Mam na celowniku całą serię.
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
W wydziale moskiewskiego wydziału pojawia się nowy zwierzchnik, ewidentnie z nadania; Zamiast Gordiejewa, zwanego poufale Pączkiem, któremu wszyscy - a zwłaszcza Nastazja Kamieńska - ufali. Nastia tym razem rozwiązuje sprawę seryjnego zabójcy, odpytując najpierw o pomoc naukowca, specjalistę od seryjnych morderców, który ją wyśmiewa, aczkolwiek zgadza się z teorią, że ofiary mogła zamordować wysoka, niestabilna psychicznie kobieta. Jeden z wywiadowców, atrakcyjny Misza Docenko, szybko wyrywa potencjalną morderczynię, eks-koszykarkę Annę; zdania są jednak podzielone, bo wprawdzie nowy zwierzchnik ciśnie na to, żeby zwalić na nią winę, ale analityczka wcale nie jest do końca przekonana (i dodatkowo nienawidzi zwierzchnika, przez co czuje niechęć do pracy). Tym bardziej, że giną następni zaangażowani w sprawę ludzie - dziennikarz, który napisał artykuł demaskujący milicję oraz sprawca zabójstwa wypuszczony przez Docenkę z braku dowodów. Jednocześnie do Nastii przybywa jej dawny sprzymierzeniec, mafiozo Denisow, i sugeruje, że to wszystko może mieć związek ze szkołą tajnych agentów. I wszystko byłoby fajnie, tylko że w sprawę okazuje się być wplątany ukochany ojczym Kamieńskiej.
Nijaka, myszowata Nastia tym razem przeistacza się w czarnowłosą kobietę-wampa w obcisłych spodniach, ponieważ ma problem z tym, że nie akceptuje nowego szefa i nikt nie chce za nią podjąć decyzji. Przefarbowanie się, makijaż i nowe ciuchy zajmują jej pół wieczoru, ale potem przynajmniej jest z niej pożytek na miejscu zbrodni.
Poza tym bez zmian - kobiety służą do podawania do stołu, w gościnie u generała Zatocznego Nastazja dostaje kapustę kiszoną, keczup, gorące kartofle i chleb[1] (i potencjalnie wódkę, ale nie pije, bo woli martini), przy wyjeździe z Rosji należy zadeklarować, że się wywozi metal szlachetny, konkretnie obrączkę, a remont mieszkania za pensję milicjanta to jest ciężka sprawa. Jeśli Marinina opisuje chociaż w procencie to, co się naprawdę działo w Moskwie pod koniec lat 90., to dziękuję, postoję.
Mam też problem z czytaniem - poza niesamowitą uciechą - bo nie jestem w stanie zapamiętać imion i patronimików i połączyć ich z nazwiskami, więc wystarczy, że Misza Docenko stanie się - na przykład - Michaiłem Siergiejewiczem, a już nie mam pojęcia, skąd się wziął.
[1] Bo Rosjanie wszystko z chlebem.
Inne tej autorki tutaj.
#56 (#57-59 też będzie Marinina, więc czujcie się ostrzeżeni).