Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Fotografia+

Money, money, money

Nienawidzę zawodzić. A przez pazernego sprzedawcę z Allegra, który po trzech dniach milczenia oznajmił, że wprawdzie sanki miały być od zaraz, ale będą za 10 dni (nie precyzując, od kiedy liczy i czy chodzi o normalne, czy robocze), mogę dziecko powozić w miednicy. Więc zamiast opowieści o tym, jak to poszłam z dzieckiem na sanki, pokażę[1] produkt zastępczy z czasów, kiedy ludzie sprzedawali to, co mieli, a nie to, co mieli mieć (a że był to rok chyba 1989, to mieli niewiele). Czytałam sobie wtedy uroczy kryminał Grodzickiego o mordercy na statku, posługującym się trucizną i szczurami z ładowni. Pojawiała się tam urocza młoda kobieta, zdaje się o imieniu Janet, podzwaniająca bransoletką zrobioną z obiegowych monet. Byłam dziewczęciem przedsiębiorczym i zgromadziłam małe stadko monet[2] (a łatwo nie było, bo jak wspomniałam, był rok 1989) i z pomocą taty, który wywiercił w monetach otworki, zrobiłam sobie przeraźliwie brzęczące cudo, którym irytowałam nauczycieli w szkole, bo miałam fantazję nie zdejmować. A teraz, 21 lat później, nie chce mi się iść do sklepu po sanki.

[1] Tak sobie ponownie zużytkuję zdjęcia zrobione na potrzeby serwisu z ładnymi rzeczami.

[2] To zabawne, jak na takim drobiazgu widać upływ czasu. Mam monety z krajów, których nie ma (10 dinarów z Socjalistycznej Federacyjnej Republiki Jugosławii na przykład), monety z krajów, w których jest już euro (zamiast na przykład półfranków francuskich, belgijskich centów czy austriackich groszy) czy monety, które i dziś są egzotyczne (faliste egipskie 5 millemes). Teraz mogłabym zrobić bransoletkę z eurocentów z poszczególnych krajów. Chyba dorzucę współczesną monetkę jednogroszową, bo za kolejne 21 lat może już ich nie być, tak jak nie ma starej jednogroszówki, którą uznałam za zbyt oczywistą, żeby nosić na nadgarstku.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa grudnia 1, 2010

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Komentarzy: 7


Złuda

Przez zmierzch zapadający w porze obiadu mam poczucie przemieszczania się po świecie nocą, mimo że jest w okolicach 18, czyli jakby nie było środek popołudnia. Sklepy otwarte, przez ulicę przechodzą piesi, tramwaje iskrzą i dzwonią na zakrętach. Powietrze pachnie mrozem. Piernikowa latte i maślane ciasteczka z imbirowym lukrem to taki prezent dla mnie samej już prawie świąteczny, zwłaszcza że z sali obok w Sweet Surrender dobiegało głośne "Jingle Bells". A potem musiałam przejść 500 metrów i zmarzłam jak nie wiem, przewiał mnie lodowaty, zacinający śniegiem wiatr. Nie lubię. I nawet historyjki o tym, że Hobbit to taki przedwstęp do "Władcy pierścieni", bo tam wszystko wyjaśniają oraz gdzie można pojechać na taką wiejską imprezę, ale fajną, bo nie dostaje się po ryju, mnie nie cieszą.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek listopada 29, 2010

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto, Projekt Jeżyce - Komentarzy: 5


Zima wersja demo

Uwielbiam zimę. Białą, gładką, iskrzącą się w promieniach słońca (nie dziś, ale) kołderkę, przykrywającą bezlistne gałęzie, zimozielone krzewy i jeszcze przed chwilą szare chodniki. Żeby nie trzymać Was dłużej w przekonaniu, że poślizgnęłam się na zamrożonym śniegu i uderzyłam w głowę, co wywołało u mnie amnezję i trwałe zmiany w mózgu, spieszę donieść, że uwielbiam zimę tak z jeden dzień, góra dwa. A już zwłaszcza, jak zima przypada w weekend. Pierwsze rzucanie się śnieżkami, śnieżne koniczynki na szczytach liści, oszronione gałązki i puchatą pokrywę na samochodach. Biel pozwalającą na mniejsze ISO i większą wartość przesłony w aparacie. Jazdę ciemniejącą aleją między srebrno-białymi smukłymi sylwetkami drzew, oświetlanych pomarańczowym sodowym światłem, nawet z tą smutną konstatacją, że nie umiem robić takich zdjęć w półmroku. Ten pierwszy dzień zimy to takie zakochanie, świeże, czyste i wzruszające. A potem już jest tylko gorzej. Tego "potem" serdecznie nie cierpię. Stąd zgłaszam się z uprzejmą petycją, żeby już była wiosna. Zima zaliczona. Starczy. Do-wi-dze-nia.

GALERIA ZDJĘĆ.

PS Kupiłam sanki.

