Więcej o
Czytam
W międzyczasie przeczytałam ponad 10 kolejnych tomów, ale zaniedbałam haniebnie notowanie tego, bo albo mogłam kopiować notki z okładki, albo jechać schematem "Kot Koko naprowadza Qwillerana na mordercę, zrzucając książkę". Więc mi się nie chciało. Ale ta konkretna osłabiła mnie głupotą bohatera, niesklejonym wątkiem uzasadniającym tytuł i wpychaniem w książkę elementów edukacyjnych. W Pickax z okazji obchodów 150-lecia miasta Qwill przygotowuje słuchowisko w stylu Wojny Światów o wielkim sztormie z 1913 roku, humor psują mu dwa morderstwa, z czego jedno na jego plaży. Wykrywa, kto zabił, zimnokrwisty morderca przychodzi do jego ogrodowej altany, a ten baran zostawia go z kotem Koko i idzie dzwonić po prawnika, po czym słyszy strzał i dopiero teraz wpada w panikę, że morderca zastrzelił mu kota. Naprawdę, jak na błyskotliwego detektywa-amatora, który rozwiązał 25 spraw, logika porażająca.
Tytułowe indyki nie mają żadnego związku z akcją powiastki, bo powieścią nazwać tego nie można, ot - podobno wyginęły, a przechodzą przez ogród felietonisty. Dodatkowo treść jest rozepchana zacytowanymi dwiema historyjkami, napisanymi przez Qwilla i całą treścią spektaklu o Wielkim Sztormie. Owszem, to literatura łatwa, przyjemna i tania, typowo dla zabicia czasu w autobusie czy na brzegu piaskownicy, ale słabo. Coraz słabiej.
Z zalet - na końcu książeczki dwa przepisy - na magicznego tosta z kiszoną kapustą, serem i pieczenią oraz na ciasteczka z melasą. Pewnie dobre, acz pierwszy przepis zaczyna się od tego, że jedną kromkę chleba smarujemy z obu stron. Jakoś mnie to rozbawiło.
Inne tej autorki tutaj.
#35
Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 25, 2011
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2011, kryminal, panie
- Komentarzy: 1
Połączenie dwóch rzeczy czasem przynosi wartość dodaną, ale nie zawsze (nie, nie padnie tu modne słowo, ale i tak wiecie, do czego aluzja). Tak niestety jest z książkami Böcklera - to połączenie słabego kryminału i przewodnika po regionie. Umiera sędziwa Otylia Barkow i w pozostawia w spadku swój niebagatelny majątek wnukom - snobującemu się handlarzowi wina, Rudolfowi oraz lekkoduchowi zajmującemu się fotografią mody, Markowi. Rudolf nie dostaje prawie nic, a Mark - willę nad jeziorem Garda, 4,5 miliona marek niemieckich i lokatorkę, piękną przewodniczkę po Wenecji - Laurę. Niedługo potem ktoś porywa Marka i żąda okupu w wysokości odziedziczonego majątku.
I wszystko byłoby ok, gdyby nie była to nieco egzotyczniejsza i bardziej rozerotyzowana wersja przygód Pana Samochodzika. Jeździmy, spacerujemy i jemy z bohaterami w Wenecji i okolicach, słuchając szczegółowych wykładów Laury o weneckich zabytkach, czytając rys historyczny miast, willi, kurortów i winnic oraz poznając biografie znanych ludzi, którzy się o te miejsca otarli. I owszem, klimat magicznej Wenecji czuć, ale widać ślady kleju, którym jest sklejony z fabułą. 1/4 książki to dodatek zawierający alfabetyczną listę ciekawostek - miejscowości, zabytków, postaci historycznych i przepisów kulinarnych. Mój zmysł porządku burzy się na widok skorowidza, w którym obok siebie znajduje się notka o biegu rzeki Pad, przepis na polentę i pole golfowe Pra' delle Torri.
#34 (mam jeszcze dwie tego autora, ale chyba sobie podaruję).
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek maja 20, 2011
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2011, kryminal, panowie
- Skomentuj
Któreś z kolei czytanie nieco rozczarowuje. Nie w warstwie językowej czy w kreacji postaci, ale widać, że fabuła klejona była trochę na kolanie. Śmierć zostaje odwołany ze stanowiska w trybie nagłym, albowiem Audytorzy i nadzorujący ich Azrael uznali, że Śmierć stał się zbyt ludzki. Jak to w dużych organizacjach bywa, wymówienie wręcza się szybko, tylko potem się okazuje, że nie jest łatwo znaleźć zastępstwo, więc przez jakiś - zwykle dłuższy czas - panuje rozgardiasz i bezhołowie. W Świecie Dysku wzbiera siła życiowa, a magowie i spora grupa bardziej magicznych stworzeń przestaje umierać. I z jednej strony emerytowany Śmierć podejmuje tradycyjną akcję żniwną na farmie panny Flitworth, a z drugiej nieumarły mag Windle Poons z gromadą przedziwnych stworzeń - nieśmiałym banshee, strachem, parą nietypowych wilkołaków, Bibliotekarzem i chyba najbardziej przerażającą panią Cake - usiłują rozprawić się z rozpasaną siłą życiową.
Tom sponsoruje hasło "Dumny, bo z trumny". Przyjemne jest to, że widać zarys przyszłych bohaterów - Casanundy, drugiego najlepszego kochanka na Dysku, zombiego Reg Shoe czy pierwowzoru Anguy - Ludmiły.
Inne tego autora.
