Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Maja

Nowe Zoo

Okazało się, że nie byłam w nim od 4 lat (a wtedy tak). I się zmieniło. Przede wszystkim nie trzeba odwalać tych wszystkich kilometrów, bo jeździ elegancka zielona kolejka (oszukana, bo bez torów, ale jeździ) i dowozi. Owszem, czasem trzeba odczekać kilkanaście minut, ale i tak jest to odmiana od przechodzenia przez wszystkie kałuże, pieńki i ławki. Słoniarnia jest elegancka, a przez szybki wpadają na posadzkę małe tęczki i mieszka tam słoń Ninio, o którym głośno było w prasie kolorowej. I trzy inne, o których nie było. W pawilonie małych drapieżników są malutkie żbiczki, które wyglądają jak małe rudawe Burszyczki, a zaraz obok mieszka pan Ryszard, pani Ryszarda i trzy małe Ryśki. Bo wszystkie Ryśki to wiadomo. Ale i tak moje serce zdobył tygrys, który mozolnie wyjmował z wody zabawkę.

GALERIA ZDJĘĆ.

I dodatkowo trochę kwiatków z krakowskiego ogrodu.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela czerwca 17, 2012

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Tagi: zoo, ogrod-zoologiczny - Skomentuj



Kraków - Ogród Botaniczny

Dzień zaczął się od dylematu: iść spać czy - mimo ulewy - wyprowadzić nikonka na spacer. I wierzcie mi, decyzja była trudna. Duch ochotny po raz kolejny wygrał z ciałem mdłym (może to wpływ tego, że całe przed- i popołudnie spędziłam nad rozważaniami nad ideą realizowania zadań w celu ich zakończenia, a nie pracy jako takiej). Ale choć ubłociłam pantofelki i zmokłam, to nie zmarzłam, bo deszcz był prawie że tropikalny i pasował do przymglonej, chłodnej zieleni ogrodu. Mała oranżeria z sukulentami i storczykami; obstawiona przez nadmiernie poważnych młodych ludzi ze sztalugami, a w środku pachniało liśćmi i egzotycznymi kwiatami. Na zewnątrz, już w słabiej lub bardziej padającym deszczu, przechodziłam przez zielone tunele z liści, schylając się do kryształowych kropel na pajęczynie i do subtelnych płatków w odcieniach od bladej żółci do ciemnej fioletu. Żal tylko, że irysy zdążyły przekwitnąć, bo zauroczyły mnie nazwy odmian przy pozostałościach irysowego stada - Dot and Dush, Pixi Dixi, Heart Breaker, Shery Poetry, Glacier Kiss, Dusky Challenger czy All That Jazz (brzmią jak nazwy lakierów do paznokci OPI). Wspominałam, że chcę ogród z irysami?

I smutno mi się zrobiło, kiedy zobaczyłam mnóstwo ślimaków - i niskopiennych, i wysokogórskich - bo wiem, że Maj byłby zachwycony, gdyby tu był.

(Zdjęcia tymczasowe, będzie więcej).

GALERIA ZDJĘĆ.

PS Nie czepiam się, ale w Poznaniu jednak taksówkarz nie zaczyna small-talku od "A ceny to w Pani mieście są niższe niż tutaj"?

Napisane przez Zuzanka w dniu środa czerwca 13, 2012

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: polska, krakow, ogrod-botaniczny - Komentarzy: 1


Nie lubię latać sama

Brakuje mi zawsze kogoś, komu mogę pokazywać blask słońca zza chmur, mgłę w zagłębieniach między pagórkami i odbicie nieba w jeziorach. Do niedawna brakowało mi tylko TŻ, teraz do tego dochodzi jeszcze tęsknota za trzyletnim zachwytem ("ja też jecę siamojotem!"). Pierwszy raz rozstałam się z córką na dłużej niż kilka godzin (nie licząc jednej nocy w Budzyniu, ale wtedy jeszcze była malutka). I pewnie jej będzie łatwiej, znowu.

OLT mnie zdziwiło pozytywnie, bo dali chusteczkę, tortillę (z kurczakiem, wybór dla wegetarian był chyba tylko jak w Aeroflocie[1]) i kawę. I hiszpańskiego pilota, który leciał małym ATR-em gładko jak po szkle.

