Więcej o
kryminal
Mam wrażenie, że cały kryminał powstał dlatego, że major G. nie miał ortalionowego płaszcza i całą jesień i wiosnę musiał chodzić w ohydnym, starym i brzydkim prochowcu. O ortalionie marzył od dawna, ale ze swojej nędznej pensyjki nie mógł sobie na ten luksus pozwolić. Dlatego do żywego dotknął go fakt, że Źli Przemytnicy kupują za grosze ortaliony w RFN (i inne pożądane dobra typu jednorazowe zapalniczki, które można przerobić na wielorazowe) i przemycają je, żeby pozbawić socjalistyczne państwo należnego cła (w ocenianej wielkości 15 mln ówczesnych złotych). Śledztwo trwało długo, wymagało mnóstwo pracy, ale ponieważ przyszła zima, to majorowi zapał zelżał, bo na zimę miał piękne palto, szyte na miarę, z doskonałej "jodełki", które budziło zachwyt nawet wśród zwierzchników ("Naczelnik podszedł bliżej i odezwał się półgłosem: - Widziałem was dzisiaj rano, w tej jesionce w jodełkę. Moglibyście mi powiedzieć, kto wam to szył? Major G. poczuł się tak, jakby ktoś aksamitem przetarł sam koniuszek jego serca. Udało, że bagatelizuje. - Stara już. Ale mogę wam powiedzieć, oczywiście"). Podczas śledztwa nie pada żaden trup (chociaż w PRL-u przestępstwa gospodarcze też pociągały za sobą rozlew krwi, bo każdy złodziej to morderca), ale zaangażowanych jest w nie mnóstwo sił, również tzw. "cisi" wywiadowcy, podobno bardzo ważni dla działania państwa.
Szczególnie spodobały mi się w tym produkcyjniaku dialogi majora G. z plutonowym, który woził go samochodem służbowym (bo nawet milicja rzadko miała prywatne). Plutonowy nijak nie mógł załapać, w jaki sposób popełniane są przestępstwa gospodarcze ("Macie sto gramów złota o próbie 999,9... - Eee, skąd ja tyle złota? Obywatelu majorze! - Sto gramów? Tyle co nic... Dziesięć deko. Kiełbasy więcej zjecie na śniadanie. Nie tak dawno, na Wybrzeżu to było, nakryli faceta, który przewiózł przez granicę, wiele ile złota? (...) Czterdzieści! - Co czterdzieści? - plutonowy bezwiednie przyhamował wóz. - Kilo, czterdzieści kilo! - wypalił major G. - Skurwiel! To znaczy, przepraszam, obywatelu majorze. Tak mi się tylko wyrwało"), poza tym doskonale wiedział, że i tak pan major by go złapał, skuł i odwiózł na komendę ("A nawet gdybym (...), to gdzie ja bym to topił? Na gazie? Stara nie znosi, jak się kręcę po kuchni"). Niestety, plutonowemu wyrywa się o jedna "kurwa" za dużo i koleżeńskie rozmowy się urywają, bo major G. czuje się urażony, ale wraz z rozwojem śledztwa udaje się stosunki majora z jego kierowcą naprawić.
Tyle z wartości rozrywkowych. Na minus - strasznie nie lubię kryminałów, dziejących się w Nibylandzie ("Zbrodnia w Dzielnicy Północnej" Kisielewskiego). Nie lubię też kryminałów, w których autorowi nie stało wyobraźni i nawet nie raczył wymyślić personaliów bohaterów. Major G., kapitan B czy pułkownik W. to obciach dla autora. Tylko zagraniczni kontrahenci przemytników i niektórzy spekulanci pojawiają się z nazwiska, ale i tak nie jest to bardzo dopracowana książka.
#58
Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday December 2, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2007, kryminal, panowie, prl
- Komentarzy: 1
W zasadzie każdy tom przygód komisarza Wallandera jest podobny - śledztwo w sprawie brutalnego morderstwa, kilka kryminalnych wątków pobocznych i spory kawałek życia komisarza - jak układa mu się z byłą żoną, córką, ojcem chorym na Alzheimera, poznaną Ryżanką (sroga nazwa), z którą planuje sobie ułożyć życie po rozwodzie z żoną. Jakoś tak się składa, że nie czytam książek chronologicznie, tylko w kolejności dowolnej[1] - dzięki temu dostaję układankę, do której mogę sobie dokładać pasujące elementy. W tym tomie jest świeżo po rozwodzie, cierpi na nadwagę i brak życia osobistego. W tym - nawiązuje nić porozumienia z ojcem. W tamtym - córka go unika, w kolejnym - są w doskonałych stosunkach.
