Więcej o
panie
Z duetu Poirot Marple zdecydowanie wolę tego pierwszego; panna Marple jest klasistką, szowinistką i za wszystko, co złe w społeczeństwie, oskarża fakt, że kobiety nie siedzą w domach. Jestem w stanie wytrzymać jej manierę opowiadania historyjek o znajomych z przeszłości, o typach ludzkich, którzy kojarzą się jej z kimś zaplątanym w sprawę, ale narzekanie na służące nie przewracające materaców przy ścieleniu łóżek czy wyższość miotły nad odkurzaczem jest zwyczajnie słabe. Dodatkowo każda osoba oceniana jest przez pryzmat wyglądu - mężczyzna o brzydkiej, kanciastej głowie ma na pewno wysoki intelekt itp.
Dobra znajoma panny Marple sprzedała swój zabytkowy dwór znanej aktorce, budząc sensację w St Mary Mead. Niedługo potem, po przebudowie, aktorka wraz z mężem zaprosiła na przyjęcie charytatywne większość okolicznych notabli (oraz wspomnianą znajomą, poprzednią właścicielkę). Wtem na przyjęciu pada trup, mnóstwo świadków, ale nie wiadomo, kto mógł zabić, a pikanterii dodaje fakt, że prawdopodobnie denatka wypiła drink przeznaczony dla aktorki i nie wiadomo, czy to nie ta ostatnia miała być ofiarą. Panna Marple, wprawdzie nieobecna na przyjęciu ze względu na słabe zdrowie, z nudów (bo nie może pracować w ogrodzie ani się przemęczać) i na polecenie zaprzyjaźnionego lekarza zaczyna z kawałków ludzkich opowieści składać historię. Inspektor Scotland Yardu przyjeżdża do niej skwapliwie po poradę, bo ploteczki starszej pani mają większą wagę niż na przykład przeglądanie zdjęć z miejsca zbrodni (na przyjęciu była fotografka, ale dopiero w połowie sprawy zostaje przesłuchana i pokazuje jedno z kilkudziesięciu zdjęć, jakie zrobiła na przyjęciu, co policji wystarcza zupełnie).
Dodatkowo, czytając książki z lat 60., widać, jak poważne skutki ma obśmiewana wielokrotnie polityczna poprawność. Określenia, które wtedy były na porządku dziennym - np. dziecko, które urodziło się z uszkodzeniem mózgu, jest bez oporów nazywane również w prasie imbecylem, debilem, idiotą - dzisiaj są co najmniej niewygodne. I dobrze.
#48/#7
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek maja 14, 2015
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2015, panie, kryminal
- Komentarzy: 1
Mecz Polska-Walia[1] w Cardiff (stąd wiadomo, że clou akcji ma miejsce w marcu 1978 roku), cała męska populacja przed telewizorami, a tu prokuratora wzywają do zwłok, sztuk dwie, z czego jedna okazuje się być pijana w trupa[2], ale druga jednak jest nieżywa permanentnie. Tak naprawdę śledztwo tutaj nie jest jednak prowadzone przez milicję po odkryciu morderstwa, tylko wcześniej, przez 18-letnią Dorotę, córkę państwa profesorstwa. Dorota odkrywa, że cwaniaczek, odwiedzający jej elegancką mamę, jest szantażystą, który przed laty był alfonsem matki w ciężkich powojennych czasach. Nobliwa pani profesorowa, aktualnie przełożona pielęgniarek, była znana w Szczecinie jako Perła, wysokiej klasy, ale jednak kurtyzana. Dziewczyna chce poznać prawdę i zneutralizować gang, żeby chronić matkę; ojciec przez większą część akcji jest "na placówce" za granicą. Przestępcy zmuszają matkę do firmowania zakupu samochodu (który zostaje użyty do przestępstwa, co zwiększa zainteresowanie prokuratora) oraz do przyjęcia pod dach pięknego plastyka, który dzierga etykiety na wódkę w lokalnym oddziale Polmosu. I nie tylko.
