Więcej o
cytadela
[24.01 / 14.02]
Ferie zimowe w tym roku, oględnie mówić, były niespecjalnie emocjonujące - wszystko zamknięte, więc odpadły półkolonie i atrakcje wyjazdowe (niestety, nie jestem ministrą ani przedsiębiorcą na wyjeździe służbowym), nie było śniegu, za to było zimno i szaro, a połączenie z przerwą świąteczną dało efekt mocno demotywujący. Śnieg pojawił się oczywiście wtedy, kiedy ferie w Wielkopolsce planowane były oryginalnie, natura miała niezaktualizowany kalendarz. W tym roku mimo niesprzyjającego timingu zaliczyłam sanki kilka razy - w świeżo otwartym Parku Drwęskich i na torze saneczkowym na Cytadeli. Tor saneczkowy cud, miód i orzeszki, TŻ zjechał i potem kwadrans wchodził z powrotem, tak niosło.
Ale tak naprawdę to chciałam pokazać zimową Cytadelę w słońcu i bez słońca. W słońcu lepiej.
Bez słonka też może być pięknie, ale jednak mrrrocznie.
Niedzielna szkółka dla blabladorów
Ze słonkiem
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek marca 11, 2021
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
cytadela
- Skomentuj
[14.03.2020, dzień liczby Pi]
Chwilę przed tym, zanim nie było można. Wczesna wiosna, raczej chłodno, spotkałam A., ale grzecznie minęłyśmy się w odległości. Nikt nie spodziewał się lockdownu przestrzeni spacerowych, przemykania się w ukryciu do sklepu (byle nie po alkohol poniżej 70%, bo to nie jest towar niezbędny do życia, a wirusa nie odkazi), mandatów za myjnię samochodową i jazdę na rowerze czy kontrolę poziomu paliwa przed tankowaniem na stacji benzynowej. Moi decydenci, tacy rozważni i zapobiegliwi. Tyle że nie.
[6.05.2020]
Chwilę po, jak już było można. Późna wiosna, ciepło, choć wietrznie. Zablokowane place zabaw, ludzie raczej w rodzinnych grupkach, dwa buldożki wyrywają sobie patyk w ferworze radosnej bieganiny, kwitną kasztanowce, wiśnia i tulipany, bo jakiś czas temu pojawił się piękne i kolorowe Letnie Ogrody Cytadeli. Psychicznie czułam się jak wypuszczona z więzienia, chociaż zapewne promile i tak w powietrzu. Nie będzie tu narzekania na ani na powszechny obowiązek noszenia maseczek wszędzie, chociaż bardziej przemawia opcja z zakładaniem maseczki tam, gdzie większe skupiska ludzi i zamknięte przestrzenie, ani na noszenie maseczki wszędzie, tylko nie na nosie i ustach; fajnie było wyjść z domu.
GALERIA ZDJĘĆ.
PS Oraz powiedzcie, jak to jest - wszyscy chodzą na Cytadelę i widzą liczne wiewiórki. A ja nigdy. Na Sołaczu tak, owszem, ale na Cytadeli - nie, niente, nada, nicht. Przecież jestem sympatyczna, pachnę dość przyjemnie i mogłabym mieć orzechy w kieszeni (nie miałam, ale mogłabym mieć!).
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 16, 2020
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
cytadela
- Komentarzy: 2
Upał, żadnej chmurki. 35 celsjuszy. I pół Cytadeli pełne wywieszonych języków (wierzcie mi, nie wszystkie należały do psów), rozwianego futra i plastikowych talerzy. Zdecydowanie bardziej mi się podobało niż jakakolwiek wystawa psów, mimo zbyt głośnej muzyki.
GALERIA ZDJĘĆ.
PS Nie wiesz, co to kejter?
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 22, 2013
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
cytadela
- Komentarzy: 2
Podobno jest tylko kilka włoskich restauracji, w których można zjeść tak, że rodowity Włoch nie poczuje się nabity w butelkę. Oprócz La Luigi, do której mi ciężko nie po drodze i pod wiatr, to - według znajomego pół-Włocha, pół-Poznaniaka - właśnie Umberto. Ponieważ jest kilka oddziałów, wybraliśmy ten w najsympatyczniejszym miejscu, bo na Cytadeli. Niebagatelną zaletą jest plac zabaw tuż za budynkiem restauracji, bo można na placu zapuścić młodzież i poczekać, aż zamówienie się przygotuje. Na zimę są sale w budynku dawnej radiostacji (bo Cytadela to zabudowania powojskowe z różnych epok), a na lato piękny ogródek, częściowo zadaszony, z kwiatami i wolierą z małymi, kolorowymi ptaszkami (którą można obchodzić dookoła i skanalizować głośne "ćśćś! ćśćś!"). Mimo tłumów zacisznie, jedzenie bez ekscytacji, ale przyzwoite. Dobre miejsce na letni obiad. Bardzo dobre.
