Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Oglądam

Olive Kitteridge / Flaked

4-odcinkowa mini seria, pokazująca kilka rozciągniętych w czasie epizodów z życia prowincjonalnej nauczycielki matematyki, Olive Kitteridge. Trudno fabułę serialu streścić, bo - jak wspomniałam - każdy odcinek pokazuje jakiś epizod: zmęczonego staraniem się o żonę męża, który swoje opiekuńcze uczucia lokuje w asystentce, wypadek ukochanego Olive, ślub syna, udar męża i jego pobyt w szpitalu, wreszcie starość Olive. Główną cechą Olive jest zgorzknienie - nie cieszy się z niczego, nic się jej nie podoba, zawsze jest w stanie znaleźć w czymś wadę. Całość rozpoczyna scena, w której Olive przygotowuje pożegnalny list i z kocem, radiem i pistoletem idzie w las, prawdopodobnie zakończyć życie. Brzmi nieco smętnie, ale na to trzeba nałożyć osobę Frances McDormand, która buduje fantastyczną, wielowymiarową, mądrą i głęboką postać. Jest wzruszająco, ale i zabawnie, a mimo nieco snującego się klimatu, nie jest nudne (aczkolwiek darmowy okres HBO GO wspominam bardzo źle, bo jednak dramaturgia siada, jak co kilka minut pojawia się na ekranie spinner sugerujący problem z transferem).

"Flaked" skojarzyło mi się nieco klimatem - to wprawdzie serial dziejący się w sielskim kalifornijskim Venice, ale o życiowych rozbitkach: alkoholikach spotykających się na mityngach AA. Chip, niepijący od 10 lat, opowiada na każdym spotkaniu, skąd się w Venice wziął - zabił pod wpływem alkoholu w wypadku samochodowym człowieka, od tej pory nie ma prawa jazdy (jeździ rowerem w USA!) i wegetuje kątem u kolegi, prowadząc nieprzynoszący dochodu sklep z trójnogimi stołkami. Mimo to jest podporą klubu AA, sponsorem i motorem napędowym lokalnego stowarzyszenia "SaVenice", które próbuje zapobiec gentryfikacji miasteczka. Problem w tym, że Chip nie dość, ze ukradkiem podpija wino, to dodatkowo nieustająco, choć z wdziękiem, kłamie. Dennis, udzielający Chipowi noclegu, również eks-alkoholik, usiłuje rozpocząć karierę jako sommelier (sic!) oraz nieustająco próbuje nawiązać stosunki z jakąś ładną panią. Panie, niestety, sprząta mu sprzed nosa z ogromnym wdziękiem Chip. Najbarwniejszą chyba postacią jest Cooler, wieczny hipis, mieszkający - między innymi - w przyczepie kempingowej i policjant George, również alkoholik, patrolujący Venice i włączający się do akcji za pomocą syreny i świateł. Osią akcji jest pojawienie się London - interesującej blondynki, do której usiłuje przystawiać się Dennis, co błyskawicznie wzbudza zainteresowanie Chipa.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 20, 2018

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


The City & the City

Wiem, że to nudne, ale - oczywiście - pamiętam tylko ogólny zarys fabuły, mimo że książkę czytałam raptem trzy lata temu (tamże sztafaż - specyfika podzielonego miasta Beszel/Al Qoma). 4-odcinkowa seria opisuje śledztwo, prowadzone przez doświadczonego policjanta Borlu i młodą policjantkę Corwi, którzy - teoretycznie - usiłują znaleźć mordercę młodej Amerykanki, Mahalii, porzuconej na beszelskim wysypisku śmieci. Dla Borlu to sprawa głębsza - Mahalia jest studentką archeologii z Al Qomy, podopieczną znanego profesora Bowdena, głęboko wierzącą w teorię miasta "pomiędzy", Orciny; kilka lat temu taka sama była zaginiona żona Borlu, Katrynia - również obiecująca archeolożka, związana z Bowdenem i owładnięta pragnieniem odkrycia Orciny. Borlu, łamiąc wszelkie procedury, usiłuje rozwiązać tajemnicę, licząc, że jednocześnie odnajdzie swoją ukochaną.