Kryminały Mankella lubię za to, że są takie ludzkie - policjant nie jest maszynką do wykrywania przestępstw. Nie zarabia tyle, ile by chciał. Musi robić pranie, umawiać się z sąsiadami na korzystanie z suszarni, robić zakupy, jeść i chodzić z samochodem na przegląd. PRL-owskie kryminały przyzwyczajają do tego, że życie dzieje się tylko w śledztwie, dzielna służba albo robi nadgodziny w imię idei, albo wychodzi po pracy do domu, gasząc światło, z rzadka informując, że np. na kolację żona dostała pasztetową (bo tylko kobiety zajmują się aprowizacją, gotowaniem, sprzątaniem i innymi takimi). Tutaj, jeśli się poświęcasz dla śledztwa, to kosztem czegoś - spotkania z kobietą, znalezienia czystej koszuli i wspomnianego przeglądu samochodu.
[1] Jeśli pojawi się za niewielkie pieniądze na Allegro albo dostanę w prezencie. Książki z braku regałów trzymam w systemie stosowym i staram się nie kupować książek w księgarni, bo nie mam miejsca na kolejne stosy. Zresztą zakupy w księgarni uważam za zbyt dużą łatwiznę.
Inne tego autora tutaj.
#49-50
Napisane przez Zuzanka w dniu Friday September 28, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2007, panowie, kryminal
- Skomentuj
Trudno to traktować jako kryminał, bardziej jako powieść obyczajową. Świat popierostrojkowej Rosji jest egzotyczny - wyraźny podział na kobiety (kuchnia, dzieci, ładne wyglądanie i prosty s.e.k.s) i mężczyzn (zarządzanie, decyzyjność, używanie analitycznego mózgu), akceptowana przez wszystkich mafia, stanowiąca pierwszą i w zasadzie jedyną siłę rządzącą w miastach, do której milicja zwraca się grzecznie o pomoc. Głównym bohaterem drugoplanowym jest Eduard, dawny mafiozo, który swoje kontakty i pieniądze doprowadził Miasto do świetności, likwidując konkurencję (bo, jak wiadomo, konkurencja to Zło) i innych mafiozów. Niestety, mimo wszechobecnych macek Eduarda, w uzdrowisku zalęga się działalność przestępcza, której mimo współpracy lokalnej milicji nie jest w stanie wykryć. Na szczęście do uzdrowiska przyjeżdża niesamowita analityczna z Moskwy, nasza ulubiona Nastazja Kamieńska. Kobieta niepozorna i nijaka, która za pomocą sprytnej sztuczki z makijażem, odziania się w s.e.k.sowny sweterek czy wyćwiczonego uśmiechu francuskiej gwiazdy filmowej umie się zmienić w s.e.ks-bombę. Oczywiście rozgryza przypadkiem całą intrygę, w której utalentowany reżyser-kompozytor kręci porno-filmy na zlecenie klientów, nie cofając się przed tym, żeby filmowane panie czasem zgwałcić bądź zabić.
Dużo smaczków z poprzedniej epoki - łapówka za przydzielenie pokoju, telefon tylko u dyrektora czy w drodze wyjątku "najnowszy model telefonu wyglądający jak sama słuchawka", egzotyczne owoce typu granaty czy nuworyszowskie opisy bogactwa lokalnego mafioza. Biedna Nastia musi w sanatorium dorabiać sobie tłumaczeniami, bo z milicyjnej pensji nie jest w stanie wyżyć. Nie chce jednak brać pieniędzy za rozwiązanie sprawy, bo to "niehonorowe". Nie ukrywam, że każdą kolejną książkę Marininy czytam z zachwytem - do jakich przewidywalnych absurdów jeszcze może autorka (i jej s.e.k.sowne-od-niechcenia alter ego) dojść.
Inne tej autorki tutaj.
