Więcej o
2012
Nie jestem specjalnie błyskotliwa i mimo że już na samym początku komisarz Mario Conti został wezwany do morderstwa mężczyzny przebranego w damskie fatałaszki, to trochę mi zajęło, zanim zorientowałam się, że nikt w trans nie wpadnie. Zamordowany Alexis jest synem znanego dyplomaty, pikanterii dodaje fakt, że monety na przejazd przez Styks (czy co tam na Kubie płynie) umieszczono nie na powiekach, a wręcz przeciwnie. Conti rozpoczyna śledztwo w sferach homoseksualnych, poznaje znanego niegdyś dramaturga, który wprowadza go w świat specyficznej kultury teatru sprzed kilkudziesięciu lat - przygotowania do premiery spektaklu "Electra Garrigó" zostały przerwane, on osądzony za moralność i odstawiony na drugi plan bez możliwości publikacji. Alexis nosił suknię bohaterki sztuki w momencie śmierci, co daje powód, by przypuszczać, że sprawa ma związek z polityczną przeszłością.
Życie w Hawanie na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku nie jest zbyt radosne - kawa na kartki, cygara byle jakie[1] i tylko skrzętne gospodynie domowe, matki przyjaciół Contiego, umieją z niczego przygotować ucztę jak w doskonałej restauracji. Rum też jest racjonowany. I nawet miałam przez chwilę się pokusić o stwierdzenie, że ciężko być policjantem, ale w końcu Mario Conti nie dość, że ma branie u chętnych na igraszki panien[2], to jeszcze spełnia swoje marzenie o byciu literatem i pisze opowiadanie.
[1] I, co ciekawe, właśnie nie byle jakie cygaro pozwala Contiemu wyjaśnić sprawę. Przewidywalne, niestety.
[2] Książka zdecydowanie powinna mieć oznaczone 18+.
#80
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 3, 2012
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2012, kryminal, panowie
- Komentarzy: 1
Niewiele się zmieniło u Tomasza Płachty - dalej nie jest w stanie egzystować w społeczeństwie, a dla odmiany wybrał sobie bardziej zróżnicowane etnicznie, czyli emigrację za chlebem w Londynie. Jakkolwiek studium człowieka przegranego, który nie umie się zachować w dowolnym środowisku, a przy tym jest z siebie dumny, jest dość zabawne, tak poziom humoru, który Tomaszowi nieodmiennie dopisuje, męczy. Kuśtykanie przy dziecku z protezą nogi, robienie skośnych oczu przy Azjacie "dla poprawy widzenia" czy sugerowanie podeszłemu wiekiem Żydowi, że przyniesie mu notes i długopis, żeby nie musiał zapisywać numerów na ręku - proszę. Warto przeczytać tylko w sytuacji, kiedy zastanawiacie się, jak by to było, gdyby wszyscy mówili to, co pomyślą. Inaczej - niekoniecznie.
Inne tego autora tutaj.
#79
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 2, 2012
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2012, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
Jakbym była na tym kursie szybkiego czytania, co Woody Allen, to bym powiedziała, że książka jest o imigrantach. Ale nie byłam.
Trzy rodziny w Londynie - starszy Brytyjczyk i młodziutka Jamajka, starszy Bengalczyk i młodziutka Bengalka (z małżeństwa zaaranżowanego przed kilkudziesięcioma laty) oraz para naukowców - Żyd i Brytyjka stykają się ze sobą najpierw za sprawą ciągle żywej dla panów II wojny światowej, a potem za sprawą dzieci. To skomplikowana saga rodzinna, w której ważniejsze od więzów krwi są wspólna przeszłość, wiara i dziedzictwo kulturowe. I w imię tych wartości członkowie rodzin podejmują dziwne czasem decyzje. Londynu jest mało, chociaż jest mocnym tłem, przesuwa się za oknem akcji tak jak Nowy Jork siedzi głęboko pod prozą Austera. Jest za to etniczność osadzona na gruncie obcym, bo na kulturze zachodnioeuropejskiej, tolerancyjnej, ale do pewnego momentu.
Niezaprzeczalnie jest to książka ironiczna, ale niespecjalnie zabawna, raczej tragiczna, zwłaszcza że Los (napędzany źle pojmowaną wiarą, ideałami czy miłością) rzuca ludźmi w sytuacje zaskakujące. Nie spodziewałam się natomiast, że jest to wielowątkowa powieść sensacyjna, z bardzo fajnie zagranym finałem i rozwiązaniem nitek do tego finału prowadzących, a nie tylko studium kulturowe multi-kulti w Wielkiej Brytanii. Miłe zaskoczenie.