[Tekst "Zima w wersji demo" ukazał się w Magazynie Business&Beauty, luty 2011].

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 27, 2010

Link permanentny - Kategorie: Przeczytali mnie, Fotografia+ - Komentarzy: 3


Dzień przed dniem wolnym

Tak na przyszłość, bo znowu zapomnę. To nie tak, że wszystko jest zamknięte w niedzielę, bo nie jest. Wszystko prawie jest zamknięte w przeddzień święta, szczególnie jeśli święto przypada zaraz po weekendzie i zdecydowanie nie warto myśleć, że można cokolwiek. I tak 31 października, teoretycznie w zwykłą handlową niedzielę, zabrałam rodzinę na śniadanie w mieście. Potem już tylko plułam sobie w brodę, bo odbijaliśmy się od drzwi do drzwi, a wszystkie były zamknięte, o czym radośnie informowały karteczki, że nieczynne bo. Ale ja nie o tym. Dzięki temu snuciu się po rzadko odwiedzanych rejonach, odkryłam pełną pubów i urokliwych bram uliczkę Nowowiejskiego. W pubach nie bywam, ale poczułam się przez chwilę bardziej obywatelką świata, kiedy pod numerem ósmym, w kamienicy z 1896 roku, odkryłam Honorowy Konsulat Królestwa Niderlandów. Z Wikipedii wynika, że to już trzecia lokalizacja konsulatu - wcześniejsze mieściły się na Gwarnej i na 27. Grudnia.

Rzadko kiedy oryginalne malunki dożywają takiego wieku w dobrym stanie (jasne, na pewno były przemalowane wielokrotnie, ale dobrze świadczy to, że jeszcze je widać). A takich miejsc jest więcej, nie tylko na Nowowiejskiego. Tym bardziej nienawidzę tego, co dzieje się za oknem, bo i ze względu na obleśną pogodę, i ze względu na inne względy, nie mogę z notesikiem, w którym wynotowuję sobie drobne poznańskie secesyjne zabytki, udać się na jedną z wielu mikrowypraw. Na razie pozostaje mi kubek herbaty "Paris", album "Secesja w Poznaniu" i przyjaciel mój, Upsarin.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa listopada 24, 2010

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 9


Here kitty kitty

Ciężko dostać ładnego miękkiego kotka. O pieska łatwo, o misia - wiadomo, ba, nawet idzie znaleźć fantastyczną ośmiornicę. Okazuje się, że śliczne kotki (w dodatku w paski!) robi firma MUJI, a ciocia I. przywozi takiego kotka Majowi.

(W zasadzie to Maj ma za dużo pluszaków, może by dała jednego mi? Hm.)

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 21, 2010

Link permanentny - Kategorie: Przydasie, Fotografia+ - Komentarzy: 5


Ciemność widzę

Kiedyś, w czasach bujnej młodości, stylizowałam się na Mrok. Przez duże M. Szczęśliwie nie było wtedy emo, screamo i tego całego sztafażu, że się siada w kątku i płacze (głównie przez mega idiotyczną fryzurę, taką jak wszyscy w szkole), bo pewnie bym słuchała i siedziała w kątku. W międzyczasie trochę dojrzałam i przestałam lubić ciemność. Nawet spać wolę w środku dnia, na słoneczku. Tak mnie naszło dzisiaj, jak wracałam z tej gorszej części wsi[1] o godzinie 16:45, wlokąc się przez noc, z rzadka rozświetlaną latarniami. Że nie lubię. Wolę czyste niebo, które przeradza się w kolorowy zachód słońca i widok małego świata w kroplach wody na czubkach igieł sosny czy małe tęcze na zauważonej dzisiaj kryształowej pokrywce od cukiernicy nonszalancko położonej na hydrancie.

GALERIA ZDJĘĆ.

[1] Bo jak chyba wszystkie miejsca na świecie[2], wieś moja jest podzielona na część właściwą, w której mieszkam i część za uczęszczaną drogą krajową, gdzie wprawdzie fajny sklep z mięsem[3] i fajny warzywniak oraz jedyny we wsi większy sklep ogólnospożywczy (nie liczę Biedronki), ale przechodzi się wzdłuż nieustającego ruchu samochodowego po niezdecydowanym pożal-się-bogini chodniku-ścieżce-rowerowej za pieniądze z Unii oraz przez mega skrzyżowanie, gdzie na światłach się czeka koło 7 minut czasem, więc - co zrozumiałe - chodzić tam nie lubię.

[2] Moje rodzinne miasto było podzielone na miasto właściwe i Zawiśle, które - jak sama nazwa wskazuje - było za Wisłą, miasto TŻ - na miasto właściwe i "za torami".

[3] A zaprawdę powiadam wam, naprędce sklecona ze świeżej cielęciny, czerwonej cebuli, ziemniaków, oliwy i tymianku pieczeń wyszła co najmniej przyzwoicie.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek listopada 15, 2010

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 3