Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o kryminal

Stephen King - Znalezione niekradzione

1978. Bellamy, wielbiciel kultowego cyklu o Jimmym Goldzie, włamuje się z kolegami do domu autora, Johna Rothsteina, który od lat nie publikował i żył na uboczu. Chcą tylko go postraszyć i okraść, ale Bellamy traci zimną krew i zabija autora. Odkrywa w sejfie poza gotówką niepublikowane przez lata rękopisy, w tym dwa tomy ze swoim ukochanym Goldem. Koledzy nie są zachwyceni tym, co zaszło, Bellamy zamyka im więc usta w sposób ostateczny. Ukrywa skarb, ciesząc się już na myśl o lekturze, ale po kłótni ze znajomym wydawcą, który obiecał mu upłynnienie rekopisów, upija się i ląduje w więzieniu z zarzutem zgwałcenia przypadkiem spotkanej kobiety. Wyrok - dożywocie. W 2010 roku Pete, 13-nastolatek, odkrywa zakopaną pod urwiskiem skrzynię. Pieniędzmi anonimowo ratuje swoją rozpadającą się rodzinę (ojciec bez pracy po wypadku, poszkodowany przez szaleńca, który mercedesem wjechał w tłum), a kiedy pieniądze się kończą, odkrywa prawdziwą wartość rękopisów. Próba ich sprzedaży nakłada się w czasie z warunkowym wyjściem Bellamy'ego z więzienia.

To drugi tom cyklu o detektywie Hodgesie i jego pomocnikach, zazębiający się historiami z tomem pierwszym ("Pan Mercedes"). Hodges, oderwany na chwilę od prowadzonych przez siebie spraw, pomaga Pete'owi wyplątać się z problemów i uratować się przed bezwzględnym mordercą.

Jak to u Kinga, czyta się widząc prawie że opisane sceny, z dynamicznymi przejściami, zapachem i fakturami. Wraca motyw obsesji na punkcie pisarza i jego bohaterów, które w "Misery" stworzyły jedną z najbardziej wstrząsających strasznych historii; tutaj Bellamy wie, że ciąg dalszy jest ciągle w zasięgu ręki (chociaż autora już zabił), dlatego kontynuje serię zabójstw.

Inne tego autora:

#37

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek czerwca 28, 2016

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: panowie, 2016, kryminal - Skomentuj


Aleksandra Marinina - Iluzja grzechu

Zamordowano starą, bogatą damę o dźwięcznym nazwisku Aniskowiec, otaczającą się środowiskiem artystycznym. Co dziwne, z jej bogato wyposażonego w antyki i dzieła sztuki mieszkania nie zginęło nic, nawet biżuteria. Dziedziczyło po niej muzeum, odpadł więc całkiem motyw rabunkowy. Liczni znajomi potwierdzili, że starsza pani była lubiana, nikomu nie nastąpiła na odcisk, a przy tym była dyskretna i adoratorami i mężami rozstawała się w zgodzie, więc i tutaj nie ma podstaw do szukania zabójcy. Kamieńska jest niepocieszona aż do momentu, kiedy - zupełnym przypadkiem - przesłuchując znajomą ofiary, opowiada jej towarzysko historię przypadkowo spotkanej na korytarzu Iry, którą przed laty spotkała tragedia: jej matka wyrzuciła trójkę młodszego rodzeństwa z ósmego piętra, potem skoczyła za nimi sama, a ojciec umarł na zawał dzień później. Dzieci i matka cudem przeżyły, oczywiście z różnymi uszkodzeniami i od sześciu lat przebywają w szpitalu, a Ira, która uciekła przed matką, nie dojada, nie dosypia, pracuje na kilka etatów, żeby dbać o rodzinę. Kiedy znajoma ofiary rzuca "O, Aniskowiec znała tę matkę, przyjaźniły się i mówiła, że spodziewała się, że TO się źle skończy". Kamieńska rzuca się na trop jak labrador na zdechłego kreta[1] i powoli odkrywa, że dzieci niedoszłej samobójczyni[2] były obiektami eksperymentów szalonego lekarza.

