Pewnie pinie. Te drzewa. A zupa podpisana przeciez. Zjadlbym.
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Jasno, biało, oślepiająco. Od oceanu bryza, ale oszałamiający skwar. Drzewa, które roboczo nazywam baobabami, chociaż pewnie to zupełnie co innego.
Wszystko jest dobrze do wieczora, kiedy pada pytanie "A teraz wracamy już do domu?". Córka ma ten sam gen, co my oboje z TŻ, chociaż umiemy sobie wmówić, że i poza domem jest komfortowo. Ona jeszcze nie.
A sopa de peixe to nie jest zupa z groszku, tylko rybna. Ale i tak była dobra.