Młoda jest egzaltowana, prowadzi ze sobą monologi o Bogu, Lucyferze, cytuje Baczyńskiego, filozofuje, ale jak przychodzi co do czego, nie waha się sprzedać Longinesa przywiezionego przez ojca z Bazylei, żeby mieć środki na uzyskanie informacji (i elegancką sukienkę z komisu). Śledzi członków szajki, szybką ucząc się złodziejskiej gwary, włamuje się do biurka podejrzanego lokatora, prowokuje (również głębokim dekoltem) i doprowadza do wielu aktów przemocy, na szczęście skierowanych głównie pod adresem bandy.
To dość dziwna historia, mocno osadzona w powojennej przeszłości, relacjonowana z punktu widzenia kilku osób - młodego prokuratora[3], nastoletniej Doroty, jej matki i członka bandy, gładkolicego plastyka o brzydkim charakterze.
Autorka ma niezłe rozeznanie w warszawskich lokalach: "Kameralna" na Rakowieckiej, "Rybkol" na Puławskiej, "Bar pod dwójką" przy placu Unii. Wie też, że wprawdzie panowie w dowolnym stadium upojenia wszędzie są mile widziani, tak panie - niekoniecznie.
Kelner także zapamiętał tę kobietę, zażądała coś do jedzenia i setkę wódki. Podał — jedzenia nawet nie tknęła. Było około dziewiątej, o tej porze goście, prawie sami mężczyźni, byli już — z nielicznymi wyjątkami — mocno podpici; samotna kobieta nie powinna w takich barach pić wódki, bo zaraz skoncentruje na sobie uwagę mężczyzn. Szczególną uwagę. Więc wzbudziła zainteresowanie niemal natychmiast, tym bardziej że nie była stara — bardzo ładna i doskonale ubrana. Drażniła innością. W tym barze kobiety pijące samotnie mają wulgarne, wyniszczone twarze, wyzywający makijaż, od razu widać, kto zacz, a ta? Nie sprawiała wrażenia ani alkoholiczki, ani prostytutki. Więc kim była, dlaczego prowokowała tą setką czystej wódki?
Elementem burżuazyjnym (poza piękną willą profesorostwa i brylantem na palcu matki) jest gosposia, Aniela; utrzymuje cały dom w porządku, gotuje i zajmuje się Dorotą pod wieczną nieobecność rodziców, czasem tylko przeszukując - z troski - jej pokój. Taki element osadzający w prozie ("Aniela skomentowała to na swój praktyczny sposób: imieniny się udały, nikt nie ściągnął serwisu na podłogę, nie wysmarował dywanu majonezem i nie zarzygał łazienki").
Się pali: zagraniczne "Caporale" lub papierosy bułgarskie. Się nie je, nawet huczne przyjęcie imieninowe jest opisane enigmatycznie (chociaż wiadomo, że był majonez).
[1] 2:0.
[2] Cucenie pijaka odbywa się w ten sposób, że na zmianę się podstawia pod nos amoniak, a potem naciera kark zimną wodą i tak przez godzinę.
[3] Milicja występuje głównie zadaniowo - odpytują na miejscu czy rzucają bonmotami:
(...) Dostał w kark, potem bykiem w brzuch, i wtedy upadł.
— Mówili coś? — zapytał milicjant.
— Tak… ty skurwysynu — skrzywił się nasz lokator.
— Zwięźle — mruknął plutonowy. — Nic więcej?
Inne tej autorki, inne z tej serii:
#46
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek maja 7, 2015
Link permanentny -
Tagi:
2015, panie, kryminal, prl, z-jamnikiem -
Kategoria:
Czytam
- Komentarzy: 2
Ze Szwają mam tak, jak z jedzeniem truskawek prosto z grządki. Są słodkie, pyszne, ale piach czasem zgrzyta w zębach i nie zastąpią sensownego posiłku na dłuższą metę. Książki czyta się świetnie, typowa lektura leżaczkowa, dowcipna, celna, ale ze względu na pojawiające się co jakiś czas idiotyzmy, powtarzalne wątki czy papierowość bohaterów (dobrzy są doskonali, źli, zwykle bogaci - mimo przebłysków - nie rokują) nie jestem w stanie traktować jej poważnie.