Jak przy okazji poprzednich książek ("Za wszystko trzeba płacić" czy "Złowrogiej pętli") łamał mi się kołek do zawieszania niewiary, tak tutaj ewidentnie autorce odjechał już peron. Są eksperymenty radiologiczne na nienarodzonych dzieciach w celu stworzenia nadczłowieka, złowroga szajka islamskich terrorystów, lekarz-katolik leczący duszę, nastolatka prześladowana w szkole za znajomość ortografii czy najmniej już dziwiący szowiniści (dżentelmen zaprasza panią na schadzkę do swojego mieszkania, po której to schadzce pani zmywa naczynia i sprząta, po czym wychodzi).

Kamieńska ma stosunkowo małą rolę w powieści, za to wielokrotnie irytuje w kontaktach zawodowych i społecznych, a do tego chodzi chora do pracy, bo musi pracować mimo nieleczonej grypy. Męża za to leczy metodami naturalnymi - moczenie nóg w wodzie z gorczycą, gaziki ze startą cebulą w uszach(!), maść terpentynowa na stopy.

[1] Dygresyjnie, fraza mi się ostatnio mocno wzbogaciła po lekturze Janina Daily, co i Wam polecam.

[2] I nie tylko one, bo pan doktor prowadził eksperymenty na każdej spotkanej pani, angażując siebie i swoje nasienie bez większych oporów natury moralnej. Gorzej, że owe panie bez większych wyrzutów sumienia dają się zapłodnić doktorowi, nie wtajemniczając w sprawę mężów, czasem wielokrotnie.

Inne tej autorki tutaj.

#35

Napisane przez Zuzanka w dniu środa czerwca 8, 2016

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2016, panie, kryminal - Komentarzy: 2


Kate Atkinson - O świcie wzięłam psa i poszłam

Jackson Brodie trafia do Leeds, po części w poszukiwaniu domu do kupienia, po części zwiedzając opactwa i klasztory, a po części dlatego, że przed laty właśnie tu podobno adoptowano jego klientkę. Okazuje się, że wszystkie akta zniknęły, a dodatkowo w ogóle nie ma żadnego śladu ani po wypadku, w którym podobno zginęli rodzice klientki, ani po samych rodzicach. Niespecjalnie dziwi więc Jacksona, że przy próbach rozpytywania szybko obrywa i dostaje niedwuznaczne sugestie, że zaprzestał drążenia.

Lubię Atkinson za ładne wprowadzanie wielowątkowości, która im dalej w treść, tym bardziej się ze sobą splata, mimo braku związku. Emerytowana policjantka, która w 1975 roku odkryła przy zwłokach 4-letniego chłopca, w porywie serca odkupuje od lokalnej narkomanki zaniedbane dziecko, bo bardzo chce kogoś kochać. Aktorka z demencją, grająca wraz z Julią, byłą Jacksona, w telewizyjnej operze mydlanej, nie radzi sobie ze swoją starością, ale próbuje znaleźć równowagę między produkcjami uszkodzonego chorobą mózgu i rzeczywistością. Barry, również były policjant, pracujący z Tracy, czeka na wyjście z więzienia zięcia; zięć spowodował wypadek, w którym zginął jedyny wnuk Barry'ego, a córka wylądowała w szpitalu w stanie wegetatywnym. Do tego Jackson ratuje z rąk przypadkowego sadysty małego teriera o dźwięcznym imieniu Ambasador.

Inne tej autorki tutaj.

#7

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek stycznia 28, 2016

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2016, panie, kryminal - Skomentuj


