Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Czytam

Bernhard Schlink - Lektor

Niemcy, lata 50. Piętnastoletni Michael źle się czuje, wymiotuje na ulicy, pomaga mu przypadkowo spotkana pani Schmitz. Po długiej chorobie Michael idzie z kwiatami podziękować za pomoc i zupełnym przypadkiem (“i tak kilkanaście razy”) nawiązuje z 36-letnią panią Schmitz, Hanną, romans. Oprócz tego, co się na schadzkach robi, Hanna prosi Michaela, żeby jej czytał na głos. Miłość trwa kilka miesięcy, po czym Hanna nagle rzuca pracę, wyprowadza się i znika. Michael długo uważa, że to była jego wina, że za mało ją kochał, za mało był jej wierny w myślach. Dorasta, wybiera studia prawnicze i 8 lat później podczas protokołowania sprawy ludobójstwa dokonanego przez strażniczki z obozu koncentracyjnego, rozpoznaje w jednej z nich Hannę. Mieszają się w jego głowie wspomnienia najpiękniejszych chwil życia (Hanna zakładająca pończochy) z suchą relacją ocalałych świadków, opisujących zachowanie strażniczek obozowych. W trakcie procesu Michael odkrywa, że Hanna jest analfabetką, co może być okolicznością łagodzącą; po rozmowie z ojcem-filozofem nie mówi jednak o tym obrońcy Hanny, która zostaje skazana na dożywocie. Dręczony wyrzutami sumienia, zaczyna nagrywać na kasety czytane przez siebie książki i wysyła je Hannie do więzienia.

To książka pełna kontrastów - mieszczańskie, spokojne życie nastoletniego Michaela, dorastającego do bycia mężczyzną przy Hannie, przedstawione jest na tle Niemiec, próbujących ułożyć sobie na nowo świat po II wojnie światowej. Młodzi ludzie, urodzeni już po wojnie, budują w sobie mechanizmy, pozwalające na złożenie w spójny obraz swoich rodziców (a w przypadku Michaela, również pierwszej miłości) przez pryzmat ich działania podczas wojny.

To, co najbardziej mi utkwiło w głowie, to pytanie, zadane Michaelowi przez starszego mężczyznę: czy to nie dziwne, że akceptowalne albo przynajmniej zrozumiałe jest zabicie kogoś z zemsty, ze strachu, dla pieniędzy, z powodu miłości, na wojnie, w obronie własnej, w afekcie, ale że zbrodniarzami są pracownicy obozów koncentracyjnych (a wcześniej kaci), którzy po prostu wykonywali swoją pracę.

#40/#6

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek czerwca 13, 2019

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2019, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Terry Pratchett - Zbrojni

Trafiłam na krótką notkę o tym, jak zmienia się wymowa wczesnych książek już z perspektywy całego cyklu. Stąd wziął mi się pomysł, żeby przejść przez Pratchetta seriami, bo czemu by nie.

Całkiem zgrabna notka o “Straż! Straż!”, którą dla przypomnienia przeczytałam ponownie (książkę, ale notkę też, lubię czytać swoje notki), jest tutaj.

Początkiem “Zbrojnych” są przygotowania do ślubu Vimesa i lady Ramkin, po którym Vimes zostanie dżentelmenem, a nie byle strażnikiem; jest to wyzwanie, na które jednak nie jest gotowy. Chociaż może rzecz zaczyna się od tego, że do Nocnej Straży przyjęto trolla, krasnoluda i… kobietę (w pewnym sensie). Albo jednak początkiem wszystkiego jest miecz, z którym znaleziono małego Marchewę, a który daje asumpt zubożałemu szlachcicowi-skrytobójcy, Edwardowi d’Eath, do poszukiwania prawowitego dziedzica Ankh-Morpork. Epizodycznie pojawia się postać Leonarda z Quirmu, również w pewnym sensie przykładająca się swoim wynalazkiem do przebiegu zdarzeń. Ważne, że wszystkie nitki prowadzą do śledztwa, którego Vimesowi nie wolno przeprowadzić. I, absurdalnie, Vimes wycofuje się, pozwalając ekipie Nocnej Straży na samodzielne detektowanie.

Uśmiechnęłam się pod wąsem, czytając opinię, że ta książka jest ciężka, mimo że ma zabawne dialogi. Jak ma nie być ciężka, jeśli w trakcie ginie smok i kilka osób różnych gatunków, a wszystko dla niespecjalnie dobrze przemyślanej zmiany ustroju? Oczywiście dramatyczne wydarzenia są świetnie równoważone scenami humorystycznymi - wyższą matematyką Detrytusa, wprowadzeniem wynalazków Bezdennie Głupiego Johnsona czy zaprzysięganiem nowych rekrutów do Straży.