W "Romansie na receptę" 48-letnia Eulalia, zwana Lalą, redaktorka z telewizji, nagle odkrywa, że jej dzieci, bliźnięta, dorosły i wyprowadzają się z domu rodzinnego na studia. Samotność, depresja i smutek. Znajomy (i znany z poprzednich tomów psychiatra Grzegorz) niedwuznacznie sugeruje, że przydałoby się jej własne życie osobiste, mile widziane miłosne. Do stanów depresyjnych (i potencjalnego klimakterium, co życzliwie sugerują jej znajomi współpracownicy) dołącza najazd Hunów na jej dom: rodzice (cichy ojciec oraz matka, która jej serdecznie nie lubi, kocha za to idiotyczną szwagierkę), 10-letnie zarozumiałe dziecko szwagierki, którym rodzice się mają opiekować i - po pewnym czasie - sama szwagierka, ponieważ w tym czasie zaplanowała sobie remont[1]. Do tego dochodzą wpadające okazjonalnie w przerwach między wojażami i dzieci i wyrzucona z domu para ich znajomych - dziewczyna w niespodziewanej ciąży z niesłownym docentem i jej chłopak, co ją chce mimo nieswojego dziecka. Mimo zamieszania udaje się jej zrealizować fajny reportaż o górach, wyjechać w parę miejsc, dokonać akcji sabotującej dobrobyt niesłownego naukowca oraz poznać niesympatycznego pana, który z czasem okazuje się - jak to w romansie - nader sympatyczny. W tle dużo zachwytów nad Karkonoszami i ludźmi tam żyjącymi.
[1] Nie, nie rozumiem, czemu Lala zgodziła się na opiekę nad siostrzenicą u siebie w domu mimo pracy zawodowej i wyjazdów. Od biedy rozumiem, czemu rodzice Lali musieli mieszkać u niej w domu, żeby opiekować się wnuczką, chociaż funkcjonalnie nie wiem, co za różnica. Nie, nie rozumiem, czemu szwagierka po powrocie z wojaży nie mogła zamieszkać w pustym mieszkaniu swoich teściów, którzy mieszkali u Lali albo wręcz czemu teściowie nie wrócili do domu, pozwalając się szwagierce zająć swoją rodzoną córką.
Tytułowy "Anioł w kapeluszu" to emerytowana profesor psychologii, Jaśmina. Nagle umarł jej ukochany mąż, niedługo potem odeszła wieloletnia gosposia, dzieci rozjechały się po świecie, umarła staruszka-matka, samotność więc dopadła ją na wielu frontach. Po odwiedzinach u lekarza z sugestią depresji przeprowadza się z Warszawy do rodzinnego Szczecina, wyrzuca garsonki, kupuje luźne długie suknie i kapelusze i zaczyna żyć dla siebie. Ponieważ - nietypowo - akcje jest wielowątkowa, historia Jaśminy przeplata się z innymi historiami: nastoletniego Jonasza z rodzicami-karierowiczami[2], którzy niszczą syna w imię jego dobra, doprowadzając go do załamania nerwowego, Mirandy - studentki polonistyki, mieszkającej kątem u znanej z poprzednich tomów pani Lili, charakteryzatorki teatralnej - również w depresji po ciąży surogackiej. Jonasz, który uciekł z domu, ostatecznie trafia do domu Jaśminy, gdzie z pomocą przyjaciół (eleganckiego kloszarda Mirona, który okazuje się eks-milionerem, Mirandy i znajomych nauczycieli) wychodzi na ludzi[3]. W tle zachwyt przyrodą i spokojnym życiem.
[2] Jakkolwiek rozumiem założenia książki, tak postaci rodziców, którzy - mimo zaginięcia jedynego dziecka - bez wahania jadą na wycieczkę do Chin, bo opłacona, zostawiając na gospodarstwie płatną pomoc domową, jakby się bachor znalazł, są nawet nie z kartonu, tylko z płyty paździerzowej strugane.