I jak bardzo zastanawiałam się, jak można pokazać dwoistość podzielonego miasta, tak tutaj udało się to doskonale. Beszel przypomina Istambuł/Budapeszt - ciepła, żółta tonacja, miękkie linie budynków, pewna przestarzałość techniczna, zniszczone samochody i niemodne ubrania. Al Qoma z kolei jest niebiesko-czerwona, nowoczesna, stechnicyzowana, elegancka i raczej zimna, bardziej Berlin czy Sztokholm. Świetnie wyszło pokazanie, że żadne z tych miast nie jest idealne - mieszkańcy Beszel, sterroryzowani nacjonalistyczną partią, odkrywają, że Al Qoma, widziana zza membrany jako kraj wolności, jest państwem policyjnym. Absurdalnie, zdjęcia obu miast kręcone było w Liverpoolu i Manchesterze. Całość montażem trochę przypomina teatr telewizji, co nie jest wadą, bo podkreśla kameralność i intymność sytuacji (chociaż słyszałam takie opinie, że to dowodzi ubóstwa budżetu, meh).

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 6, 2018

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Crashing / Loaded / Chewing gum

Eksplorując temat krótkich seriali komediowych, weszłam w niszowe brytyjskie (Netflix). Zaleta - króciutkie (zwykle 6 odcinków) sezony, wada - najczęściej kończą się po jednym sezonie. W przeciwieństwie do telewizji amerykańskiej, nie ma cenzury, zwroty fabularne bywają absolutnie zaskakujące, a aktorzy niekoniecznie są z równym zgryzem.

Crashing to jednosezonowa opowieść o grupce ludzi, mieszkających legalnie (jako "opiekunowie budynku") w opuszczonym szpitalu. Sporo gagów związanych z lokalizacją, ale wątkiem przewodnim jest kryzys w związku Kate i Anthony'ego, kiedy do szpitala wprowadza się Lulu, przyjaciółka Anthony'ego z czasów szkolnych.

Loaded opowiada o spełnieniu marzenia większości pracowników start-upu: ktoś firmę wykupił i na koncie lądują grube miliony. Czterech kolegów - geek Ewan, frontman Leon, inżynier Josh i element chaosu Watto - dostają po 15 milionów funtów i są absurdalnie szczęśliwi, każdy na swój sposób (np. Leon kupuje helikopter oraz z wynajętym zespołem a capella jeździ do domów ludzi, do których miał żal, a tam elegancko odziani panowie śpiewają frazę "F*ck you"). Niestety, szybko się okazuje, że mimo pieniędzy (jeszcze szybciej się rozchodzących) są i wady - Casey, amerykańska szefowa rodem z piekła oraz konieczność wypuszczenia nowej wersji gry; do tego życie prywatne każdego z panów nie jest do końca satysfakcjonujące. Nieco nachalną tezę, że pieniądze szczęścia nie dają, można przeboleć, bo serial jest doskonale zabawny, zwłaszcza dla nerdów.

Chewing gum, dziejący się w londyńskiej dzielnicy biedoty, rozłożył mnie na łopatki. 24-letnia Tracey, wychowana w ortodoksyjnym kościele, jest dziewicą, mimo że ma narzeczonego. Kiedy odkrywa, że oziębłość partnera to efekt jego homoseksualizmu, decyduje się wziąć sprawę we własne ręce i poznać życie we wszystkich aspektach. Szybko zdobywa chłopaka, próbuje erotycznego trójkąta, zostaje wyrzucona z domu, trafia na orgię, uwodzi ją własny kuzyn, zażywa narkotyki, o mało co nie zostaje bohaterką erotycznej fotografii specjalnego gatunku, ale utrata dziewictwa wcale nie jest taka łatwa, jeśli - dzięki jednotorowemu wychowaniu - człowiek zupełnie nie klei, o co chodzi. Bogaty drugi plan - matka z misją kapłańską, zazdrosna siostra, nieszczęśliwa w związku przyjaciółka, ekstrawertyczny gej oraz londyński proletariat płci obojga.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 22, 2018