#33, czytam, bo pożyczałam P. (jeszcze innemu P.) i mi się pałętało po torbie, a jak już zaczęłam, to wiadomo.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek maja 20, 2011
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2011, panowie, sf-f
- Skomentuj
Z przykrością muszę stwierdzić, że jak uważam, że Laurie jest świetnym aktorem, tak pisarzem - niekoniecznie. Sensacyjna historia o eks-żołnierzu Gwardii Szkockiej, wplątanym w międzynarodową intrygę bogatych ludzi, handlujących bronią i nie wahających się w obronie własnych interesów sprzątnąć kilka bądź kilkanaście niewygodnych osób, jeśli im to tylko przyniesie odpowiedni profit, przypomina w klimacie historie o Bondzie, Jamesie Bondzie i zapewne świetnie da się zekranizować, ale czytanie jej męczy. Mam taki problem ze wszystkimi książkami pisanymi pod Hollywood, pod które można podczas czytania podstawić sobie głosy aktorów z potencjalnej obsady. To się sprzeda, bo Thomas Lang, najemnik z niewyparzoną gębą, przyciągnie do kin panie, z kolei panowie dostaną kilka pokazów jazdy na szybkim motocyklu, sporo bijatyk, zaawansowany technologicznie śmigłowiec oraz trzy piękne panie - córkę bogatego przemysłowca, uroczą pracownicę galerii sztuki i egzotyczną terrorystkę, co to nie zawsze nosi majtki, jeśli wiecie, co chcę powiedzieć.
#32
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 14, 2011
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2011, kryminal, panowie
- Skomentuj
Poprzednio węgierski pisarz i podróżnik kupował dom we Włoszech, zaprzyjaźniał się z sąsiadami, jadł i pił i oglądał skąpane we włoskim słońcu krajobrazy. Teraz zdecydował się kupić zrujnowane opactwo wraz z przynależną do niego winnicą, wyremontować średniowieczne domostwo (i to jeszcze tak, żeby wyglądało odpowiednio staro) oraz zapuścić kilka szczepów winorośli i produkować doskonałe wino. Sądząc z umieszczonych na końcu książki recenzji z prasy fachowej - udało się.
Jest sielsko i zabawnie - fachowcy remontujący hacjendę to mili, różnorodni i pracowici ludzie, zdarza się mała demolka traktorem czy złe rozplanowanie, ale wszyscy się lubią i jedzą sobie wspólnie toskańskie specjały (lista kilku dość rozbudowanych przepisów na końcu książki). Máté ciepło i często autoironicznie opowiada o tym, że tworzenie od podstaw winnicy, planowanie zakupów, wybór szczepów winorośli, sadzenie, podlewanie i winobranie to ciężki kawałek chleba, ale warto. Mimo poczucia pewnego chaosu w opisywanej historii, dygresyjności, wplatania opowieści o rzeczach codziennych, znajomych i rzeczach przypadkowych, przez co książka robi wrażenie zbeletryzowanych notatek z życia, a nie przemyślanej powieści, zostawia takie miłe ciepełko po przeczytaniu.
I jak ostatnio narzekałam na tłumaczenia, tak ta jest przetłumaczona świetnie, z żywym językiem, zgrabnymi frazami i zwyczajnie gładko.
Inne tego autora:
#31
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 14, 2011
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2011, panowie, podroze
- Skomentuj
Bardzo Tajemnicze Stowarzyszenie sprowadza do Ankh Morpork najpierw smoka, a potem zaginionego następcę tronu, który smoka pokonuje i wszyscy mają udział w zyskach (poza Patrycjuszem Vetinarim, który ląduje w lochu). Kapitan Vimes ze Straży Nocnej ma jednak pewne wątpliwości, więc z pomocą lokalnej hodowczyni smoków - lady Ramkin, Marchewy - świeżo zwerbowanego do Straży nadmiernie wyrośniętego krasnoluda i ochotnika - bibliotekarza z Niewidzialnego Uniwersytetu szuka śladów przestępstwa.
Pierwsza część z cyklu o Straży Nocnej wprowadza barwnych bohaterów - wiecznie skacowanego bądź malowniczo pijanego kapitana Vimesa, dociekliwego, inteligentnego i ideowego śledczego, który nie ugina się pod naciskami i potrafi powiedzieć "zamknij się" do Patrycjusza, kiedy tego wymaga sprawa. Sierżant Colon jest okrągłym, leniwym i zachowawczym mieszczaninem, typowym obywatelem Ankh. A kapral Nobby jest wprawdzie wzrostu mikrego, ale nadrabia bujną osobowością, głębią przemyśleń i sprytem, zwłaszcza jak przestępca leży, bo wtedy bezpieczniej kopać. Marchewa to zaczątek dywersyfikacji gatunkowej w Straży - dobrze zbudowany młodzieniec, wychowany przez krasnoludów i mimo gabarytów czujący się krasnoludem, dość literalnie pojmuje świat i przepisy, a dodatkowo może służyć jako jednoosobowa bojówka z toporem.
Odlepiając cały dyskowy sztafaż, mamy nagle moralitet o rządzeniu, o manipulacji społeczeństwem w celu uzyskania władzy, narzucania ograniczeń, które - chociaż absurdalne (bo jednak nawet w Ankh zjadanie dziewic przez smoka nie jest specjalnie akceptowalne) - dają się wprowadzić, kiedy ludzie postrzegają je jako mniejsze zło i konieczny kompromis. I krótki poradnik władcy, który wyjaśnia, po której stronie drzwi powinien być rygiel.
Inne książki tego autora:
Cykl "Długa Ziemia" ze Stephenem Baxterem
Ekranizacje:
#30 (mimo że czytam chyba po raz czwarty albo piąty).
Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 4, 2011
Link permanentny -
Tagi:
panowie, sf-f, 2011 -
Kategoria:
Czytam
- Komentarzy: 3