Psom wstęp wzbroniony, ale mogą poczekać w kulturalnych warunkach.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela czerwca 26, 2011
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
cytadela
- Komentarzy: 4
Miejsce sobotniego wypasu psów, dzieci i latawców.
Miejsce patrzenia pod słońce, brodzenia w trawie pełnej liści, patrzenia w złote korony drzew i wdychania powietrza pachnącego dymem z kominów.
Trochę przewiało mnie w ażurowych pończochach i krótkiej dzianince, mimo ciepłego płaszcza i puchatego szala. Kiedy byłam dzieckiem, rzadko bywało mi zimno, a przynajmniej mi to nie przeszkadzało. Z wiekiem spada tolerancja na wszystko, chociaż dalej w głowie mam te 20 lat. Kiedy to się skończy? Któregoś dnia się obudzę i zobaczę, że mam 45?
Życie z dzieckiem źródłem uciechy wszelakiej. Maj podchodzi do ławki, na której siedzi dziewczyna i dwóch młodych mężczyzn. Przygląda się długo i wnikliwie, zwłaszcza obuwiu (głównie ze względu na gabaryty własne). Jeden z mężczyzn nie wytrzymuje napięcia i rzuca objaśniająco: "To timberlandy".
GALERIA ZDJĘĆ.
PS Okazuje się, że od paru lat nie ma hotelu Trawiński, który stał przy Cytadeli. Zbankrutować hotel w Poznaniu to sztuka.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 24, 2010
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
cytadela
- Komentarzy: 4
Wszem i wobec głosili, że to ostatni ciepły weekend w tym roku, więc się przejęłam[0]. Po ponad tygodniu wegetacji odsypiania jet-laga[1] poszliśmy oglądać konie na placu Wolności (konie może są i ładne, kwestia gustu, ale śmierdzą i nieustająco zostawiają końskie jabłka, wczorajszy pokaz[3] pewnie był nie lada atrakcją dla hodowców storczyków[2]) i na Cytadelę. Cytadela niespodziewanie nas podzieliła, albowiem ja jestem za tradycyjnym podziałem ról w związku ("mężczyzna bierze patola i rzuca w drzewo, a kasztany spadają[4], a żona się cieszy"), podczas gdy TŻ jest z frakcji dżentelmeńskiej ("się siada pod drzewem i czeka, aż spadnie kasztan, a rzucanie patolem jest niesportowe"). Efektem kompromisu (TŻ rzuci, ale podkreślając, że to niesportowe) jest garść kasztanów, które wprawdzie nie są mi do niczego potrzebne, ale są gładkie, brązowe, błyszczące i fajnie się je trzyma w ręku. Czego sobie i Państwu życzę. W przeciwieństwie do końskich jabłek.
[0] W tym roku czuję ograbiona z polskiego lata. Wyjechałam, jak było ciepło, jasno, a dni były długie, wróciłam w ciemną, zimną i burą listopadową pogodę.
[1] Do tej pory uważałam, że te wszystkie opowieści o odpoczywaniu po urlopie za pewną pozę, sama w nią chętnie wchodziłam, bo przecież to takie lanserskie wywalić się malowniczo na krześle, wywrócić oczami i zwierzyć, że po tych x tygodniach uprawiania odpoczynku człowiek to jest ale zmęczony. Tymczasem ten powrót dał mi realnie w kość. Kiedy już dzień po powrocie uznałam, że jedna przespana noc oznacza pozbycie się jet-laga, zaczęłam zawieszać się w połowie dnia i skutecznie następne dni przespałam. Powrót do pracy był jeszcze dotkliwszy, bo całkowity spadek walorów umysłowych następował w środku dnia i jak podczas rozmowy nie zamieniałam się w śliniącego się przygłupa, tak czytanie ze zrozumieniem bądź formułowanie zdań zawierających podmiot i inne ważne elementy już mnie przerastały. Do końca roku pozostały 94 dni, a mnie 3 dni urlopu.
[2] Stawiam, że pani z kubłem z Retmanna-Sanitecha pojechała nie na wysypisko, a do znajomej kwiaciarni.
[3] No rewela, nauczyć konia wykonywać polecenia. Jakby kto kota nauczył, to bym doceniła.
[4] Tu chwalę, albowiem TŻ znacznie lepiej rzuca patolem niż ojciec z żoną i małym dzieckiem obok. Tamten krzyczał "Odsuńcie się, odsuńcie, bo zaraz spadnie deszcz kasztanów", rzucał i spadał patyk. I dwa liście. Jak TŻ rzuci, to nikt tak nie robi dzióbka na kapturze.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 28, 2008
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
cytadela
- Komentarzy: 6