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Lillyhammer / Norsemen

"Norsemen" to epicka historia pewnego plemienia Wikingów, a przynajmniej jedna z możliwych rekonstrukcji wydarzeń nie opisywanych w sagach, jeśli sagi pisane byłyby przez ludzi o poczuciu humoru rodem z Monty Pythona. Do wioski wraca wyprawa łupieżcza z niewolnikami, w tym z Rufusem - rzymskim aktorem, który mimo kiepskich warunków startowych potrafi znaleźć dla siebie niszę (w której nikt mu nie sika do ust, nie jest serial dla osób bardzo wrażliwych, humor bywa nieco fekalny). Brat-niedojda zazdrości bardziej ogarniętemu bratu, wojownik pożąda żony bliźniego swego, zły Jarl egzekwuje od mieszkańców sioła pieniądze i próbuje gwałcić kobiety, ale nie zawsze się to udaje z różnych przyczyn. W przeciwieństwie do "Korony królów" serial jest absolutnie i zamierzenie śmieszny - na kostiumy i realia epoki (niewolnictwo, przecinanie siekierą czy wypruwanie flaków, samobójstwa starców) nałożono współczesny korpo-idiolekt z wychodzeniem ze strefy komfortu, team spiritem i awansem.

"Lillyhammer" to komedia sensacyjna. Frank Tagliano, The Fixer ("Załatwiacz") zeznaje przeciwko swojemu donowi nowojorskiej mafii. W ramach programu ochrony świadków wybiera egzotyczną Norwegię, bo lata temu zachwycił się pięknym krajobrazem Lillehammer podczas oglądania zimowej olimpiady. Mimo początkowej chęci wtopienia się w tłum i zostania zwykłym Norwegiem pochodzenia amerykańskiego, Frank (aktualnie Giovanni albo Johnny) napotyka na tzw. różnice kulturowe - nadczynną komisarz policji, urząd imigracyjny, wydział ds bezrobotnych z idiotycznym kursem przysposobienia do życia w społeczeństwie zamiast prawdziwej pracy, półroczny kurs prawa jazdy. To sprawia, że jednak decyduje się wziąć sprawy w swoje ręce i znanymi sobie z Nowego Jorku metodami (szantaż, przekupstwo, przemoc, seks, alkohol) zaczyna układać życie po swojemu. Absurdalnie, udaje mu się to bez utraty sympatii widza i zaczyna gromadzić wokół siebie gromadę nieudaczników, z którą otwiera nocny lokal. Oczywiście nie dość, że lokalne władze depczą mu po piętach, to jeszcze jego przeszłość regularnie daje o sobie znać.

Serial jest świetny - nieprzewidywalny (widać, że miał nieamerykańskich scenarzystów), z ładnym wyważeniem między groteską, brutalnością i sytuacjami komicznymi. Dodatkową zaletą jest obsada - Frank/Johnny jest absolutnie przerysowaną karykaturą amerykańskiego mafioza, a zupełnie niehollywoodzko wyglądający Norwegowie (te zęby! te fryzury!) zwykle są dość prości i oględnie mówiąc, niezbyt inteligentni (Jan - pracownik wydziału ds. bezrobotnych, chyba najbardziej obleśny w serialu czy Torgeir - prawa ręka Franka, powinien nosić ksywę "Master of Disaster"), ale finalnie w zestawieniu z innymi nacjami - Amerykanami, Estończykami czy Brazylijczykami - budzą najwięcej sympatii. Nie wiem, w jakiej kolejności powinno się seriale oglądać - ja oglądałam je niechronologicznie (N, potem L) i większą przyjemność miałam przy Lillyhammer, gdzie pojawiali się (epizodycznie i w stałej obsadzie) odtwórcy ról z Norsemen.

Oraz pejzaże - nawet te zimowe. Przecudne. Wspominałam o pejzażach?

