełka (wzorowane na klejnotach koronnych polskich królów) zamiast pójść w sztukę nowoczesną[3]).

Się pali: "Wawele".
Przejawy luksusu: pani Miedzianowska podobno nawet telefon sprowadzała ze Szwecji, żeby był dopasowany do koloru mebli.
Się przestrzega procedur: niekoniecznie; bez nakazu prokuratorskiego podporucznik zarządza rewizję w pokojach gości.

[1] A przed "Kobrą" - dziennik telewizyjny. Pani profesor chce oglądać transmitowaną z ONZ-u burzliwą dyskusję w sprawie RPA.

[2] Aktorka ubiera się frywolnie, co budzi powszechną (choć zapewne niezamierzoną) radość w otoczeniu. Pomarańczowa wiatrówka, trawiastozielone spodnie, rybackie gumowe boty i koszyk na patyku zamiast torebki czy kusa sukienka, ujawniająca halkę, majtki i podwiązki (oraz wyszydzony przez autora fakt, że dama nie pokazuje kolan, bo to najbrzydsza część ciała kobiety).

[3]

- A przecież z tego złota, brylantów i rubinów można było stworzyć ciekawą rzecz. Zrobiłem nawet kilka szkiców. Szczególnie jeden mi się udał.
Tu malarz sięgnął do kieszeni marynarki, wydobył z niej szkicownik i pokazał podporucznikowi rysunek złożony z krzyżujących się linii, przedstawiających ni to piramidę, ni to jeża.
- To byłoby dopiero wspaniałe! Mam już nazwę dla tej rzeźby - „Los człowieka”.
- Był taki film radziecki.
- To co z tego?

Inne tego autora tu.

#50

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek maja 21, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, panowie, kryminal - Skomentuj


Zygmunt Zeydler-Zborowski - Złoty centaur

[Miałam napisaną noteczkę o Berlinie, ale mi zeżarło, więc.]

Ewa wzywa 07 #6

Lista osób:

  • Marceli Doniecki - dziennikarz, wpada w kłopoty przez upał i lenistwo
  • Joanna Doniecka - żona Marcelego, wyjechała do matki do Świdra na weekend
  • dziewczyna w kinie - niby zalotna, a podkłada świnię, jeszcze się pojawi
  • kapitan Władysław Nowicki - służbista
  • major Stefan Downar - znajomy Marcelego i celebryta Pałacu Mostowskich
  • Godziszewski - fotoreporter, kulturalny gość
  • Tomasz Wakus - tatuażysta, specjalista od aligatorów
  • stara Wakusowa - małżonka, niby upośledzona na umyśle od wojny, ale się orientuje
  • Wikary - po seminarium, ale zrzucił suknie duchowne i wszedł na drogę występku
  • Bob Snobes - amerykański dziennikarz z szerokim, ale niezbyt inteligentnym uśmiechem
  • Liza - luksusowy kociak, Polka na obczyźnie z pięknymi zębami
  • Edward - mąż Lizy, tylko wspomniany
  • Edmund Łosiecki - przyjaciel męża Lizy, owłosiony
  • Alicja - słodka blondynka, zaborcza
  • Joachim Tarnowiecki - wielki oryginał z Jastrzębiej Góry
  • sierżant Mielnicki - idiota z Warszawy
  • sierżant Kolec - kierowca
  • Ahmed Bakelis - jednoręki cudzoziemiec, może Grek, może Arab, a matka podobno była Niemką
  • Ryszard Welnik - entuzjasta brylantyny, najmuje się do prac zleconych

To znany motyw w literaturze, że podczas upalnego lata żona wyjeżdża, a mąż dostaje małpiego rozumu i wpada w kłopoty. Marceli, dziennikarz, wymigał się z wizyty u teściowej i został w Warszawie, żeby napisać artykuł. A że było gorąco, to mu się nie chciało, więc poszedł do kina[1] (na film z Simone Signoret). Kupił bilet od konika, obok usiadła oczywiście piękna dziewczyna i bęc - wyszedł z kina z paczką zawierającą narkotyki. Chwilę potem wylądował w areszcie, na szczęście znał Downara, który mu po starej znajomości uwierzył, że nie jest w szajce przerzucającej "towar" z Iranu na zgniły Zachód. Downar szybko też wydedukował, że sprawa się łączy z inną sprawą narkotykową, w której znaleziono denata z tatuażem aligatora (co było oczywiste, bo narkotyki nie były wysoko reprezentowane w PRL-u). Tym tropem dotarł nad morze, do tatuażysty, który jednak go spławił[2] mimo udawania, że Downar też jest szemrany. Pozostała plaża, gdzie łasy na kobiece wdzięki major od razu wybiera panią o zagranicznym wyglądzie, która...