Inne tego autora tutaj.

#38-39

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela czerwca 9, 2019

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2019, panowie, sf-f - Skomentuj


Donna Tartt - Szczygieł

13-letni Theo zostaje zawieszony w szkole, bo złapano go w towarzystwie chłopca palącego papierosy. Zirytowana matka musi udać się do szkoły, ale wcześniej, skoro i tak już zwolniła się z pracy, idzie z synem do parku i - ponieważ łapie ich deszcz - do uwielbianego muzeum, gdzie pokazuje mu swój ukochany obraz - Szczygła Carela Fabritiusa.

Theo bardziej niż obrazem jest zainteresowany rudowłosą dziewczynką, która odwiedza muzeum ze starszym mężczyzną, dlatego zostaje przy sklepie z pamiątkami, kiedy jego matka biegnie jeszcze raz rzucić okiem na inny z ulubionych obrazów. Wybucha bomba. Kiedy Theo odzyskuje przytomność, widzi umierającego towarzysza rudowłosej, który kona przy nim, ale wcześniej każe mu wziąć swój sygnet i zanieść go pod taki a taki adres. Przerażony i spanikowany chłopiec, nie mogąc znaleźć matki ani nikogo żywego, ściąga ze ściany obraz Fabritiusa i wychodzi zupełnym przypadkiem nie zauważony z muzeum. Kiedy dowiaduje się od policji i opieki społecznej, że jego matka nie żyje, rozpoczyna sierocą wędrówkę. Ponieważ ojciec opuścił rodzinę, a dziadkowie nie chcą się nim opiekować, przygarnia go tymczasowo bogata rodzina kolegi, Balfourowie. Borykając się z poczuciem tymczasowości i nieusuwalnym przez leki i terapię strachem, Theo trafia do antykwariatu Hobbiego, wspólnika mężczyzny z sygnetem i dowiaduje się, że rudowłosa Pippa przeżyła. Mimo że wtem odnajduje się jego wyrodny ojciec (były alkoholik, lekoman i hazardzista) i zabiera go do Las Vegas, losy chłopca na trwale związują się z antykwariatem.

To byłaby świetna książka o dorastaniu i wychodzeniu z ciężkiej sytuacji życiowej, tyle że autorka na ponad 800 (kindlowych) stronach uparcie wrzuca Theo w coraz to gorsze życiowe historie, z których wychodzi nieodwracalnie zniszczony. W wieku 15 lat ma wprawdzie najlepszego przyjaciela na całe życie - Borisa, ale jest już narkomanem. Kiedy w wypadku ginie jego ojciec, chłopiec ma poczucie, że się do tego przyczynił, co nie poprawia jego stanu psychicznego. Mimo pozorów normalności w antykwariacie Hobiego, gdzie Theo ucieka po rozpadzie rodziny, wisi nad nim ciągłe niebezpieczeństwo odkrycia jego skradzionego skarbu i konsekwencje prawne. Późniejsze niezbyt uczciwe machinacje handlowe ściągają mu na głowę świat przestępczy, aż wreszcie wszystkie wątki jego życia doprowadzają do dramatu w Amsterdamie.

I jeszcze byłabym to w stanie łyknąć, wszak nie po cukierkowość i romantycznie pudrowane historie sięgam, ale książka jest absurdalnie rozdmuchana szczegółową analizą psychiki bohatera. Opisane są narkotykowe odloty, wielokrotnie powtarzające się koszmary, nie dające zapomnieć, jaki poszkodowany przez życie jest Theo, czy - co chyba najgorsze - prawie że tołstojowskie przemyślenia o konsekwencjach (zamierzonych i niezamierzonych) ludzkich akcji. Ze spokojem można by książkę dobrą redakcją odchudzić o połowę, bo fabuła na tym cierpi. Oraz główna zmyłka była tak przewidywalna (boenm mbfgnł fxenqmvbal cemrm Obelfn, n Gurb cemrm cenjvr 10 yng avr jcnqł an gb, żrol mnwemrć qb cnpmxv, cemrpubjljnarw btebzalz xbfmgrz), że autentycznie zaskoczyło mnie, ile autorce zajęło jej wskazanie.

