Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o 2013

Douglas Coupland - Życie po Bogu

Przyznam od razu, że po raz kolejny nie zrozumiałam tej książki w całości. Usiłowałam ze skrawków historii złożyć sobie całość, ale nie wyszło mi. Zgadzam się z częścią spostrzeżeń autora, części nie rozumiem. Może zmęczyła mnie struktura luźnych opowieści? Nie wiem.

To nie jest powieść (chociaż może jest?). To zbiór luźnych refleksji na temat życia, świata, wiary, celu istnienia, etosu pracy, depresji i umiejętności odnalezienia się wśród innych, ilustrowanych przez autora. Mam wrażenie, że luźna forma (podział na króciutkie "rozdziały", z przestrzenią na rysunek) to sposób na wprowadzenie oddechu w książkę, bo mówi o tych codziennych niepewnościach i strachach, których i ja doświadczam. Czy to, co nas kształtuje, to procesy chemiczne w głowie, które można "wyprostować" małą, żółtą tabletką, dzięki której jest łatwiej, człowiek jest sympatyczniejszy dla innych i trochę mniej myśli o sprawach egzystencjalnych? Czy człowiek ma coś specyficznego, jak kot miauczenie, a pies obsikiwanie drzew na spacerze? Czemu rodzina jest rodziną (i, jak to u Couplanda, każda jest nienormalna)? To książka o kryzysie w głowie bohatera, wychowanego bez wiary. I pada pytanie - czy jednak człowiekowi wiara w $DEITY nie jest potrzebna. Jakakolwiek.

I z tą optymistyczną inaczej myślą zostawiam Was, oddalając się w kierunku miasta zdominowanego przez zamek. I ulicę Książąt. Mimo że prognoza pogody TAM mówi, że +2 i śnieg.

Inne tego autora: tu.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek marca 22, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2013, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Connie Willis - Remake

Mam wrażenie, że to nie powieść, a dłuższa nowela; tak czy tak - niespecjalnie mnie zachwyciła. Świat przyszłości, z mnóstwem używek i techniką pozwalającą na dowolne manipulacje filmem; walka o prawa do aktorów między wytwórniami. Ludzie zmieniają twarze, żeby być Marylin Monroe (panie) albo Riverem Phoenixem (panowie). Tom jest edytorem - albo wstawia do filmu twarze kolejnych flam swojego szefa, albo - na zlecenie przejmującej prawa wytwórni - oczyszcza filmy z jakichkolwiek śladów alkoholu. Na jednym z niekończących się, pełnych używek przyjęć spotyka Alis, nietypową (bo nie przypominającą Monroe) dziewczynę, która chce tańczyć, mimo że nikt już nie nagrywa filmów z aktorami, a tym bardziej musicali. Najpierw chce się z nią przespać, recytując kolejne kwestie z filmów, które zna na pamięć, potem - kiedy mu się nie udaje - zaczyna widzieć jej twarz w edytowanych filmach. I mimo że zna się na wszelkich technikach edycyjnych, nie wie, jak się jej to udało, co może dowodzić, że jednak da się podróżować w czasie.

Zmęczyła mnie niekończąca się litania tytułów, fragmentów scen z klasyki filmowej, kwestii, opisów i twarzy. Ginie w tym nawet zgrabna fabuła i suspens.

Inne tej autorki tu.

PS "Remake" dostałam od Barb, dziękuję.

#17

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek marca 19, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2013, panie, sf-f - Komentarzy: 1


Connie Willis - Nie licząc psa

Kiedy okazało się, że podróże w czasie jak najbardziej istnieją, ale czas dba o to, żeby nie dało się sprytnym historykom zmienić tego, co już zaszło (nie da się wygrać bitwy pod Waterloo ani nie dopuścić do władzy Hitlera) oraz że nie można z i w przeszłość przenieść niczego poza substancjami niegroźnymi, skończyło się chętne finansowanie badań przez wielkie korporacje. Ambiwalentnie więc postrzegana jest Lady Schrapnell, milionerka, która sponsoruje szerokim gestem podróże i laboratoria, ale wykorzystuje wszystkich dostępnych pracowników do sprawdzania w przeszłości faktów dotyczących katedry w Coventry, którą odbudowuje. Ned Henry, przerzucany z 1940 roku na wiktoriańskie jarmarki i tak kilkanaście razy, zaczyna chorować na dyschronię i - żeby spokojnie ją wyleczyć - zostaje skierowany na angielską XIX-wieczną wieś. Przy okazji ma oddać kota, którego udało się przenieść historyczce Verity w przyszłość, co zburzyło nieco ład moralny i dotychczasowe przekonanie, że się nie da. I, zupełnie przy okazji, ma nie dopuścić, żeby brak kota zmienił historię.

Pomijając całą romansowo-wiktoriańską otoczkę, to studium zachowania czasu i wpływu przypadku na wielką i małą historię. Gdyby jeden z podwładnych Napoleona miał czytelniejsze pismo, a Ludwik XVI zapłaciłby francuskiemu chłopu za uprzejmość banknotem, a nie monetą, dziś byłoby inne niż jest. A może nie? Prawie że feudalne stosunki w laboratorium historyków czasu, terroryzowanych przez sponsorkę, bawią mnie niesamowicie, podobnie jak zgrabne wplecenie w akcję nawiązań do literatury. Mimo dramatyzmu niektórych wydarzeń (bombardowanie w 1940 roku) to raczej książka na miłe, słoneczne popołudnie, zwłaszcza jeśli po latach lektury pierwszym przypuszczalnym winowajcą jest zawsze kamerdyner.