#46
Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday August 26, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2007, kryminal, panie
- Komentarzy: 2
Czytadełko. Zły magnat całe życie zbierał pieniądze i niszczył swoją rodzinę. Kiedy w dziwnych okolicznościach ginie, jego dzieci przyjmują to z pewną radością, chociaż nie tylko ojciec był ich problemem w życiu. Okazuje się, że żadne z nich nie ma kryształowej przeszłości - jeden z synów jest narkomanem, prześladującym żonę, drugi - niby szanowanym sędzią, ale od ojca nauczył się wykorzystywać ludzi do swoich czasem mętnych interesów, córka - znana projektantka mody - jest szantażowana przez kogoś ze swojego otoczenia. Do tego dochodzi nieślubna córka, która pojawia się przy odczytaniu testamentu. Dość przewidywalne.
#45
Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday August 26, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2007, beletrystyka, kryminal
- Komentarzy: 1
W kryminałach Simenona ciężko mi się skupić na akcji, ale mam wrażenie, że taki sam problem ma komisarz Maigret, którego najbardziej fascynuje obserwacja zachowań ludzkich i szeroko pojęte spożycie. Maigret przyjeżdża do małego nadmorskiego kurortu, zaproszony jednocześnie przez starszą panią, której służąca wypiła truciznę przeznaczoną dla chlebodawczyni oraz jej pasierba, parajacego się polityką. I, jak już wspominałam,
głównie pije - a to 20-letni calvados w willi przemiłej starszej pani, a to domowy (jeszcze niezbyt dojrzały) jabłecznik w domu zamordowanej służącej, a to inne napitki w knajpach, bo tam się przeważnie spotyka z podejrzanymi i świadkami. Największym problemem wydaje się być to, że na przystawkę w hotelowej restauracji nie dostanie muli. Ale - jak to w kryminałach - mimo niechętnego i niezbyt aktywnego stosunku do wyjaśnienia sprawy, udaje mu się przestępcę znaleźć.
Inne tego autora tu, inne z tej serii.
#42
Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday July 22, 2007
Link permanentny -
Tagi:
2007, kryminal, panowie, z-jamnikiem -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
Wygrzebałam na Allegro kawałek serii odświeżonych kryminałów wydanych przez Rzeczpospolitą. Kazimierz Kwaśniewski, jak kto jeszcze nie wie, to pewien bardzo znany tłumacz Ulyssesa Joyce'a. Niestety, jak jego anglo-klimatyczne kryminały o błyskotliwym Joe Aleksie można cenić i lubić, tak Słomczyńskiego wizja polskiego kwiatu milicji jest co najmniej... słaba.
Niepozorna i uważana za brzydką kasjerka z banku w małej miejscowości cudem przeżywa napad na konwój z pieniędzmi. Ze względu na doskonałą pamięć kapitan milicji wpada na pomysł, żeby za pomocą dzielnej milicjantki przeistoczyć skromną i nieśmiałą brzydulę w piękną kobietę, wystawić ją w miejscowości letniskowej jako bogatą prywatną inicjatywę z bratem (w tej roli przystojny milicjant) i czekać, aż przestępca przyjedzie tam wydać skradzione 500-złotówki. Oczywiście za pomocą zmiany fryzury, makijażu i sukienki z Kopciuszka robi się królewna, która oczywiście źle się czuje w blichtrze i obmierzłym luksusie nadmorskiego hotelu "Imperial" i przy spojrzeniach zachwyconych mężczyzn.
Milicja nie ma problemu z wygospodarowaniem kasy na pobyt przynęty w hotelu, fryzjera, manikjurzystkę i spożycie w lokalach nocnych, ma za to pewien problem z logicznym myśleniem. Zaczynając od podania w prasie imienia i nazwiska cudownie ocalałej, kończąc na braku ochrony jej mieszkania, do którego oczywiście chwilę po wyjeździe panny trafia tytułowy zbrodniarz.
Mimo tych wad czyta się nieźle, nie ma jakichś spektakularnie śmiesznych okoliczności socjalistycznej przyrody. Nie dziwmy się skromnej pannie Małgorzacie, że zakochała się w dzielnym kapitanie - w ekranizacji zagrał go sam Zbigniew Cybulski.
Inne tego autora tu.
#31
Napisane przez Zuzanka w dniu Thursday June 7, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
kryminal, panowie, prl, 2007, klub-srebrnego-klucza
- Skomentuj