[3] Wychodzi na ludzi za pomocą domu z ogrodem, książek, sympatycznej eks-policyjnej psicy Maszy oraz ad hoc zrealizowanej edukacji waldorfskiej, o której kilka słów się pojawia w książce.
Inne tej autorki tu.
#43-44
Napisane przez Zuzanka w dniu środa kwietnia 29, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2015, beletrystyka, panie
- Skomentuj
Małe miasteczko w Vermont. Tym razem rozbudowana ilościowo rodzina: roztargniona matka (zajmująca się domem i dziećmi), ojciec - profesor wyższej uczelni, czwórka dzieci - Laurie (11 l.), Jannie (8), Sally (5) i Barry (2) oraz domowe zwierzęta przenieśli się z za małego domu do większego. Niespecjalnie celowo, tylko tak wyszło, kiedy okazało się, że sprzęt sportowy nie mieści się w szafie. A potem lawina ruszyła, w efekcie czego zamieszkali w dużym, kilkunastopokojowym domu z krzywym filarem.
Jak w przypadku "Życia" odczuwałam sporą irytację, tak tu głównie odczuwam rozbawienie - przeprowadzka dopiero mnie czeka. Wiadomo - trzeba wziąć poprawkę na szowinistyczne lata 50., kiedy udział męża w czymkolwiek ograniczał się do palenia cygar i wypisywania czeków. Moja ulubiona scena - żona dowiaduje się, że ma odwiedzić ich dom znajoma męża, pedantka i elegantka, więc sprząta, niszcząc resztki manicure i stosując urocze techniki pasywno-agresywne. Sporo pysznych cytatów i trafnych spostrzeżeń o obu tomach można znaleźć na blogu absolutnienieperfekcyjnej.
Inne tej autorki tutaj.
#39
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek kwietnia 21, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2015, beletrystyka, panie
- Skomentuj
Stłumione głosy
Lekarz kazał Verze trochę o siebie zadbać, zaczęła więc chodzić na basen w hotelu z siłownią, dość daleko od komendy i domu. Dużo się nie napływała, bo w saunie znalazła zwłoki kobiety (a patolog na widok pary wodnej użył słów, więc odcisków palców nie było). Kobieta - Jenny Lister - okazała się być kuratorką, zajmującą się adopcjami, uwikłaną jakiś czas wcześniej w sprawę, która zakończyła się zabójstwem dziecka. Vera oczywiście rzuca pływanie, a zaczyna śledztwo. Joe Ashwortowi rodzi się w międzyczasie trzecie dziecko, więc - teoretycznie - mniej chętny jest na przeciągające się nadgodziny, pracę w nocy, spotkania przy piwie w domu Very "dla podsumowania" po każdym dniu. Ale nie - lubi być prymusem, cały czas lawiruje między zirytowaną jego nieobecnością żoną a zirytowaną brakiem postępów w śledztwie szefową.
Szklany pokój (a w zasadzie taras przylegający) jest miejscem pierwszego morderstwa w książce, mieści się w posiadłości, do której przyjeżdżają pisarze, żeby pisać. Tuż przy plaży z muszlami, mnóstwo zakamarków, stara kaplica, ogród - sama bym pojechała pisać, tylko żeby nikt nie mordował.
Dla odmiany Vera trafia na miejsce zbrodni w zasadzie w chwilę jej popełnienia - przyjeżdża do Domu Pisarza na wybrzeżu w poszukiwaniu sąsiadki. Sąsiadka znajduje się szybko, niedaleko zwłok, dodatkowo z nożem w ręku, co dodaje pikanterii sytuacji. Zamordowano znanego krytyka literackiego, niespecjalnie lubianego w środowisku, a niedługo potem właścicielkę posiadłości, w której odbywał się kurs pisania kryminałów. Sceny zostały zaaranżowane na wzór utworów literackich, co - absurdalnie - ułatwiło śledztwo. Verę irytują wszyscy poza Ashtonem, a ten ostatni zakochuje się w chudej pisarce.