Katarzyna Puzyńska - Trzydziesta pierwsza / Z jednym wyjątkiem

Trzydziesta pierwsza

Kilkadziesiąt lat temu pod Lipowem miało miejsce dramatyczne wydarzenie - członkowie sekty pod wpływem charyzmatycznego przywódcy popełnili zbiorowe samobójstwo; 30 osób znaleziono martwych. Od tego czasu nikt się raczej w opuszczoną przez sektę okolicę nie zapuszczał. Do czasu - nagle na miejsce tragedii sprzed lat pojawi się badacz, inwentaryzujący to, co po sekcie zostało i odnajdujący kolejne, 31. zwłoki. Szybko się okazuje, że denatka nie była członkiem sekty, a siostrą policjantki, która - wraz z ojcami Daniela i Pawła - zginęli we czwórkę w pożarze 15 lat temu. Tyle że jak widać, nie. Do tego do Lipowa wraca na zwolnienie warunkowe Tytus Weiss, skazany 15 lat temu właśnie za celowe podpalenie i morderstwo czterech osób. Wprawdzie nikt we wsi nie wątpi w winę Tytusa, zwłaszcza policjanci, ale zostaje zasiane ziarno niepewności, zwłaszcza że wybucha kolejny pożar i padają kolejne trupy.

To chyba najlepszy, najbardziej pełny tom. Nie pojawia się wprawdzie Klementyna, ale do ekipy posterunku dołącza nowa policjantka, Emilia, która przed laty miała krótki romans z Danielem. Dwie sprawy sprzed lat okazują się być ze sobą powiązane, a dodatkowo w dalszym ciągu mocno oddziałują na współczesność. Co lubię, to że autorka ładnie pokazuje przemiany społeczne - jednocześnie jest i rzeczywistość post-peegerowska, ale i wykorzystywane urlopy ojcowskie.

"Z jednym wyjątkiem" angażuje z powrotem Klementynę, która w trakcie śledztwa ląduje w łóżku z jedną z podejrzanych. Ktoś zabija emerytowaną kwiaciarkę (a wcześniej prokuratorkę), emerytowanego policjanta i prezesa klubu szachowego, na miejscu zbrodni zostawiając upozowaną scenę z szachownicą i początkiem znanej rozgrywki szachowej, której kontynuację zbrodniarz tatuuje ofiarom już po śmierci. Wokół kręci się dziennikarz, znany z przekraczania dobrego smaku i często mijający się z prawdą, a sporo lokalnych działaczy i biznesmenów jest w sprawę wplątanych. Młodszy aspirant Podgórski usiłuje się w trakcie tego wszystkiego oświadczyć Weronice.

Inne tej autorki tutaj.

#4-5

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 24, 2016

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2016, panie, kryminal - Skomentuj


Katarzyna Bonda - Okularnik

Sasza Załuska podejmuje pracę w trójmiejskiej policji, u komisarza Duchnowskiego. Skoczy tylko jeszcze do Hajnówki upewnić się, że przestępca, z którym była blisko związana, rzeczywiście jest w tamtejszym zakładzie psychiatrycznym. Na miejscu okazuje się, że profilerka od ręki wplątuje się w sam środek wieloletnich układów przestępczych, obejmujących też lokalną policję, a dodatkowo - ponieważ traci dokumenty - traci status quasi-policjantki, za to zostaje uznana za podejrzaną (po odkryciu zwłok i przypadkowym byciu świadkiem porwania). Odcięta od wszystkiego, zaczyna wyjaśniać nawarstwiającą się latami sprawę, dziwnie zazębiającą się z jej życiem prywatnym.

W poprzednim tomie narzekałam na procedural - tu dla od odmiany jest sama akcja. Niestety, przez maksymalne skomplikowanie spraw, ciągnących się od wojny, dołożenie bojówek narodowościowych (wszak teren zamieszkują przeważnie Białorusini) oraz elementów jak z horroru, całość jest dość ciężka. Nie wiem, skąd zamiłowanie autorki do groteskowej masakry (odcięcie przyrodzenia czy wampirze zabawy z krwią[1]), ale to też nie pomaga. Są elementy zabawne typu umieszczenie ultra-prawicowego publicysty w roli brutalnego gwałciciela, co jednak nie sprawia, że sam gwałt jest mniej okrutny. Jakkolwiek doceniłam epizodyczne pojawienie się bohatera cyklu obok - profilera Huberta Meyera, tak niespecjalnie zachwyciły mnie elementy kryptoreklamowe (zaproszenie do czytania portalu o kryminałach i osadzenie jego autora jako statysty w jednej ze scen czy lista restauracji jako podziękowanie dla właścicieli - tego typu rzeczy można wkleić w i tak już obszernym posłowiu). Problem mam też z wiarygodnością samej akcji - ludzie latami ukrywający się "na zapleczu" czy dla odmiany, ukrywanie w stylu Bena Kenobiego - zaginiona kilkadziesiąt lat temu 17-latka okazuje się być znaną w miasteczku postacią, nawet całkiem podobną do siebie sprzed lat, ale nikt jej nie skojarzył. I wreszcie zakończenie - wiem, autorka szykuje jeszcze dwa tomy, ale zostawienie dwóch osób umierających, jednej zaginionej, a głównych przestępców na wolności jest dość słabe.

