Szacun.
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
O Lizbonie marzyłam od lat. Kolekcjonuję zdjęcia wąskich uliczek, równie liczny zbiór mam chyba tylko z okolicznej Sintry. Miałam mieć plany na Lizbonę, angażujące apartamencik z kuchnią, szczegółową mapę restauracji i ryneczków, pierwszego dnia bukiet kwiatów i bilety na tramwaj skośną uliczką, te sprawy. Ale tak miało być później, nie teraz. Później, bo chciałam Lizboną podzielić się z Mają, starszą, cierpliwszą i bardziej przyciąganą przez detal w architekturze i twórcze zastosowanie geometrii w mieście.
Dygresja więc, zanim przejdę do tego, że jednak znalazłam się w Lizbonie (wymawianej przez lokalnych "liż-boła", co przez pierwsze kilka dni bawiło mnie nawet). Jak wiadomo, jestem w stanie zgubić wszystko, aczkolwiek chlubię się, że zwykle gubię coś raz, potem pilnuję (albo już nie mam). Wczoraj pojechałam na kraniec świata (o tym niebawem) z aparatem bez karty pamięci, co słabo rokowało w kwestii zdjęć; szczęśliwie na drodze wtem stanął mi chiński supermarket z japońską kartą SD. Saved the day. Po czym okazało się, że TŻ wygrał w kategorii "a gdzie ja to miałem", albowiem okazało się, że nie ma portfela. Portfela, dodam, zawierającego prawo jazdy, karty kredytowe oraz, haha, komplet dokumentów rodziny K., w tym nieletniej. Po kilkunastu gorączkowych wyszukiwaniach w google'u pt. "skradziono dokumenty, co robić, jak żyć" oraz gorącej linii z miłą panią rezydent (pozdrawiam, dziewczyna się przejmuje pracą!) okazało się, że żeby wrócić do macierzy, musimy udać się najpierw do Gwardii Narodowej w celu spisania protokołu[1], a potem do Lizbony w celu pani konsul[2], która jako jedyna w Portugalii ma moc generowania nowych dokumentów[3] dla Polaków w podróży. Jeśli czytaliście uważnie, to zapewne zapamiętaliście, że w portfelu TŻ-a było jego prawo jazdy, więc pewnym zaskoczeniem dla mnie było, kto wsiada za kierownicę wypożyczonego diesla i pomyka chyżo autostradą 600+ km tam i z powrotem.
Tak, to ja.
Wnioski dla mnie są następujące: nie lubię diesli, nie lubię renaultów megane, w życiu nie pojadę do Lizbony samochodem, chyba że z prywatnym kierowcą, odstawianym razem z samochodem na parking i że takie liź-nięcie Liz-bony to jak pokazać dziecku czekoladę i zabrać. I chcę do Lizbony, bo mam jedno szmatławe zdjęcie spod ambasady. I przerażające zdjęcie w paszporcie, albowiem pragnę uspokoić, że mam już jak wrócić. TŻ wygląda jak mafiozo ze wschodniego kartelu, tylko Maj trzyma poziom estetyczny.
Poproszę już bez przygód.
[1] Biurokracja w Gwardii Narodowej #wtf. Nawet biorąc poprawkę na nasze rodzinne personalia.
[2] Konsul honorowy emitujący się bliżej, bo w Albufeirze, nie ma mocy. Serio, płacimy[4] (ja, Ty, pan, społeczeństwo) komuś za to, że organizuje koncerty Anny Marii Jopek przy plaży oraz gości pisarzy na raucie? A głupiego paszportu nie machnie człowiekowi w potrzebie?
[3] Dziś dowiedziałam się, że przetwarza mnie system Cewiup. Oraz jakby co, to wójt mojej gminy potwierdzi moją tożsamość. Dziękuję, panie wójcie/pani wójt.
EDIT [4] No dobrze, nie płacimy, doczytałam, czemu jest honorowy. Ale paszport mógłby.