Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o beletrystyka

Robert McLiam Wilson - Ulica marzycieli

Uprzejmie dziękuję A. za opinię sprzed kilku lat, że to "ponura książka". Żeby Cię mrówki oblazły. Przez to miałam Wilsona w rozumie, ale nie wykonywałam żadnych gwałtownych ruchów, żeby przeczytać. Wbrew tej opinii bynajmniej nie jest ponuro. Bywa poważnie, owszem (aczkolwiek nie do końca - ciężko się śpi w pociągu na TŻ, który czyta o przemalowywaniu zdjęcia z papieżem i rechocze, porusząjąc brzuchem). Raczej bym powiedziała, że jest to męska odmiana książek Marian Keyes - o przyjaźni, ryćkaniu i Irlandii. Irlandia jest bardzo obecna w życiu bohaterów - trudno zignorować wybuchy, sprejowane na murach hasła, zamieszki z policjantami pałującymi obie strony konfliktu i krew na chodnikach. Jednocześnie Belfast jest miastem, w którym się żyje. Kocha, pracuje, robi fortunę za pomocą durnego pomysłu, pije piwo, dyskutuje o życiu i polityce, ma rodzinę i przyjaciół.

Książka jest wielowątkowa. Generalnie skupia się na grupce przyjaciół ze szkoły, którzy dorastali razem i mimo tego, że każdy w życiu robi co innego, spotykają się na cotygodniowym pijaństwie. Jake, protestant, który nie umie pozbierać się po tym, jak dwa lata wcześniej rzuciła go dziewczyna, Angielka. Misiek, katolik, który z biedy wymyśla deal stulecia i nagle się okazuje świetnym biznesmenem. Mutant, który w nastolactwie w ramach zaawansowanych eksperymentów z onanizmem użył kremu depilującego i potem miał nieco ekstraordynaryjnie wyglądający organ. Włóczędzy, pijacy, działacze polityczni, kelnerki z barów, dzieciak uliczny bity przez ojca.

Walczę teraz z przenudnym Revertem (o czym później), więc naprawdę doceniam - Wilsona czyta się zarąbiście szybko, gładko i bez wysiłku. Mnie się bardzo, więc szybko wyklikałam drugą część - "Zaułek łgarza". Już do mnie idzie.

#2

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 21, 2007

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2007, beletrystyka, panowie - Komentarzy: 3


Sue Townsend - Adrian Mole i broń masowego rażenia

Znowu mam okres, że czytam kilka książek naraz. Ta się wyłamała i udało mi się ją skończyć w czasie rzeczywistym.

To już nie te czasy, kiedy Adrian Mole odmierzał swojego wacka za pomocą linijki, a uzyskane wyniki nanosił na arkusz papieru milimetrowego, zawieszony na ścianie (teraz - jak donosi koleżanka siwa - rezolutna młodzież wykres zmian długości wacka wykonałaby w Excelu). W dalszym ciągu kocha się platonicznie w Pandorze Braithwaite, która aktualnie jest ważną fiszą w labourzystowskiej partii, ale w ramach kolejnych prób układania sobie życia zakochuje się najpierw z straszliwie dziwnej Merigold z rodziny o tradycjach psychiczno-hippisowskich, a potem w jej bardziej wyzwolonej, acz równie ekscentrycznej siostrze Daisy.

Ale w zasadzie wszelkie perypetie łóżkowo-sercowe, nawet biorąc pod uwagę błyskotliwość Adriana w kwestiach damsko-męskich, są niczym wobec nemesis każdego pracującego człowieka, czyli urzędu skarbowego i wpadania w spiralę kredytową. Wątpię, żeby autorka miała własne doświadczenia, ale to naprawdę bardzo bolesne. I z książki na książkę jest coraz lepiej - tutaj miałam ochotę 3/4 bohaterów kopać nóżką obutą w subtelną szpileczkę rozmiar 37 (36 już ciut przyciasne, czy tycie wpływa na długość stopy?) w dupę. No jak rany, albo mam za dużo empatii, albo zachowują się tak idiotycznie, że nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić.

Jak widać - czyta się świetnie, a dla tych, co się boją - jest happy-end.

Inne tej autorki tu.

#1

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 1, 2007

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: beletrystyka, panie, 2007 - Komentarzy: 4


Marian Keyes - Arbuz

Błyskotliwie zauważyłam, że to kolejna część książek o pięciu siostrach Walsh. Poprzednia, "Anioły", była o Maggie, której mąż miał romans i odeszła. Ta opowiada o Claire, wesołej młodej mężatce, którą mąż zostawia w dniu, w którym urodziła ich dziecko. Jak się łatwo domyślić, przestała być taka wesoła. W zasadzie każdy, kto miał okazję być przez kogoś zostawiony, powita jak starego znajomego całą gamę uczuć, jaka w człowieka trafia w takiej sytuacji. Depresja, smutek, poczucie beznadziejności i marzenia, że będzie tak jak kiedyś, kiedy ON wróci. Pytanie tylko, czy da się dwa razy wejść do tej samej rzeki (wiem, wiem, Kasia Piórecka jednego lata się dwa razy w Świdrze kąpała) i czy warto.