Obok stał leżak, a na nim ładna dziewczyna. Wyciągnęła się na całą długość zwracając twarz ku słońcu. Opalone na ciemny brąz ciało opinał biały elastyczny kostium zagranicznego pochodzenia. Gęste, jasne włosy dotykały ramion. Nogi miała smukłe, muskularne, zakończone zgrabnymi, drobnymi stopami, starannie wypielęgnowanymi. Fajna babka - pomyślał Downar, rzucając od czasu do czasu dyskretne spojrzenie w kierunku kolorowego leżaka. Nie była taka bardzo młodziutka, jak mu się początkowo wydawało. Mogła mieć trzydzieści kilka lat, ale nie straciła nic ze swej atrakcyjności, przeciwnie, przyciągała wzrok mężczyzn kobiecą dojrzałością. Wyczuwało się, że w pełni zdaje sobie sprawę z wrażenia, jakie wywiera jej uroda. Nie trzeba było zbyt bystrego obserwatora, żeby się zorientować, że to nie jest skromna urzędniczka spędzająca urlop nad morzem. Wszystko, począwszy od kostiumu kąpielowego, a kończąc na plażowym kapeluszu, torbie i pantofelkach, kosztowało dużo i było kupione za dolary, funty lub franki. Nie wyglądała mimo to na jedną z tych, co krążą po luksusowych hotelach, polując na walutowych klientów. Downar z rosnącym zainteresowaniem obserwował piękną nieznajomą. Po pierwsze, co tu ukrywać, podobała mu, się. A po drugie przyszło mu na myśl, że za jej pośrednictwem mógłby może nawiązać kontakt z pewnymi sferami.

I voila, kontakt się nawiązał. Epizodycznie pojawia się amerykański dziennikarz, noszący flanelową koszulę z nonszalancko zakasanymi rękawami, wiedząc, że dolarowym gościom wszystko wolno. Do szajki dociera poprzez udział w nielegalnym pokazie filmów soft-porno[3], gdzie rozpoznaje samochód i maskotkę złotego centaura, która już się w poprzednim śledztwie pojawiła.

Dla uczczenia zamknięcia przestępców milicjanci udają się na Puławską do bistro rybnego, gdzie piją pod tę rybkę.

[1] To były czasy - zamiast reklam na scenie paradowały kościste modelki, pokazując ubrania CDT-u, których i tak nie można było kupić w sklepach.

[2] - Przy żonie może pan wszystko mówić. Ona i tak niespełna rozumu. Od czasu wojny jej to zostało.

[3]

Krótkometrażówki nie były zbyt przyzwoite. Błyskawiczne scenki realizowane przez amatorów. Co chwila wybuchały śmiechy i słychać było niewybredne komentarze. Wypity alkohol sprzyjał swobodnej atmosferze. Downarowi nie bardzo podobała się ta zabawa. Czuł niesmak. Miał ochotę wrócić do hotelu i położyć się spać. Nie mógł jednak tego zrobić. Kiedy wejdziesz miedzy wrony... - pomyślał i cierpliwie czekał końca tej zabawy.

Inne tego autora tu.

Inne z tego cyklu tutaj.