Inne tej autorki tutaj.
#35-36
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 9, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2015, panie, kryminal
- Skomentuj
Vera Stanhope jest brzydka - otyła, niezgrabna, ma problemy skórne, zwłaszcza jeśli zamienia workowate sukienki na poliestrowe spodnie (dostaje wtedy egzemy). Do tego jest wścibska i nietaktowna, dużo pije, ale łatwo nawiązuje kontakty. Absurdalnie czyni to z niej całkiem dobrą detektyw. Prywatnie jest niezbyt szczęśliwa - zdominowana przez ekscentrycznego ojca-obserwatora ptaków, nie miała szansy na ułożenie sobie samodzielnego życia. Kiedy umarł, odkryła, że nie bardzo nadaje się do bycia w związku, ale nieustająco prowadzi ze sobą monolog na temat potencjalnego macierzyństwa (że nie czuje potrzeby, ale może jednak coś w tym jest?). I, co nie dziwne, chciałaby być kochana. Nie jest specjalnie lubiana w pracy, ma problemy z delegowaniem zadań i w zasadzie jedyną osobą, której ufa, jest młody policjant, Jon Ashwort.
Jak na razie pierwsze trzy tomy[1] powielają pewien schemat - małe miasteczka, tajemnica sprzed lat i nagła konsekwencja tu i teraz.
Przynęta
Małe miasteczko na wzgórzach, tuż obok lokalni bogacze planują otworzyć ponownie zamkniętą jakiś czas temu kopalnię. Sprawę rozpoczyna samobójstwo jednej z farmerek, w zasadzie nie budzące podejrzeń, ale Anna, zaangażowana w badania ekologiczne na terenach mającej powstać kopalni, przyjaciółka nieżyjacej już Belli, uważa, że ktoś ją do tego zmusił. Kiedy ginie kolejna osoba - pracująca w ekipie ekologicznej młoda biolożka Grace - wiadomo, że dzieje się coś dziwnego. Vera pojawia się stosunkowo późno, wchodząc częściowo w świat swojego dzieciństwa - bywała w chacie ekscentrycznej naukowiec, w której teraz mieszkają prowadzące badania kobiety. Vera niedyskretnie wchodzi w świat układów między lokalną szlachtą w wiejskiej posiadłości, właścicielem firmy mającym romans, farmerami, a w tle pojawia się ponury szpital psychiatryczny.
Droga przez kłamstwa
Tym razem miasteczko nadmorskie, koło Hull. Vera zostaje gościnnie zatrudniona do ponownego przeprowadzenia śledztwa sprzed 10 lat. Została wtedy zamordowana nastoletnia córka lokalnego prominenta o nieco uszarganej opinii, rudowłosa i nielicząca się z innymi Abigail, znaleziona przez swoją najlepszą przyjaciółkę, córkę nagle nawróconego kuratora sądowego. Po latach okazuje się, że aresztowana za morderstwo kochanka ojca zamordowanej była niewinna, a zbrodniarz chodzi wolny. Vera ma problem, bo lokalny komisariat nie bardzo chce z nią współpracować, a ekipa prowadząca poprzednie śledztwo
już nie pracuje w policji. Cała sprawa jest takim melancholijnym, mglistym snujem, w którym jedyną nie apatyczną osobą jest Vera.
[1] Chronologia tomów nie jest specjalnie istotna, aczkolwiek mam wrażenie, że niekoniecznie dzieją się w kolejności pisania - w tomie trzecim ("Ukryta głębia") asystent Very, gładkolicy Ashwort, spodziewa się dziecka, zaś w tomie pierwszym i drugim już je ma. EDIT: Z rozpędu przeczytałam "Ukrytą głębię" ponownie (oczywiście nie pamiętałam, kto zabił prawie do końca), okazało się, że Ashwort czekał na narodziny drugiego dziecka, więc dramatu chronologicznego nie ma.
Inne tej autorki tutaj.
#33-34
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 4, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2015, panie, kryminal
- Skomentuj