Więcej o
2020
Z pewnym wstydem wyznam, że wcale nieduży tomik przeczytałam dopiero za trzecim podejściem; możliwe, że znęcona tytułem zaczęłam go czytać w 2015, kiedy przenosiłam się z Suchego Lasu na Dębiec, nie wypieram się. A warto, bo to zgrabne historie o przeprowadzce w nieco szerszym sensie - o Niemcach, którzy mieszkali przed i w czasie i po wojnie w okolicach Gdańska. O zmianach w ich życiu, rzeczach, które zostawili, a ich aktualni właściciele mają poczucie, że i tak po nie wrócą, więc nie należą do nich. Różne opowieści, różne narracje - wyprawa w poszukiwaniu stołu, który zastąpi kiwający się poniemiecki; Frau Hoffmann, złośliwie zwana dziedziczką, grająca na pianinie w rozgrabionej przez kwaterunek willi i matka, nienawidząca każdej nuty “niemieckiej muzyki”; wyrzucony ze stoczni inżynier, szukający z synem ślimaków, żeby zarobić na życie; wizyta dziadka, który dla odmiany przyleciał samolotem; wreszcie wyprawa na narty z wujem Henrykiem i zagubiona w czasie i przestrzeni wioska, gdzie konflikty rozwiązywała walka kogutów. Zapach, kolor, światło - to wszystko Huelle umie wtłoczyć w litery, nawet jeśli opisuje tylko drobny epizod większej historii.
Inne tego autora tu.
#99
Napisane przez Zuzanka w dniu środa sierpnia 5, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, beletrystyka, panowie
- Komentarzy: 3
Andrzej K. Bogusławski - Sprawa, której nie było #77
Spis osób:
- Józef Meier, ps. Szef - antykwariusz, łysawy staruszek
- Edward Molenda, ps. Mały - potężny osiłek o twarzy dziecka
- Zbigniew Targowski, ps. Gładki - szczupły mężczyzna o pustych oczach, niegdyś aktor
- kapitan Zakrzeński - 10 lat po ślubie, a z żoną nie dorobili się dziecka
- pułkownik Wilk - siwe włosy i zadziwiająco młoda twarz, co prowokuje do nieregulaminowych poufałości
- porucznik Staszek Knapik - powolny, ale pracowity i niesamowicie dokładny
- sierżant Walny - wszelkie formalności są mu obce, zwłaszcza podczas akcji
- plutonowy Golik - patroluje pod ambasadami
- Mariola Załęska - studentka anglistyki, 170 cm, długie jasne włosy
- Jerzy Cielecki - denat spod lodu, przeciętniak, ale taki miły i dobry człowiek
- inżynier Władysław Huziński - delegowany pracownik centrali Handlu Zagranicznego, wiecznie zaaferowany
- Leokadia Góralczyk - ajentka kawiarni “Stokrotka”, przyszywana ciocia Marioli
- docent Tołłoczko - opiekun roku Załęskiej
- Żelazkowa - można u niej niekrępująco przenocować i kupić pół litra
- Jan Dudziński[1] - podobno dyrektor kombinatu przemysłowego, współpasażer Marioli na statku z Londynu[2]
- Irena - straumatyzowana ofiara napaści[3]
- Ewa Małkowska - również ofiara napaści
- Franek - szczupły niepozorny blondynek, wywiadowca
- Amelia Kołodziej - głuchoniema i upośledzona siostrzenica sąsiadki Molendów
- sierżant Barbara - wygląda na licealistkę, ale fachowo zajmuje się ochroną świadków
Kapitan Zakrzeński łączy ze sobą dwie niezwiązane spray - denatkę w śniegu (umarła na atak serca, ale wcześniej ktoś ją chciał udusić) i denata spod lodu (z dziwną karteczką zaciśniętą w dłoni). Połączenie jest nieco karkołomne - przy obu ofiarach znaleziono plastik[4], ale szef się zgadza. Po ponad roku od śmierci mężczyzny zgłasza się studentka anglistyki, Mariola, twierdząc, że to jej były chłopak. Dzięki temu śledztwo rusza, odkrywając przemyt i demonicznego zbrodniarza[5], który nie waha się użyć ograniczonego intelektualnie chłopaka do mordowania niewygodnych świadków.
Się jeździ: do Londynu, ale nie warto: ”Wielkie mecyje ten cały Londyn. Jak nie strajk poczty, kolei czy prasy, to zamachy bombowe”.