2/3

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 2, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, panowie, kryminal - Skomentuj


Jerzy Edigey - Siedem papierosów Maracho

Ewa wzywa 07 #122

Spis osób:

  • Zosieńka Kolanko - przystojna blondynka, po czterdziestce[1], przy mężu, pali “Carmeny”
  • Rysio Kolanko - dobrze po pięćdziesiątce, z twarzą pooraną bruzdami, właściciel wytwórni mas plastycznych
  • Jan Ceglewicz - młody wysoki szatyn o przystojnej, wesołej twarzy, zaopatrzeniowiec, pali “Maracho”, bo od sportów ma chrypkę
  • Jadwiga Mariańska - emerytka, nie służą jej “Ekstra mocne”, pali “Caro”
  • Edward Strzelczyk - starszy, szpakowaty, prezes spółdzielni, woli “Marlboro”
  • Zygmunt Chodysz - wysoki o bardzo jasnych włosach, z zawodu ślusarz, ale też lewy napastnik “Gwiazdy”
  • Elka Grzankowska.- konduktorka w zgrabnym granatowym kostiumie i trochę śmiesznej furażerce, nie pali
  • porucznik Marian Balerski - od 6 tygodni w służbie, nie mniej przestraszony niż ofiary kradzieży
  • Piotr - muzyk, długie czarne kudły i długa broda, opowiada kawały i częstuje “Sportami”
  • Wacuś Daleczny - kelner z „Warsu", z niejednego pieca chleb jadł
  • Krystyna Fajencka - roznosicielka napojów i papierosów, z wykształcenia krawcowa
  • Andrzej Pakulski - kierownik „Warsu”, człowiek z zasadami

Żeby kupić bilet na miejsce w wagonie sypialnym na trasie Warszawa-Szczecin, należało się zorientować co najmniej trzy miesiące wcześniej. Punktualność pociągów pozostawiała wiele do życzenia (- Według rozkładu o szóstej trzydzieści pięć - wyjaśniła konduktorka. - A tak naprawdę? - upewnił się szpakowaty. - Jak Bóg da (...) - odpowiedziała konduktorka), warto było się spieszyć. Państwo Kolankowie (a konkretnie pan Kolanko, bo pani Kolanko wolała być obsługiwana) się nie ogarnęli, więc jechali w zwykłym przedziale, do tego dla palących. A że wszyscy palili, to nikomu nie przeszkadzało. Problem w tym, że niedługo po spróbowaniu egzotycznych papierosów "Maracho" (nowość, wyrabiana na licencji greckich "Papastratos") wszyscy zasnęli, a kiedy się obudzili, byli w zamkniętym przedziale bez pieniędzy i precjozów. Do akcji wkracza podporucznik Marian Balerski, przypadkiem znajdujący się w pociągu, nieco przerażona świeżynka, bo do tej pory zajmował się pijaczkami i drobnymi złodziejami. Organizuje kawę dla zatrutych pasażerów (- Kto zapłaci za kawę? - O tym porozmawiamy później). I jak w uczciwym kryminale z zamkniętym pokojem, milicjant po kolei eliminuje (a i dokłada, bo klucze uniwersalne miała załoga pociągu) podejrzanych.

W pewnym momencie pojawia się urocze, chociaż zdradzające pointę, nawiązanie do innego kryminału autora, "Wagonu pocztowego GM 38552".

Się pali: wiadomo, Maracho, ale oprócz tego Sporty (chociaż powodują chrypkę) i Carmeny. Caro wyszło. W ogóle, ze względu na intrygę, dużo się paleniu mówi, w tonie radosnym i z dowodami anegdotycznymi. Bo może i rakotwórcze, ale nikt w przedziale nie ma raka, a mimo palenia czasem i dwóch paczek dziennie od 40 lat starszy pan świetnie się czuje.
Się pije: ciepłe piwo, prosto z butelki, bo nie ma szklanek i kubków jednorazowych.
Się zarabia: etat w fabryce - 7 tysięcy. Ale jak się jest zawodnikiem pierwszoligowym, to za wygrany mecz jest premia 6 tysięcy. Do tego klub dokłada 150 tysięcy na przeprowadzkę, mieszkanie M-4 oraz talon na dużego Fiata albo Poloneza. W pociągu się zarabia na sprzedaży "lewych" papierosów i alkoholu, ze sporą marżą (co w socjalizmie nie jest dobrze widziane mimo obopólnej korzyści).
Genderyzm: ”A papierosa zapaliłam z prostej ciekawości. Kobiety są przecież ciekawe”.