Inne tej autorki tu.

#16

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek marca 14, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2013, panie, sf-f - Komentarzy: 6


Douglas Coupland - Pokolenie X

Dag, Claire i Andy (narrator) mieszkają w Palm Springs i spędzają większość czasów opowiadając sobie historie. O rzeczach, które chcieliby zapamiętać z Ziemi, o końcu świata (wszak przełom 31.12.1999 i 1.1.2000), o swoich rodzinach, wyobrażeniach i strachach. Luźne historie przerywane są cynicznymi i postmodernistycznymi obrazkami i definicjami świata według pokolenia, które nie ma o czym marzyć.

California life is easy.

W zasadzie wszystkie obserwacje Couplanda o Pokoleniu X - ludziach, którzy zanegowali etos pracy i robienia kariery jako takiej - można odnieść do hipsterów. Tyle że hipsterzy są ironiczni, a pokolenie X realnie rzucało pracę w korporacjach na rzecz podawania drinków w barze na prowincji, spędzania życia na plaży i dorabiania tylko do poziomu, żeby było stać na wynajęcie byle jakiego domu i jedzenie. Czy odrzucając obowiązek człowiek staje się szczęśliwy?

Edycyjnie książka jest tragiczna - źle złożona (brakuje akapitów na 1. stronie każdego rozdziału, zamiast tego są znaki końca linii), opływanie obrazków jest zrobione przeraźliwie topornie. Nie umiem ocenić tłumaczenia, ale "Microserfs" też mi po polsku nie zgrzytało.

Inne tego autora tu.

#15

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek marca 12, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2013, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Terry Pratchett, Stephen Baxter - Długa Ziemia

Za pomocą ziemniaka i kilku metalowych wihajsterków można zmontować sobie urządzenie - kroker, za pomocą którego można iść na wschód albo na zachód. Na taką samą Ziemię, jak Podstawowa, ale inną - taką, na której w przeszłości ludzkość się nie rozwinęła. Między światami można przenosić wszystko, oprócz żelaza (to we krwi można). Ma to sporo konsekwencji - od politycznych do ogólnoludzkich; można zacząć życie od nowa, bez cywilizacji albo pojawić się z bombą w Izbie Gmin. A, i po przejściu między światami się wymiotuje przez kwadrans, więc nie warto robić tego za często.

Nie wszyscy potrzebują urządzenia, żeby się przenosić - Joshua Valiente przenosi się tak łatwo, jak oddycha. Ze względu na to zostaje zwerbowany przez korporację i wraz z reinkarnowanym w sztuczną inteligencję Tybetańczykiem, Lobsangiem (czuję silny wpływ Pratchetta) udaje się w niespotykaną podróż tak daleko, jak można. Na zachód.

Jak zawsze, zastanawiam się rozpoczynając kolejny tom spoza Świata Dysku, po co Pratchett pisze cokolwiek spoza tego uniwersum, ale zbliżając się do 3/4, już wiem. Tym razem rzecz jest o poszukiwaniu. Siebie, świata, sensu i celu wszystkiego. I w pewnym momencie złapałam się na tym, że myślę nad skonstruowaniem krokera, bo może i z naszego świata da się przejść na zachód. Albo na wschód. Tam musi być jakaś cywilizacja.

Inne tego autora tu.

#8

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lutego 12, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: panowie, popularnonaukowe, sf-f, 2013 - Komentarzy: 3


Amy Tan - Żona kuchennego boga

Po raz kolejny dałam się nabrać Amy Tan, która rozpoczyna historię o matce - emigrantce z Chin i córce - urodzonej już w San Francisco, wzajemnie przed sobą ukrywających sekrety. Córka nie chce opowiadać matce o stwardnieniu rozsianym, na które choruje, bo wie, że nadopiekuńcza matka będzie ją po chińsku leczyć i narzekać. Matka z kolei boi się opowiedzieć o swojej makabrycznej przeszłości z okresu drugiej wojny światowej. Helen, niespecjalnie lubiana przyjaciółka i współwłaścicielka kwiaciarnianego interesu, który prowadzi matka, namawia obie, żeby sobie wzajemnie wszystko wyznały, bo nie chce mieć więcej tajemnic. I przez 3/4 książki matka snuje skądinąd fascynującą, ale dziejącą się w Chinach opowieść o tym, że nie było specjalnie wesoło być 19-latką, wydawaną za mąż, nawet jeśli się pochodziło z bogatej rodziny (szczególnie nie polecam do czytania w ciąży i z małym dzieckiem). Niestety, po wysnuciu chińskiej wojennej historii, do Kalifornii akcja wraca na małą chwilę.

Inne tej autorki tu.

#9 (#8 będzie Pratchett :->).

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lutego 6, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: beletrystyka, panie, 2013 - Komentarzy: 2