Gender na co dzień:
[Sąsiedzi nic nie słyszeli, bo w telewizji był angielski serial historyczny o Henryku VIII].
A kobiety?
Nie wszystkie mają czas na telewizję, nawet wieczorem.
[1] Ale tak naprawdę Teofil Myrdal (sic!), skromny urzędnik w instytucji powiatowej.
[2] Ach, te podróże. Mariola wraca z Londynu do Gdyni statkiem, a jeden ze świadków będzie już za tydzień, bo właśnie zaokrętował się na statek PLO.
[3]
… Nim zdążyłam się odwrócić, chwycił mnie obiema dłońmi od tyłu…
- Za gardło? - Knapik starał się wyobrazić sobie opisywaną scenę.
- Nie. Za biust. Aż do bólu - wyjaśniła spokojnie. (...) Nie zgłaszałam, bo to było straszne przeżycie, wstydziłam się.
[4] Bawiąc-uczyć: co to jest metakrylan metylu (pleksiglas).
[5] Zlecający zbrodnie okazuje się być oczywiście ukrywającym się od wojny Niemcem.
Aleksander Mag - Podwójna gra #78
Spis osób:
- Kapitan SB - anonimowy, ale zaangażowany
- Szaman, Wilk, Cichy, Rogacz, Orkan, Halny, Korek, Łasica, Kuna, Sokół, Jeleń, Roland, Kmicic, Wilk, Synek - członkowie Podziemnej Armii Niepodległościowców, absolutnie pozbawieni cech indywidualnych
- Szarotka - niebieskooka, piękna dziewczyna, o dwu wspaniałych, jasnych warkoczach, była flama Łuki
- Janosik, Orlik, Mańkut, Urban - licealiści zwerbowani do Armii
- Stanisław “Ewir” - dowódca Armii, jego pochwała znaczy wiele, tyle że to psychopata
- Łuka - zwany “Dynią” kolega kapitana, poproszony o przeszpiegi w Armii
- Jędrek - szemrany gość, załatwia panienki i dolary
- komendant - słowacki milicjant z Preszowa
- Janko, Martin - preszowscy przedstawiciele władzy
- Karol - słowacki łącznik z Armią
- Małej - SB
1948. “Podziemna Armia Niepodległościowców”, w dużej mierze zbudowana z byłych wojskowych (ale werbują i licealistów), zbiera fundusze za pomocą napadów i morderstw; tu oskubią sklep, tam punkt skupu. Wszystko to oczywiście w imię walki z bolszewikami i odbudowy Prawdziwego Państwa Polskiego. Kapitan SB namawia kolegę z wojska, Łukę, na przyłączenie się do bandy “Ewira”, którego Łuka znał w czasie wojny, żeby rozbić bandę od środka. Po początkowych wahaniach, Łuka zgadza się, obserwując bandytyzm podczas napadów Armii, tym bardziej, że łączniczką z Armią okazuje się jego była miłość[1] i sprawa jest osobista. Udaje się mu namówić “Ewira” na transfer na Zachód przez Słowację (która wtedy nie istniała), co jest pieczołowicie przygotowane przez współpracujących milicjantów z obu krajów. Jest i podstawiony przewodnik, zaprawione środkiem nasennym piwo w “bezpiecznym” zajeździe, wreszcie niby liniowy autobus, wiozący robotników leśnych. Na końcu dramatyczny finał z wieloma wystrzałami.
[1] Co jest o tyle dziwne, że Szarotka ma podobno 18 lat, więc kilka lat wcześniej Łuka się chyba angażował z nieletnią.
Inne z tego cyklu tutaj.
#98 (przeczytałam też po raz kolejny EW076)
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek sierpnia 4, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, kryminał, panowie, prl
- Komentarzy: 3
Ania, a w zasadzie magister Anna Shirley, po studiach przyjęła na trzy lata pracę jako kierowniczka szkoły w Summerside, żeby przeczekać trzy lata do ślubu, podczas których Gilbert pracuje “na kolei na Zachodzie”. Pani magister mieszka w Szumiących Topolach u wdów - cioci Misi i cioci Kasi (oraz z elokwentną służącą Rebeką Dew), ponieważ lokalna społeczność rodziny Pringle - zwykle wspierająca pracowników szkoły - wypowiedziała jej wojnę ze względu na to, że “podkradła” stanowisko jednemu z Pringle’ów. Lokalizacja okazuje się jednak cudowna, wojnę z Pringle’ami udaje się wygrać po semestrze (szantaż, ale niechcący!), przez pozostałe dwa i pół roku Ania uczy, spaceruje z zachwytem w pięknych okolicznościach, zdobywa “przyjaźnie na całe życie”, rozmawia z ludźmi i swata mniej lub bardziej chętne pary.
Niegdyś mój ulubiony tom, teraz - po latach - odnalazłam go dość miałkim. Jak poprzednie trzy tomy dotyczyły samej Ani, tak tutaj to książka głównie o mieszkańcach Summerside - Pringle’ach, sarkastycznej nauczycielce Juliannie Brooke, słodkiej Małej Elżbietce i innych; opowieści są raczej zabawne, czasem melancholijne, udział w nich rudowłosej, elokwentnej nauczycielki ma zwykle zbawienny wpływ na finał (może poza przyjaźnią z gadatliwą i egzaltowaną Hazel).
I tłumaczenie - jednocześnie z oryginałem czytałam wersję Naszej Księgarni z 1990 roku w tłumaczeniu Aleksandry Kowalak-Bojarczuk. Nie czepiam się tłumaczenia nazwisk, maniera z poprzednich tomów (Ivy - Ewa, Dovie - Dorota, chociaż zrobienie kota Marcina z Dusty Millera jest słabe), zdarzają się jednak błędy w tłumaczeniu (sponge-cake to drożdżowe, overalls to szlafrok, fifteen to 50, chipmunk to chomik, zastąpienie odsuwania skórek przy paznokciach patyczkiem przez naprawianie koronek). Wreszcie skróty - nie ma ich tak dużo jak w “Błękitnym zamku”, ale są. Czasem znika zdanie, czasem akapit lub kilka, dość losowo; rozumiem przycinanie odniesień do Biblii lub sugerowanie, że korespondencja z Gilbertem jest bardziej frywolna, ale czemuż poznikało chociażby #nieustającepasmosukcesów Ani, która opiera się w pociągu na łysej głowie staruszka zamiast o poręcz albo wypada o poranku z łóżka, bo zapomina, że jest tak wysokie, że wchodzi się po schodkach? Braki i tłumaczeniowe wpadki zaznaczyłam w pdf.
Inne tej autorki tutaj.
#97
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela sierpnia 2, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, beletrystyka, panie
- Komentarzy: 2
Tracę powoli serce do Fabla i jego hamburskiej ekipy. Rozumiem, że idea seryjnego mordercy jest nośna, ale autor chyba stawia sobie za cel zbudowanie tak absurdalnych sytuacji, że zwyczajnie lektura z ciekawej (“czemu to zrobił i jak go znaleźć”) staje się męcząca (“zawsze krok przed policją, cudownie o wszystkim wie i tylko z powodu widzimisię nie zabija wszystkich detektywów, a mógłby”). Trochę nie ma sensu, bo siada osadzenie w realności.
”Zmartwychwstały” to mściciel, który morduje kolejno członków ugrupowania terrorystycznego z lat 70. (czasy Frakcji Czerwonej Armii), którzy po latach osiedli w dobrobycie i zapomnieli o ideałach. Żeby było egzotyczniej, farbuje swoim ofiarom włosy na rudo i je skalpuje, zanim delikwentów zabije; śledztwo utrudnia fakt, że poza celowo pozostawionym naturalnie rudym 30-letnim włosem miejsca zbrodni są czyste. W tle przewija się wątek reinkarnacji, również modnej w bardziej ezoterycznych latach 70. Sprawa dotyka Fabla i członków jego zespołu osobiście - morderca do niego dzwoni z ostrzeżeniem, zostawia pod samochodem bombę, wreszcie włamuje się do mieszkania Fabla i zostawia skalp jednej z ofiar na szybie. W finale okazuje się, że moebqavnemrz olł grpuavx, onqnwąpl zvrwfpn moebqav, pułbcnx wrqarw m pmłbaxvń mrfcbłh Snoyn. Zbeqbjnł, ob cemrq yngl olł śjvnqxvrz, wnx wrtb bwpvrp mtvaął cbqpmnf cbyvplwarw bołnjl, mqenqmbal cemrm erfmgę fjbwrw betnavmnpwv. Qbqngxbjb hjnżn, żr wrfg wrqabpmrśavr vaxneanpwą ceruvfgbelpmartb jbwbjavxn v fjbwrtb bwpn. Nie dziwmy się więc, że jedna z policjantek ląduje w szpitalu psychiatrycznym, a Fabel chce zrezygnować z pracy w policji.
W “Mistrzu karnawału” akcja przenosi się do Kolonii, gdzie w karnawale grasuje morderca, wycinający swoim ofiarom kawałek mięsa z pośladka (z sugestią, że podnieca go zjadanie ludzkiego mięsa[1]). Fabel wprawdzie składa wymówienie, ale oczywiście podejmuje wyzwanie pracy w federalnym oddziale eksperckim, badającym seryjne zbrodnie; nie cieszy to jego partnerki, psycholożki Susanne, która widzi, że zdrowie psychiczne Fabla podupada. W drugim wątku wraca sprawa z pierwszego tomu - policjantka Maria ciągle cierpi z powodu traumy spotkania z psychopatycznym ukraińskim mafiozem Witrenką, podejmuje więc prywatne śledztwo również w Kolonii, bo tam przeniosła się z Monachium ukraińska mafia (ogólnie Ukraina raczej nie jest sportretowana pochlebnie u Russella). Żeby wszystko zagmatwać, narracja jest wielowątkowa - śledztwa Fabla i Marii przerywane są wątkami kulturystki Andrei (z mroczną przeszłością), kucharza Ansgara i patologa Olivera (obaj marzą o ludzkim mięsie), wprowadzony zostaje też pułkownik Buslenko, który ma zabić w tajnej misji na zlecenie rządu Witrenkę oraz opublikowane są fragmenty pamiętników karnawałowego klauna, mordującego kobiety. Wątek ekipy Specnazu, do której dołącza Maria, jest w założeniu zaskakujący, niestety domyśliłam się od razu, jak skończy się konfrontacja Buslenki z Witrenką: mvrybabbxv Ohfyraxb gb bpmljvśpvr Jvgeraxb cb bcrenpwv cynfglpmarw, cenjqmvjl Ohfyraxb mbfgnł mnzbeqbjnal an Hxenvavr; pnłn znpuvanpwn wrfg fmlgn gnx teholzv avćzv, żr cemrqfmxbynx ol fvę mbevragbjnł.
Bawiąc-uczyć: Wielki Głód na Ukrainie oraz wgląd we współczesny kanibalizm.
[1] Już pomijając wszelkie tabu, serio trzeba zabijać kilka kobiet dla pół kilo polędwicy z każdej, zostawiając resztę na zmarnowanie?
Inne tego autora tutaj.
#95/#96
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lipca 31, 2020
Link permanentny -
Tagi:
2020, kryminał, panowie -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
Kierowana półprzytomnym imperatywem o poranku w hotelu, że teraz natychmiast muszę przeczytać “Błękitny zamek”, bo wieki nie czytałam oraz czemu by nie po angielsku, skoro książka jest już w domenie publicznej, pobrałam plik i z ogromnym zdziwieniem odkryłam, że są fragmenty książki, których nie pamiętam. A umówmy się, ja wprawdzie zapominam, co czytam (i - jak się ostatnio okazało przy ponownym oglądaniu “Flight of the Conchords” - również, co oglądam), ale są takie książki, które w czasach nastoletnich przeczytałam kilkanaście razy i pamiętam do poziomu frazy. W zestawieniu z posiadanym w domu wydaniem Naszej Księgarni z 1988 okazało się, że polska wersja jest oberżnięta lekko o ⅓, czasem brakuje kilku akapitów, czasem całych rozdziałów (dla porównania wersja oryginalna ma rozdziałów 45, polska - 27). Zniknęło lustrowanie całej rodziny Stirlingów przez krytyczne oko Joanny, pogrzeb Cesi Gay, wiele z uroczych opisów życia na wyspie na jeziorze Mistawis, opinie Joanny o architekturze; co ciekawe, swoistej cenzurze uległa większość fragmentów dotyczących kościoła[1] i sympatii Joanny (i Edwarda) do kotów. Ponieważ włączyło mi się moje OCD, przeczytałam jednocześnie książkę po polsku i po angielsku, a zauważone braki zaznaczyłam w pdf, żebyście Wy nie musiały.
Jakkolwiek uważam, że tłumaczenie nieznanego autora nie jest złe (mimo kilku niezgrabności typu to piece a quilt - sztukować kołdrę czy drobnych logicznych błędów typu robienie pikniku w marcu zamiast w maju), tak wiele decyzji o spolszczeniu uważam za chybione. Poniżej skrócona lista zmian co najmniej dziwnych. Nie ma na niej tłumaczenia imienia protagonistki - Valancy Jane (zwanej infantylnie Doss) - na Joannę Walencję (Bubę) czy zamiany Barneya na Edwarda, albowiem jestem w stanie zrozumieć, co za tym stało. Przy innych - niezbyt.