[1]

... ale robiła wszystko. by wyglądać młodziej (...) Miał temu dopomóc dość ryzykowny makijaż i ubranie według stylu młodzieżowego pani Hoff. Liczne złote pierścionki, takaż bransoletka ,,pancerka" oraz nie mniej bogaty złoty zegarek miały wyraźnie wskazywać, że właścicielka tych błyskotek zalicza się do grona kobiet zamożnych.

Inne tego autora tu.

1/3

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 30, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, panowie, kryminal - Skomentuj


Terry Pratchett, Jack Cohen, Ian Stewart - Nauka Świata Dysku IV

Jak w poprzednich trzech częściach, krótka nowelka o Świecie Dysku przeplata się z zupełnie na serio wyjaśnieniami zjawisk fizycznych, które pojawiły się na styku realności i sf.

Część fikcyjna, pisana przez Pratchetta, opisuje awanturę o utworzony na Niewidocznym Uniwersytecie trzy tomy temu artefakt odwzorowujący Świat Kuli. Awanturę między magami, którzy uważali się za wyłącznych dysponentów swojego eksperymentu i Omnian, którzy - dość nietypowo jak na Dysk - uważali, że Ziemia jest kulą i życzyli sobie Świat Kuli mieć jako relikwię. Arbitrem oczywiście jest Patrycjusz Vetinari, ale do werdyktu wtrąca się również sam bóg Om.

Część naukowa, napisana przez duet biologa (Cohena) i matematyka (Stewarta) skupiona jest głównie na metodach badawczych, na ocenie rzetelności, powtarzalności i wpływie miejsca obserwacji na obserwację (np. czy jesteśmy w stanie zbadać trójwymiarową przestrzeń będąc obiektami dwuwymiarowymi lub zbadać wszechświat będąc w środku wszechświata). Opowiada o samej kreacji, teorii Inteligentnego Projektu i Wielkiego Wybuchu (i czy nie może być tak, że nowy wszechświat nagle wybuchnie w środku naszego salonu?), o najmniejszych cząsteczkach i czy naprawdę są najmniejsze, o tym, czy ludzkość jest wyjątkowa we wszechświecie oraz co robić z faktem istnienia bądź nieistnienia boga (i ilu ich jest).

Z przykrością muszę stwierdzić, że części naukowej nie zrozumiałam w całości (np. przestrzeni topologicznej, w tym przemiany filiżanki w pączek).

#42

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek kwietnia 28, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, panowie, popularnonaukowe - Skomentuj


Francis Durbridge - Moja żona Melissa

Brytyjska ramotka z przyjaznym inspektorem policji, Cameronem (tęgim, ale dobrze ubranym mężczyzną szkockiego pochodzenia). Guy Foster, niespecjalnie dobrze zarabiający pisarz, ma rozrzutną żonę. Okazuje się, że jednak gorzej jest, jak rozrzutna żona zostaje uduszona, a na niego wskazują wszelkie poszlaki. Niby w momencie zabójstwa pisał powieść w domu, ale nikt tego nie potwierdza, za to znany psychiatra ujawnia, że ma Guya w kartotece z diagnozą "schizofrenia/zaniki pamięci". Znajomi się od niego delikatnie odsuwają, w prasie artykuły niedwuznacznie dają do zrozumienia, że jest głównym podejrzanym. Dodatkowo w domu pojawiają się nagle ślady po zamordowanej żonie - jej pudło z kapeluszem, które wcześniej zniknęło, drogie rękawiczki, które miała feralnego wieczoru zanieść jako prezent na przyjęcie znajomego, list zostawiony na maszynie do pisania, włączona jej ulubiona płyta. Sytuacja się komplikuje, kiedy przyjaciel żony dostarcza mu zostawioną na przechowanie szkatułkę, w której Guy odkrywa bardzo drogą biżuterię i weksle na spore sumy, a przyjaciele plączą się w zeznaniach. Wyjątkowo - jak na kryminały - podejrzany ochoczo współpracuje z policją, a komisarz mu bez wahania wierzy. Ba, nawet zachęca go do prowadzenia samodzielnego śledztwa (a przynajmniej nie zniechęca).

Inne z tej serii.

#41

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 26, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, panowie, kryminal, z-jamnikiem - Skomentuj