[1] Czy chce pan obiad? - pyta stewardesa. A jaki jest wybór? - zaciekawia się pasażer. Tak albo nie - wyjaśnia stewardesa.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek czerwca 12, 2012

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja - Komentarzy: 2


O tym, jak nie pojechałam do Gniezna

W dzieciństwie nie pojechałam, bo wizyta Szlakiem Piastowskim zakończyła się w Kruszwicy i Biskupinie (na grupowym zdjęciu kwiecista, pastelowa sukieneczka i zawzięte spojrzenie spod prostej grzywki, mała torebka na ukos przez chudą sylwetkę, w torebce wstydliwie schowane okulary korekcyjne[1]).

Potem się nie składało przez wiele lat, tylko za każdym przejazdem z i do, na którego trasie wypadało Gniezno, obiecywałam sobie, że kiedyś na pewno.

Tydzień temu padało.

Dziś Maj obudził się jeszcze bardziej zapuchnięty niż wczoraj, z zaklejonymi jak pieczęcią rzęsami, nawet mało pojękliwy, ale niespecjalnie nadający się na szeroko zakrojone zwiedzanie pleneru. I nie pojechaliśmy, poczekamy, aż dziecko zacznie odczuwać przyjemność z patrzenia w słońce. Apteka zeznała, że jest środek bez recepty (Sulfacetamidum mojej ostatnio ulubionej (;-)) firmy Polpharma) i zaiste jest on i działa. Zamiast Gniezna była huśtawka (i obowiązkowe okulary przeciwsłoneczne, już bez obciachu) oraz obserwowanie ślimaków po deszczu, a było ich milion[3].

Może się w tym roku uda?

[1] Bo wstyd[2].

[2] Ale jednak chyba mniejszy niż eksponowanie kupionego na straganie mikroposteru z Modern Talking w wykonaniu kolegi S.

[3] Zanęcam Maja do powrotu w pielesze z huśtawki, podając jako atrakcję ślimaka jedzącego na chodniku liść. TŻ mimochodem: "A może, jak tylko się odwróciłaś, to ślimak "szuuuu" i zwiał?".

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 9, 2012

Link permanentny - Kategoria: Maja - Skomentuj


O kotach i muralach

Na Ostrowie Tumskim i Śródce interesują mnie zawsze dwie rzeczy. Czy może tym razem pojawiło się coś nowego, co pozwoli mieć nadzieję, że Śródka stanie się wreszcie ośrodkiem turystycznym z małymi sklepikami, klimatem i czy dalej po Ostrowie hula jurny czaro-biało kocur, zostawiając tony podobnych kociąt. Żeby nie pozostawać wszystkich w niepewności, od razu dodam, że populacja czarno-białych kotów ma się świetnie (jeden szedł wzdłuż rzeczki, jeden w księżym ogrodzie, dwa - z czego jeden mały - w przydomowym ogródku, kolejny w parku przykatedralnym i jeszcze jeden przyjacielski na murku), acz pojawiła się pewna przeciwwaga, bo widziałam dwa szaraki pręgowane.

Po kwietniowej akcji "Sprawa krótka - czysta Śródka" [2022 - link nieaktualny] murale, które wtedy powstały, dalej trochę rozpraszają szarość kamienic. Vine Bridge ma się świetnie, wypuścił nawet mackę na drugą stronę uliczki - można napić się i zjeść na drewnianym podeście z widokiem na tramwaje. I parking. I można wchodzić na każdy schodek i pukać do każdych drzwi. I liczyć kłódki na moście (ręka do góry, kto jeszcze przeszedł górą, gdy przęsła mostu były jeszcze częścią mostu Rocha?).

I przed katedrą z ekumenicznym azjatycko-perskim przepychem można usiąść na poduszkach pod powiewającymi chorągiewkami-plakatami (trochę czuję się jak punk w dowcipie, co to nie widział wanny, bo nie chodził do kościoła, bo nie wiem, co to). I popatrzeć na ludzi wychodzących z katedry już razem (czy TŻ zasugerował Majutowi, żeby podbiegł do tego pana w garniturze i krzyknął "Tata!"? Ależ).

(Część zdjęć jest z kwietnia; więcej tu).

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek czerwca 8, 2012

Link permanentny - Kategorie: Koty, Maja, Fotografia+, Moje miasto - Tagi: murale, ostrow-tumski, srodka - Komentarzy: 5