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek marca 22, 2018

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 1


4 poziomo

Okazuje się, że da się połączyć frazy polski, sitcom i śmieszny w jednym zdaniu. Rzecz się dzieje w więźniu, pod celą siedzą - oczywiście za niewinność - osadzeni Wąglik (Sapryk), Bodzio (Jakubik), Docent (Braciak) i Łańcuszek (Wabich). Wąglik pakuje i boi się, że żona (Kuna) go zdradza, Łańcuszek stara się kontrolować interesy "na zewnątrz", Bodzio namiętnie rozwiązuje krzyżówki mimo braku predyspozycji intelektualnych (a matka na widzeniach podejrzewa go, że bierze narkotyki), zaś Docent czyta i jak już nie może, podrzuca Bodziowi brakujące hasła do krzyżówki.

Serial jest dość statyczny, z przerysowaniem (spacerniak w studiu, wszyscy chodzą krokiem skradającym się jak złoczyńcy w musicalu) i brakiem ciągłości akcji (poza kilkoma połączonymi epizodami, w pozostałych nikt nie pamięta o tym, co zdarzyło się w poprzednim odcinku), ale i tak zabawny i całkiem niegłupi. "Orange is the New Black" to nie jest, ale czasu się nie marnuje.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek marca 15, 2018

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Dark

2019, niedaleka przyszłość, niemiecka prowincja, małe miasteczko Winden, tuż obok elektrowni atomowej. Michael Kahnwald, 40-letni mąż i ojciec, popełnia samobójstwo. W listopadzie, kilka miesięcy później, jego syn, Jonas, wraca z kliniki psychiatrycznej, gdzie przychodził do siebie po odnalezieniu ojca. Wszyscy są poruszeni, bo kilka dni wcześniej zniknął 11-latek, Eric. Policja rozpoczyna śledztwo, na początku daremne, ale zaginięcie rozpoczyna[1] ciąg wydarzeń, które na trwałe zmienią społeczność. Cztery rodziny - Tiedemannów, Nielsenów, Dopplerów i Kahnwaldów - są połączone ze sobą na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat. Niedługo potem ginie najmłodszy syn Urlicha Nielsena (policjanta) - Mikkel, przez co ten ma poczucie deja vu - 33 lata wcześniej w identyczny sposób zniknął brat Urlicha, Mads. Dyrektor elektrowni blokuje wejście policji na teren, a sytuacji nie poprawia fakt znalezienia zmasakrowanych zwłok chłopca, który jednak nie jest żadnym z zaginionych. I niby jest to zwykły obyczajowy kryminał - policja szuka tropów, ojciec zaginionego się wścieka i wdaje w bójki, wychodzą na jaw zdrady i konflikty, do hotelu wprowadza się dziwnie zaniedbany mężczyzna, ale dzieje się tak do pewnego momentu, kiedy z nieba zaczynają spadać martwe ptaki, a Mikkel, który wychodzi z tunelu-jaskini pod elektrownią orientuje się, że jest nie w 2019 roku, a w 1986.

Dawno nie dyskutowałam z telewizorem tak intensywnie, ale - umówmy się - temat podróży w czasie, gdzie pełno paradoksów, zwłaszcza jeszcze w mrocznym, gęstym klimacie, ze ścielącym się trupem, tajemnicami i bohaterami, którzy nie chcą się ze sobą dzielić swoimi obserwacjami aż się prosi o komentarz. W bardzo ogólnym zarysie fabuły serial przypomina "12 małp" - wielu graczy próbuje, skacząc w czasie, osiągnąć sprzeczne cele. Nie wiadomo, czy uda im się zmienić przyszłość, czy jest możliwa więcej niż jedna linia czasu, czy nie da się już zmienić przeszłości (a może jak w D.O.D.O. zmiana następuje płynnie i zmiana jest przyjmowana jako oczywistość?). Porównywany ze Stranger Things, jest ciekawszy i bardziej bliski moim wspomnieniom z lat 80. (choć oczywiście zachowując proporcję, bo to dawny RFN, a nie bliższe Polsce NRD); niezależnie akcja dzieje się na poziomie dorosłych i nastolatków, a są to zupełnie inne światy.

Podobało mi się ogromnie, mam sporo pytań, czekam na drugi sezon i liczę, że tego nie zepsują.

[1] Oczywiście można dyskutować, czy rozpoczyna, bo tak naprawdę zaginięcie Erica to efekt wydarzeń, które rozpoczęły się kilkadziesiąt lat wcześniej.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lutego 28, 2018

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj