Więcej o
Czytam
Wyjątkowo wyszła mi kolejność odwrotna - najpierw obejrzałam ekranizację, potem przeczytałam książkę. I wyjątkowo nie zgodzę się z kozą - film mi się bardziej. Może kwestia uwspółcześnienia? Technika komputerowa się dość szybko starzeje, książka o tym, że w dziwnych komputerach to mało kto się wyznaje, nawet w mitycznej centrali policji i bez błyskotliwego hakera nic się nie da z tymi krzaczkami zrobić (ale zdaję sobie sprawę, jak wygląda praca policji w PL, tak ;-)). Film wyprano trochę ze smętnych kawałków o wzorkach przelatujących po ekranie i skupiono się na akcji - najpierw na morderstwie taksówkarza, którego dokonały dwie nastolatki, potem na kradzieżach ciał i wreszcie o wielkim spisku, który się za tym kryje.
Niestety, im dalej w kolejne tomy, tym Wallander jest bardziej samotny, zgorzkniały i smutny. Wprawdzie na początku wydaje się być bardziej pogodzony ze światem, ale życie dokopuje mu na każdym kroku - dalej nie może się pogodzić z kierunkiem, w jaki zmierza świat, ze śmiercią ojca i przyjaciół, z samotnością i odpowiedzialnością, jaka ciąży na nim na każdym kroku, w każdym śledztwie. Motywem przewodnim tej książki mogłoby być "a może by tak rzucić to wszystko i pojechać do Sudanu?", a Wallander mógłby się nazywać Wallenrod, bo za tyleż cierpi. Nie zmienia to faktu, że każda historia to wizyta u starego przyjaciela, który musi opowiedzieć, co go boli, żeby na ostatnich stronach popatrzeć nieco bardziej optymistycznie na świat, bo dobro zwyciężyło.
Inne tego autora tutaj.
#7
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 28, 2009
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2009, panowie, kryminal
- Komentarzy: 2
Rzecz się dzieje dookoła placu Grunwaldzkiego w Szczecinie (co już jest nietypowe jak na kryminał, bo zwykle jest to Warszawa i Pałac Mostowskich). W jednej ze starych kamienic podczas kradzieży (i to niebagatelnej, bo pieniędzy ze sprzedaży volkswagena) zostaje zamordowana matka właścicielki, która przyszła jej zrobić zakupy. Milicja, mimo posiadania tzw. nowoczesnego aparatu, zabiera się do śledztwa jak pies do jeża i bez pomocy pewnej uczynnej studentki medycyny niewiele osiąga. Szczęśliwie studentka jest chętna i mimo wielokrotnego obrażania jej inteligencji przez porucznika (co oczywiście owocuje gorącym uczuciem w myśl przysłowia, że kto się lubi itd.), dodaje do śledztwa elementu kobiecego. Mężczyźni są zbyt prości, żeby wpaść na to, że kobieta po przyjściu z zakupów wypakowuje masło i mrożonego kurczaka do lodówki, a nie malowniczo rozkłada to na stole, czekając, aż kurczak zacznie chodzić, co w znaczący sposób zmienia tor śledztwa.
Cytat dnia:
(...) Przedtem i potem spełniał już ściśle rozkazy przełożonej (...).
- Przełożonej?
- Jak pan woli, może pan ją nazwać żoną. To właściwie nieistotna różnica. W każdym dobrym małżeństwie żona jest przełożoną swojego męża.
- No, wie pani! - obruszył się porucznik.
- Poznać, że pan jest kawalerem i pewnym spraw zupełnie nie rozumie.
Inne tego autora:
#6
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 1, 2009
Link permanentny -
Tagi:
panowie, kryminal, 2009, prl -
Kategoria:
Czytam
- Komentarzy: 6
K. chichotała trochę ze mnie, że robię w notesiku (w kotki, od siwej) notatki. Bo robię, czasem ewoluują w notki, czasem zawierają listę zakupową i wymiary nowej komody, a czasem nic się z nimi nie dzieje. Bohaterowie "Zapisywaczy" Viewegha kompulsywnie zapisują. Każdy rozdział to kawałek historii opowiadanej na zmianę przez ojca - dawniej socjalistycznego, teraz NATO-wskiego wojskowego po rozwodzie, córkę - 28-letnią Renatę, prowadzącą w telewizji program o dewiantach seksualnych i syna, który głównie siedzi pod stołem, zapisuje wszystko, co dzieje się dookoła (a dodatkowo ma doskonałe możliwości obserwowania tego, co kobiety siedzące przy stole mają pod spódnicami).
Historie opisywane przez syna zostały wydane, co na równi z wizytą w programie siostry przysparza mu mnóstwo fanek, które chętnie zajrzą pod stół i wrzucą ekscentrycznemu literatowi numer telefonu z obietnicą upojnych chwil. Ojciec na prośbę córki spisuje to, co pamięta z jej dzieciństwa, bo po rozwodzie córka została z matką i widywał się z nią tylko w niektóre weekendy i wakacje. Córka opowiada o swoim dojrzewaniu z ojcem, o pierwszych chłopakach, których przyprowadzała do domu i dojrzewaniu do związku z dorosłym mężczyzną po przejściach.
Każdy w rodzinie jest zwichrowany i nie do końca poskładany. Podobnie historia - trzeba sobie poskładać z kawałków (dla mniej spostrzegawczych rozdziały oznaczone są ikonkami, oznaczającymi płeć bohaterów). Czasem nie wiadomo, czy to, co w zapiskach się pojawia, dzieje się naprawdę, czy jest tylko projekcją któregoś z pisarzy (a może i autora? Viewegh lubi opisywać siebie jako jednego z bohaterów).
Inne tego autora: tu.
#5
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 8, 2009
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2009, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
To taka najjaśniejsza i najpozytywniejsza ze wszystkich książek o Dolinie. Nie ma prawdziwych niebezpieczeństw - czarodziejski kapelusz, działający wprawdzie niespodziewanie, ma działanie odwracalne i przydaje się do przekupienia Buki. Buka nie jest straszna (jak w "Tatusiu Muminka i morzu"), tylko samotna i zziębnięta, a do tego bardzo rozsądna i dająca się przekupić. Przerażający czarnoksiężnik z czarną panterą wygląda na złego, ale mimo posiadania wielkiej mocy nie używa jej do szkodzenia nikomu, a wręcz przeciwnie. W dzieciństwie to właśnie była moja ulubiona książka o lecie - dom z drabinką sznurową, hamak w ogrodzie, gąszcz egzotycznych roślin, wyprawa łódką na wyspę, szukanie skarbów i leniwe leżenie na pomoście, a na końcu wielki całonocny festyn z fajerwerkami i naleśnikami. Teraz wprawdzie czuję się bardziej jak Mama Muminka z torebką i nieustającą chętką na drzemkę popołudniową, ale mam cały czas w środku to poczucie, że jeszcze przede mną trochę takich letnich dni.
Inne tej autorki:
#4
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lutego 5, 2009
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2009, dla-dzieci, panie
- Komentarzy: 4
Co jakiś czas wracam do tej książki, żeby zrozumieć, czemu. I czasem rozumiem bardziej, czasem mniej. Sama w sobie historia nie jest niczym specjalnym - tornado przenosi domek z małą Dorotką i jej pieskiem Toto z TeksasuKansas[2] do dziwacznej, kolorowej krainy. Żeby wrócić do domu, Dorota szuka czarnoksiężnika, pokonuje złe czarownice i zdobywa przyjaciół - Żelaznego Drwala, który chciał mieć serce, Stracha na wróble, który poszukiwał rozumu i Tchórzliwego Lwa, który chciał tego, czego mu brakowało. I pewnie umyka mi wielowarstwowość tego, bo dalej to dla mnie barwna historia dla dzieci[1]. Czemu jednak wracam i chcę zrozumieć? Bo fascynuje mnie to, co dzięki tej książce się pojawiło.
Zachwycona byłam jednym z odcinków "Scrubs" ("My Way Home"), w którym Janitor namalował na podłodze szpitala linie, mające pomóc znaleźć różne elementy szpitala. Żółta linia prowadziła do wyjścia. Carla szukała odwagi, Turk serca (do przeszczepu), Elliot - wiedzy (pozwalającej jej iść na konferencję), a J.D. chciał tylko iść do domu po skończonym dyżurze (i J.D. w wannie w różowym ręczniku na głowie słuchający Toto).
Uwielbiam też teorię, która mówi o tym, co będzie, jeśli się jednocześnie z trzecim ryknięciem MGM-owego lwa na filmie (w wersji z Judy Garland, a nie z Michaelem Jacksonem) puści się płytę Pink Floyd "Dark Side of the Moon". Ależ oczywiście, że zdarzyło mi się współuczestniczyć i wprawdzie nie wyłapałam tej obiecywanej setki związków między muzyką i filmem, ale i tak było to dość niezapomniane doświadczenie. Więcej.
[1] Bardziej chyba lubię dość cyniczne w wymowie "W Krainie Czarnoksiężnika Oza", o Tipie, krnąbrnym chłopcu wychowywanym przez złą czarownicę, który ożywił figurkę z głową z dyni i kilka innych rzeczy, uczestniczył w walce z kobiecą rebelią (bo kobietom znudziło się w domach i chciały popróbować męskiego życia), a na końcu wyszedł na ludzi przez to, że nie był grzeczny.
[2] Ta, może jeszcze ze Strażnikiem z Teksasu.
#3
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lutego 3, 2009
Link permanentny -
Kategorie:
Czytam, Oglądam, Seriale -
Tagi:
2009, dla-dzieci, panowie
- Komentarzy: 5
Nastawiłam się na więcej niż dostałam, niestety. Spodziewałam się soczystych szczególików z planów filmów i seriali Barei, podanych w miarę strawnie i ciekawie. Owszem, książka zawiera wiele wcześniej nieznanych mi detali, sporo zdjęć, historię życia i twórczości pana Stanisława, ale całość jest mocno taka sobie - chaotyczna, ze skokami w historii w przód i w tył, skupiona głównie na filmach. "Zmiennicy" i najbardziej pocięte "Alternatywy" potraktowane są mocno po łebkach, a wszystko, co ciekawe, pojawiło się już kiedyś w artykule Wojciecha Staszewskiego [2020 - link nieaktualny]. Szkoda, bo potencjał był. Zmęczyłam się czytając, a zirytowałam dwiema rzeczami - część końcowa to głównie opisywanie absurdów współczesnych i wymyślanie, jakby na to Bareja zareagował (dziękuję, ale mamy już Internet) oraz zestaw peanów nad powstającym właśnie hołdem, czyli "Rysiem". Naprawdę naiwnie zakładam, że szanowny autor napisał to bez obejrzenia filmu, tylko na podstawie jakiejś wersji scenariusza, bo jeśli taki tekst powstał po filmie, to mi się nie skleja. Poziomem.
#2
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 18, 2009
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2008, biografia, panowie
- Skomentuj