[1] Zawsze mnie fascynowało, po co xłhć bsvneę frgxnzv vtvrł wrqabpmrśavr, żrol fvę cbjbyv jlxejnjvnłn (eójavrż an cbqłbtę), mnzvnfg temrpmavr cbqcvąć fvę jragsybarz v jlpvhexnć xerj ormfgengavr. Poza tym, że to malownicze.

Inne tej autorki tu.

#104 (jeszcze z 2015)

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota stycznia 2, 2016

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2016, panie, kryminal - Skomentuj


Ian Rankin - Stojąc w cudzym grobie

Emerytowany Rebus (podobno pochodzenia polskiego, co wyjaśnia nazwisko) pracuje dorywczo w edynburskim Wydziale Spraw Niewyjaśnionych. Przypadkiem trafia do niego kobieta, matka zaginionej przez kilkunastu laty dziewczyny i próbuje przekazać teorię, jakoby zaginięcie jej córki miało być jednym przypadkiem z całej serii, z których najświeższy miał miejsce kilka dni wcześniej. Rebus daje się wciągnąć w tę grę mimo zniechęcenia ze strony wszystkich - zwierzchnika-karierowicza czy koleżanki ze służby czynnej. Zasadniczo eks-policjant wiele sobie z tego nie robi, nie przeszkadza mu inwigilacja ze strony Wydziału Wewnętrznego, bo chętnie spotyka się w kolejnych pubach z lokalnym półswiatkiem. Zaskakująco dla przeciwników (a nieco mniej dla czytelników) ma rację - rzeczywiście jest wspólny mianownik dla większości zaginięć w okolicy trasy A9.

Wadą Rebusa jest to, że - oprócz tego, że jest człowiekiem wielu nałogów[1] i człowiekiem łatwo do siebie zrażającym wszystkich - jest absolutnie nijaki. Niby się angażuje w śledztwo, ale robi to z jakimś takim zniechęceniem. Ponieważ prawo czasem zawodzi, z braku dowodów i kompetencji nie może aresztować podejrzanego; wybiera "szarą strefę", korzystając z pomocy półświatka. Niby ze strony moralnej jest wszystko ostatecznie załatwione, bo morderca nie zostaje zabity przez mafię, a kieruje się w stronę posterunku, żeby zeznawać, to jednak niespecjalnie mi takie rozwiązanie pasuje.

Edynburg Rebusa jest, podobnie jak innego bohatera Rankina - Malcolma Foxa[2] - brzydki i szary. Niby w terenie jest ładniej (na wybrzeżu można z klifu obserwować baraszkujące delfiny), ale Rebus skupia się na drodze, a nie na widokach.

[1] Pali - od jednej do kilku paczek dziennie (silk cuty). Raczej nie je, a jeśli - fast foody (smażony kurczak, indyjskie na wynos, mięso w cieście z frytkami). Ograniczył picie - "parę piw wieczorem, a potem dwie, góra trzy szklaneczki whisky przed snem".

[2] Do połowy książki byłam przekonana, że już czytałam któryś z tomów cyklu o Rebusie, bo pamiętałam nudnego, depresyjnego i irytującego bohatera, ale nie - czytałam o Malcolmie Foxie, który różnił się chyba tylko tym, że nie pił.

Inne tego autora tu.

#98

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 13, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: panowie, 2015, kryminal - Komentarzy: 2