Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Listy spod róży

Wielkopolska w weekend - Lubasz

[20.04.2014]

Trafiliśmy, po współrzędnych geograficznych. Nad drzwiami informacja, że "Mieczysław Szułdrzyński (...) dwór lubaski przez Gorayskich w 1546 jako zamek obronny wybudowany przez wojewodę kaliskiego Miaskowskiego w 1756 przebudowany w 1911 odnowili", niestety od tej pory chyba wielu zmian nie było, mimo że pałac w "rękach prywatnych". Dookoła zaniedbany park i konieczna tabliczka z informacją, że Wstęp Bron. Więc tylko zrobiliśmy rundkę dookoła. Szkoda, bo ma potencjał.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 20, 2014

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ - Tagi: lubasz, polska - Skomentuj



Centrum Nauki Kopernik

[9.03.2014]

Dawno temu, w czasach przed pojawieniem się Majuta, wybraliśmy się któregoś weekendu do Amsterdamu, a tam do NEMO. Okazuje się, że dokładnie tak samo zostało zorganizowane warszawskie Centrum Nauki Kopernik. Wyjątkowo trafiliśmy na pierwszy należycie wiosennie ciepły weekend i wszyscy poszli do parku, a my - bez kolejek - odkryć świat nauki. Majut najzacieklej interesował się hydrologią, na tyle intensywnie, że sukienka się absolutnie zużyła podczas podnoszenia piłeczek śrubą Archimedesa. Ja jestem absolutną fanką magnetyzmu, gdzie drobne druciki i kulki przyciągają się w sposób losowy, mogę stać i patrzeć godzinami. Wiadomo, w wieku lat 4 i 1/2 nie ma specjalnie opcji, żeby wyjaśnić wszystkie zjawiska, które stoją za poszczególnymi "eksponatami", ale przez ponad 2 godziny obejrzeliśmy może 1/3 całego kompleksu. Warto, bez względu na wiek.

Czego nie rozumiem - na górze jest taras widokowy. Świetnie. Tylko czemu CAŁE szyby są pokryte czerwonymi, gęsto umieszczonymi kropkami, które cudownie zabezpieczają przed robieniem zdjęć? Druga sprawa - nie ma parkingu. Parkuje się na okolicznych ulicach, na których niespecjalnie jest miejsce. Słabe.

PS Tuż obok obłędnie piękne Powiśle, rzut oka na fantastyczne ruiny (kto mnie zabierze na #urbex?), niestety młodzież odmawiała dalszej aktywności. Czy widzę las rąk tych, którzy następnym razem wezmą mnie trasą po warszawskiej starówce?

Tl;dr: do Kopernika jedzie się na Wybrzeże Kościuszkowskie 20, warto wziąć ubranie na zmianę.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek marca 13, 2014

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: warszawa, polska - Komentarzy: 2


O tym, że są już stokrotki

[8-9.03.2014]

Tym razem zawiało wiosną i pojechaliśmy do Warszawy, głównie w celu poznania najmłodszego w rodzinie, który się wykluł zimą. Fajnie jest patrzeć na młodych rodziców, którzy jeszcze nie dosypiają, ale już mają w oczach to przekonanie, że wchodzą w przygodę z małym człowiekiem.

Słoneczny niedziela rozpoczęła się od śniadania w parku. A. zaprowadziła nas do uroczej kawiarenki "Central Park" [2020 - link nieaktualny] przy parku Morskie Oko, gdzie na dżinsowych kanapach można wypić świeżo wyciskany sok, zjeść obłędnie dobry chleb z dziurami czy naleśnik wedle uważania. Wedle uważania, bo na wieść o tym, że ciasto zawiera mak i skórkę pomarańczową pani kierowniczka wydęła swe różowe usteczka, albowiem jak to tak. I okazuje się, że nie ma problemu ze specjalnym życzeniem widowni, żeby przygotować dodatkowo zwykłe ciasto. Lubię. W parku opodal pan kąpał nowofundlanda, który jednak poza grzecznościowym zanurzeniem po patyk nie był bardzo chętny, za to opryskał dzielnie całą okolicę. I były stokrotki.