Nie przepadam za wklejaniem cytatów z książek, ale ten mnie szczególnie ujął:

Pokoje mężczyzn są ładnie posprzątane tylko wtedy, gdy pierwszy raz idziemy z nimi do łóżka. Potem pomieszczenie znowu wyglada tak, jakby uderzyła w nie bomba.
Zupełnie jakby po skonsumowaniu znajomości facet wołał: "W porządku, kochani, możecie wyłazić!"
I wtedy spod łóżka wyłania się cała armia brudnych slipek, przepoconych skarpet, a także kubków, talerzy, czsopism motoryzacyjnych, obrzydliwych swetrów, brudnych spodenek i koszulek piłkarskich, szklanek po piwie, kalendarzy z panienkami, książek Stephena Kinga, wilgotnych ręczników, sloików z dżemem, a wszystkie te rzeczy przepychają się łokciami, hałasują i głośno protestują, że tyle czasu musiały spędzić w ukryciu. A potem zaczynają się przeciągać, otrzypywać z kurzu, by wreszcie ułożyć się w artystycznym nieładzie na dywanie, tam, gdzie ich miejsce.
"Co tak długo", woła wesoło jakaś skarpetka do zwycięskiego uwodziciela. "Opierała się trochę, co?"

Inne tej autorki tu.

#76

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota grudnia 2, 2006

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2006, beletrystyka, panie - Skomentuj


Douglas Coupland - Poddani Microsoftu

To książka o mnie, o Tobie i o tych wszystkich ludziach, którzy siedzą kilkanaście godzin dziennie przed monitorem, mają znajomych na drugim końcu Polski, mimo że nigdy ich nie widzieli i o wiele lepiej im idzie komunikacja za pomocą klawiatury. Książka to w zasadzie blog (tyle że bez komentarzy) o tym, jak wygląda życie programistów i geeków (i oczywiście programistek i geeketek), najpierw w kampusie Microsoftu, potem we własnej firmie. W zasadzie nie jest ważne, jak wyglądasz, ile masz lat i jakiej płci jesteś - ważne, co piszesz i co robisz (brzmi jak społeczeństwo idealne...). Trochę CyberJoli Dream, trochę dziennik z korporacji, trochę o tym, jak w świat superinfostrady wchodzą ludzie z innego pokolenia. I o życiu - trochę nudnym, monotonnym, takim, jakie ma większość informatyków.

Dużo celnych obserwacji na temat życia ludzi ery wieloczynnościowej, którzy jednocześnie pracują, odpisują na e-maile, myślą, czują i żyją tym, co do nich przez ekran monitora przychodzi. Inne książki Couplanda tak mi się nie podobały, do tej - jak widać - mam odpowiedni background.

Inne tego autora:

#75

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek listopada 23, 2006

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2006, beletrystyka, panowie - Komentarzy: 3


John O'Farrell - Może zawierać orzeszki

Tym razem to naprawdę książka lekka, łatwa i przyjemna o tym, do czego prowadzi bycie nadgorliwym rodzicem. Alice chce, żeby każde z jej trójki dzieci były najlepsze. Najmłodszy czterolatek bierze udział w wyścigach na szelkach, a wygrywa ten, którego matka najszybciej przeniesie przez linię mety. Średniemu ośmiolatkowi ojciec wyszukuje materiały, żeby napisał jak najlepszą pracę o II wojnie światowej. Za najstarszą 11-latkę matka zdaje w przebraniu egzamin do szkoły. Książka jest zgrabną opowieścią o tym, czy warto i za jaką cenę.

Ile daje nadzór nad dzieckiem non-stop? Ile daje poprawianie tego, co zrobiło, nawet jeśli w dziecka wersji wojnę wygrali Niemcy i wkleiło zdjęcia wiwatujących SS-manów? Czy warto izolować dzieci od "prawdziwego" życia, ograniczając kontakty do ludzi z tej samej "klasy średniej", nie pozwalając na wyjście do sklepu bez opieki czy trochę wolnego w natłoku rozwijających zajęć dodatkowych? Ponieważ to humoreska, wychodzi, że nie warto. Warto mieć coś z życia i nie robić nic przeciw sobie. Mniej wrzodów, więcej radości. I sporo humoru sytuacyjno-charakterologicznego.

Inne tego autora tutaj.

#73

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek listopada 14, 2006

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2006, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Nicolo Ammaniti - Nie boję się

Jakby akcję Dzieci z Bullerbyn przenieść do biednych Włoch tak w okolicach lat 70., dodać przemoc, bicie, krew, smród z gnijącego dołu i ran, to wyjdzie z tego książka o małym Michele, który w opuszczonym domu odkrywa zwłoki chłopca. A przynajmniej tak na pierwszy rzut oka wygląda, bo okazuje się, że choć chłopiec myśli, że jest trupem, to żyje przywiązany za kostkę łańcuchem. Dzieci w książce są tak samo brutalne i nieustępliwe jak dorośli. Nie mają tylko ciemnych interesów, za którymi stoi mafia, śmierć, kidnapping i gruba kasa.

Myślałam, że to humoreska, wyszło, że prawie drugi "Malowany ptak" Kosińskiego. Jak już wspominałam, oko mi lata. Nie lubię. Ale musiałam przeczytać do końca.

Inne tego autora tu.

#72

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek listopada 14, 2006

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2006, beletrystyka, panowie - Skomentuj