Cousin Stickles to ciocia Tekla.
Cousin Gladys to kuzynka Lodzia (dlaczego!).
Redfern’s Purple Pills to Czerwone Pigułki Redferna.
Wasbarras (ród, z którego pochodziła matka Joanny) to Barracludowie.
Edward Beck (staruszek z guzem) to Rudolf Schultz (sic!).
Cecil Bruce to Robert Price.
Dla tych, co nie czytali i są ciekawi treści: Joanna to 29-letnia stara panna, uważana przez rodzinę za nijaką i bez perspektyw, potulnie wypełniająca obowiązki narzucane przez matkę, drżąca w obawie przed ubóstwem na starość (trzeba być grzeczną dla niemiłego wuja Benjamina, może coś zapisze w testamencie). W swojej głowie Joanna jest panią na zamku - piękną, pożądaną, otoczoną pięknymi rzeczami, przyjaciółkami i zalotnikami; czasem to wystarcza, żeby przechodzić nad codziennymi upokorzeniami, czasem to jednak za mało. W rzadkiej chwili buntu wybiera się sama do lekarza, gdzie dowiaduje się, że jest śmiertelnie chora i został jej najwyżej rok życia. Absurdalnie, to daje dziewczynie energię do tego, żeby ten krótki czas przeżyć tak, jak sama chce, a nie jak chce jej zakuta w konwenanse rodzina. I teraz to rodzina cierpi, kiedy Joanna wprowadza się do znanego pijaka, żeby pielęgnować jego umierającą, upadłą córkę. Jak to u Montgomery, w tle są fantastyczne kanadyjskie pejzaże, wielka miłość i szczęśliwe zakończenie. Może i jest to powieść dla romantycznych gąsek, trudno, najwyżej jestem romantyczną gąską.
Inne tej autorki tutaj.
[1] Nawet w tak niewinnym kontekście jak żarty z wujenki, którą pies ugryzł w okolicy poczty (a w oryginale “just below the Catholic church”).
#94
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lipca 27, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, beletrystyka, panie, mlodziezowe
- Komentarzy: 14
Pierwsze rozdziały mnie odrzuciły - podobnie jak w “Gronach gniewu” stwierdziłam, że w zasadzie co takiego fascynującego jest w opisach wczesnych lat osadnictwa w Kalifornii, bogato przeplatanego przemocą (wobec dzieci czy kobiet, zwłaszcza czarnoskórych), ale potem wsiąkłam w tę doskonale skomponowaną, epicką opowieść o dwóch rodzinach - pracowitych, ale biednych Hamiltonów i przedsiębiorczych, acz nieszczęśliwych Trasków. Steinbeck to fantastyczny gawędziarz, umie wprowadzić do fabuły i rys historyczny (znacznie mniej nachalnie niż w “Gronach”), i pokazać swoją miłość do opisywanych terenów i ludzi; pewnie pomaga to, że Hamiltonowie to jego przodkowie - wynalazca Samuel był jego dziadkiem. I wreszcie język - barwny, precyzyjny, doskonale oddający zapach, fakturę i obraz; to mnie przed laty zachwyciło w “Tortilla Flat”.
Trzon fabularny to biblijna rywalizacja między braćmi - najpierw synami Cyrusa Traska: Adamem i Karolem, potem między synami Adama - Aronem i Kalebem (jak się łatwo domyślić, oba rodzeństwa to Abel i Kain). W życie Adama wplatają się dwie ważne osoby - Samuel Hamilton, elokwentny patriarcha rodziny z Salinas i Li, chiński służący, początkowo udający niezgułę erudyta i człowiek wielu talentów. To wielowarstwowa opowieść o miłości, również rodzicielskiej, i jej konsekwencjach, o życiowych wyborach, których konsekwencje ciągną się za człowiekiem latami; raczej o mężczyznach, bo kobiety - obwarowana sztywną wiarą Liz, psychopatka Cathy czy wreszcie najbardziej pozytywna, sprzeciwiająca się konwenansom Abra - są tłem dla męskim wyborów.
Inne tego autora.
#93
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lipca 24, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, beletrystyka, panowie
- Skomentuj