Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

O portugalskim queście w poszukiwaniu modyfikowanego

Ponieważ pakuję się zawsze z planem, dokładnie i przez kilka dni, tym razem udało mi się nie wziąć góry od kostiumu kąpielowego. Mojej. Dół mam. Na szczęście mam też kostium jednoelementowy (tutaj trudno nie dopakować stanika).

Bardziej problematyczne okazało się założenie, że mleko modyfikowane dla młodzieży da się kupić w każdym sklepie na rogu. Dziecko me odmawia mleka klasycznego, takiego pochodzącego od krowy, a nie z fabryki. TŻ wymyślił nawet chytry plan, że od września przestawiamy zstępną na szklankę białego w formie klasycznej, ale nie wróżę sukcesu, albowiem. Portugalia turystyczna, bogato wyposażona w restauracje, bary i lodziarnie, ma mało sklepów, a już zwłaszcza ma mało sklepów z szerszym asortymentem. Bez trudu zlokalizowaliśmy Intermarche, niestety poza słoiczkami z jabłkami, co do których mam podejrzenia, że pochodzą z Polski, znaleźliśmy gotowe mleko w tetrapakach. Modyfikowane, owszem, ale budzące u Mai delikatnie mówiąc niechęć. W proszku było jedynie mleko zwykle, efekt podobny. Wypożyczyliśmy samochód (nie tylko, że po mleko) i pojechaliśmy zwiedzać okoliczne wsie. Lidl - są moje ulubione pieluchy, mleka nie ma (jest za to holenderska gouda). Long story short, mleko modyfikowane można kupić za srogą cenę w aptece. Bebilon dodatkowo w każdym kraju nazywa się inaczej - w Irlandii chyba Aptamil, a w Hiszpanii - Almirón. Kryzys zażegnany, a ja wyjadam zwykłe mleko w granulkach na sucho, bo lubię.

Poza tym jak to na wakacjach - piasek w pościeli, lepię się od kremu z filtrem 50 (Mai jest brązowy jak foczka mimo grubej warstwy smarowidła), ocean, błękitne niebo, mewy i szyszki pinii zdradziecko trzeszczące wysoko nad głową, jak się leży w hamaku. Opracowaliśmy system nagradzania restauracji - kiedy przychodzimy ponownie, rozpoznawani ze względu na najmłodszą, która z wdziękiem mówi "Obligade! Jol łelkam!", obsługa się profesjonalnie cieszy i wszyscy mamy udział w zyskach.

Vila Real de Santo António * Ayamonte * Isla Cristina

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek sierpnia 20, 2013

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: ayamonte, hiszpania, portugalia, villa-real-de-santo-antonio, isla-cristina - Komentarzy: 2

« Algarve, początek - O tym, że jednak nie chciałam do Liz-bony »

Komentarze

Tores-

Mamusiu moja, jakie piękne, prawdziwe wakacje... Zazdrocha. Ale może i nam kiedyś się uda :)
A co do mleka - to ona musi mleko? Moje jakoś nie wymagają, ale dobrze wiedzieć, że są problemy z aprowizacją specjalną.

Zuzanka

Nie musi, ale chce. Oraz nie jada nabiału pod inną postacią (sera, jogurtu, twarogu, a i mięsa niechętnie).

Skomentuj