Inne tej autorki:
#78
Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 24, 2012
Link permanentny -
Tagi:
beletrystyka, panie, 2012 -
Kategoria:
Czytam
- Komentarzy: 4
Wbrew tytułowi, to całkiem dobry poradnik, jak sobie radzić w życiu i nie psuć go innym. Tylko trzeba czytać odwrotnie. Zaskakująco dużo wad znalazłam u siebie (och, nikt tak jak ja umie _nie słuchać_ innych), rozważam zrobienie listy zachowań, w których siebie nie lubię. Garść porad jest dla babć, dla teściowych, dla rodziców - dla każdego coś pod ręką. Warto tylko czytać ze zrozumieniem.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek października 19, 2012
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2012, felietony, panie
- Skomentuj
To nie jest przezabawna książka, wywołująca kaskady śmiechu. Owszem, to pogodna opowieść (nawet pokusiłabym się o nazwanie jej przewodnikiem turystycznym[1]), pełna dygresji i anegdot o podłożu historycznym o tym, jak trzej złoci młodzieńcy (i foksterier Montmorency) epoki wiktoriańskiej wybrali się na dwutygodniowe wakacje na łódce płynącej w górę Tamizy. 123 mile, podczas których panowie licytują się, który mniej robi, wpadają do wody, oglądają psie i ludzkie zwłoki, chcą bądź nie chcą oglądać grobów i kościołów, jedzą w oberżach bądź gotują na łodzi, a wszystko w sielskim otoczeniu pięknej, wesołej Anglii.
Przyznam się do małego natręctwa - zawsze kiedy w filmie pojawia się bohater z bagażem (w sensie walizka) i ma przygody, w trakcie których pojawia się bez walizki, martwię się cały film, gdzie ją zostawił i czy mu ktoś nie ukradł. Tak samo męczy mnie strasznie pointa książki, w której znudzeni deszczową pogodą młodzieńcy zostawiają łódź w Pangbourne i wracają pociągiem do Londynu. Kto im potem tę łódź odprowadzi, do jasnej!
[1] Jak się okazuje, nie bez powodu.
Inne tego autora:
#76
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 13, 2012
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2012, beletrystyka, panowie
- Komentarzy: 13
Ostatni tom cyklu o tym, że Szwecja jest nieopiekuńczym państwem policyjnym. Szef Wydziału Zabójstw, Martin Beck w coraz bliższym związku z Rheą Nielsen, socjalizującą opiekunką społeczną. Oboje uczestniczą w procesie Rebecki Lind, dziewczyny, która nie rozumiała istoty pieniądza i rządu, więc została oskarżona o napad na bank, bo naiwnie przyszła ze swoim nożem ogrodniczym do banku i zapytała, czy może trochę wziąć. Nie mogła.
Ponieważ do Szwecji ma przyjechać kandydat na prezydenta Stanów Zjednoczonych, cieszący się złą sławą w kręgach pacyfistów białozęby senator, szwedzki rząd powołuje komitet zabezpieczający gościa przed atakiem. Na czele staje Beck wraz z cynicznym Gunvaldem Larssonem, który miał doświadczenia z pierwszej ręki na temat możliwości terrorystów (konkretnie oberwał głową dyktatora, ofiary zamachu; do tego zniszczył mu się garnitur). Panowie, wraz z zaufanymi współpracownikami, planują akcję i wprawdzie niektóre zabezpieczenia zawodzą (np. przygotowany przez Larssona Spis Kretynów zostaje wzięty za Specjalne Komando i odkomenderowany do zadań ważnych zamiast do sprzątania komisariatów, co sugerował Gunvald), ale ważny choć niepopularny senator wyjedzie ze Szwecji cały. Potem pozostaje już tylko znaleźć terrorystów. To ta trudniejsza część. I zadumać się nad losem Rebecki Lind.
Drugoplanowo pojawia się adwokat Hedobald Braxen, zwany Bekaczem. Wprawdzie w kancelarii głównie hoduje koty (plamiastego Prokuratora Generalnego i czarnego Ministra Sprawiedliwości), nie pamięta nazwisk swoich klientów i często wydaje z siebie różne odgłosy fizjologiczne, to świetnie broni w sądzie i ma duże poczucie sprawiedliwości.
Co mnie uderza to kontrast między postrzeganiem Szwecji przez duet Sjöwall/Wahlöö i Mankella. Szwecja AD 1974 to kraj pełen brutalnej policji, lata 90. to już okres, kiedy biedny, słabo zarabiający i jeżdżący psującym się volvem policjant boi się społeczeństwa.
Inne tego autora tu.
#75
Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 10, 2012
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2012, kryminal, panie, panowie
- Skomentuj