Chociaż trudno było wybrać, bo i deszczownica w kabinie prysznicowej, zabawa papierową kulką z kotem Pyzą i tulipan na dzień kobiet (który Maj potem półtora dnia ściskał w małych łapkach, bo to mój kwiatek, wies?; absurdalnie kwiatek przeżył), to jednak, jak to mówi młodzież teraz, osomatorem wyjazdu okazała się karuzela kubełkowa.

Wersja tl;dr: mam bratanka, a śniadanie warto w "Central Parku", Belwederska 13, Warszawa.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek marca 10, 2014

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: warszawa, polska - Komentarzy: 2


O tym, że kolekcje są miłe

Najpierw kupiłam słoiczki. Chociaż nie, najpierw przywiozłam zapiaszczone muszelki z Portugalii w plastikowym pojemniku. I kupiłam pojemniki. Żeby mieć każdy kawałek plaży zamknięty w oddzielnym słoiczku. Czarny, wulkaniczny piasek z Ajuy, błyszczący jakby miał w sobie drobinki brokatu. Kawałki szkła i obłe elementy muszelek; na plaży w Caleta nie było całych, były za to drobne, gładkie kamyczki. Bogaty połów z zatoczki w Puerto del Rosario - białe muszelki wyglądające jak z porcelitu, gdziekolwiek nie postawiło się stopy, były; ten moment, kiedy już wybierasz te najładniejsze. Oraz nieco muszli profesjonalnych, zapakowanych w koszyczek w sklepie z pamiątkami. Maj wybierał, myślę, że skusiła ją ta czerwona rozgwiazdka.

Słoiczki 100 ml - Allegro (ok. 3 zł). Słoik 500 ml - Korken, IKEA. Paznokcie - pani Małgorzata.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 1, 2014

Link permanentny - Kategorie: Przydasie, Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: wyspy-kanaryjskie, hiszpania - Komentarzy: 1


Do Corralejo, a dalej promem

Pomijając pełną dramatu historię o tym, że warto wiedzieć, jak trafić do portu, to Corralejo jest uroczym miasteczkiem z typowym wakacyjnym deptakiem, pełnym sklepów z pamiątkami, obowiązkowo okazyjnymi cenowo ubraniami znanych marek i mnóstwem barów i restauracji. Nie trafiłam na plażę (a jest i jest latarnia morska, więc warto), bardziej interesował mnie port. Z portu można popłynąć (jak się nie spóźni) na Lanzarote - albo szybszym i nieco droższym Fredem Olsenem, albo - jak my - tańszym i wolniejszym Naviera Armas (akurat bardziej pasował godzinowo, ok. 100 euro za samochód i dwie i pół osoby). Znalazłam ostatnio chyba obrazek na soup.io, że starość jest wtedy, kiedy się już nie robi czegoś po raz pierwszy. Więc promem płynęłam pierwszy raz i było to dość zabawne - w ładowni samochody upakowane są ciasno, mili panowie metodą na machanego parkują i ustalają odległości[1], potem się wychodzi na pokład. Na pokładzie można zalec na sofie (chociaż z jakiegoś powodu jest zakaz leżenia) albo wyjść na otwarty pokład i popatrzeć, jak płyną fale. I zbliża się brzeg Lanzarote. Trochę kołysze, ale jak się już przezwycięży strach przed tym, że aparat wleci do wody, to jest już plaża. Tylko czasem przesuwa się poziom horyzontu (samochody bez strat, fascynująca ta technika).

[1] Wyparkowuje się na szczęście do przodu, są dwa wejścia, bardzo sprytnie.

GALERIA ZDJĘĆ - Corralejo (oraz GALERIA ZDJĘĆ pagórków między Antiguą, Betancurią i Ajuy).

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek stycznia 9, 2014

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: fuerteventura, wyspy-kanaryjskie, hiszpania - Komentarzy: 2