Inne tej autorki:

#37

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek czerwca 7, 2019

Link permanentny - Tagi: panie, 2019, kryminal - Kategoria: Czytam - Komentarzy: 3


Margaret Atwood - Oryks i Derkacz / Rok potopu / MaddAddam

Świat, który znamy, się skończył. Ludzkość zginęła podczas nagłej epidemii, ocalał tylko Jimmy (nazywający się aktualnie Yetim), młody naukowiec, prowadzący ze swoim przyjacielem Glennem (używającym pseudonimu Derkacz) projekt stworzenia nowych ludzi, zmodyfikowanych genetycznie[1], aby wyeliminować to, co doprowadziło świat na skraj wyniszczenia. Derkaczanie kolorem sygnalizują gotowość do prokreacji (co eliminuje złamane serca), żywią się tylko roślinami i koprofitami, nie modyfikując swojego ekosystemu, nie mają potrzeby zorganizowania się w społeczność, mają mentalność autystycznych 6-latków, a dodatkowo po 30 latach umierają. Jimmy, jako jedyny ocalały, opiekuje się nimi, opowiada im o ich stworzycielu Derkaczu i Oryks, Tej, Która Opiekuje się Zwierzętami oraz - retrospektywnie - zdradza, w jaki sposób doszło do katastrofy.

Jimmy dorastał w świecie, powoli dochodzącym do krawędzi zagłady ekologicznej, podzielonym i drastycznie eksploatowanym przez wielkie korporacje. Codziennie ginął jakiś gatunek zwierząt, albo kilka. Korporacje radziły sobie z tym, wytwarzając w laboratoriach nowe gatunki, krzyżując i ulepszając; skądś trzeba brać jedzenie, paliwo, zastępować to, co wyginęło z powodu zanieczyszczeń, globalnego ocieplenia i rabunkowej gospodarki. Ludzie dzielili się na tych lepszych - bogatych lub z potencjałem rozwojowym - żyjących w odizolowanych enklawach oraz resztę, mieszkającą w tzw. plebsopoliach z duża przestępczością, niską przeżywalnością i ogromną inwigilacją. Nawet ci lepsi, pracujących dla korporacji, degenerowali się, czerpiąc rozrywkę z oglądania egzekucji, snuff porno (również dziecięcego), bogato produkowanego w mniej zamożnych częściach globu. Jimmy’ego i Glenna połączył przypadek i pewne podobieństwo ich losów - matka Jimmy’ego zniknęła wraz z wynikami tajnych badań, ojciec Glenna uległ tajemniczemu wypadkowi. Po studiach Glenn wciąga Jimmy’ego do pracy we wspomnianym laboratorium genetycznym, nie wyjaśniając mu jednak celu pracy. Kiedy pojawia się Oryks, absurdalnie obecna w życiu obu mężczyzn od dawna, tworzą skomplikowany trójkąt.

Tom drugi, “Rok potopu”, dzieje się równolegle do “Oryksa i Derkacza”. Toby i Ren przeżyły epidemię, ich relacja z życia w świecie postapokaliptycznym przeplata się z historią ultra-ekologicznego ruchu Bożych Ogrodników, w którym spędziły część życia w “starym” świecie. Ogrodnicy byli weganami, żyli zgodnie z naturą (a przynajmniej na tyle, na ile zniszczony świat pozwalał), prowadzili zieloną partyzantkę, rozprowadzając te genetyczne wynalazki, które reindukowały rośliny i zwierzęta kosztem wytworów cywilizacji. Autorka nie wprowadza tu zbyt wielu nowych tropów, ale wplata w historię Jimmy’ego i Glenna ruch Ogrodników, wyjaśniając ich rolę w rozpropagowaniu epidemii. Tekst przerywany jest inwokacjami i pieśniami z bogatego kalendarza ogrodniczych świętych, co raczej stanowi element folklorystyczny niż fabularny.

Część trzecia, “MaddAddam”, dzieje się już spójnie po apokalipsie. Jimmy-Yeti, Derkaczanie, Tobi i Ren oraz ocalali Ogrodnicy budują na zgliszczach starego świata nowy porządek. Gdzieś na obrzeżach kłębią się demoniczni Paintbólowcy, zdegenerowani i pozbawieni empatii mordercy-kanibale, zagrażający pokojowo nastawionym ludziom. Opowieść Zeba, brata Adama Pierwszego, rzuca nowe światło na udział Ogrodników w epidemii. Opowieść Tobi, spisywana na papierze i w oględnej wersji przekazywana Derkaczanom jako legenda to przyczynek do stworzenia nowej kultury, sklejanej przez naiwnych post-ludzi[2].

Największą siłę rażenia ma oczywiście tom pierwszy, ale nie powiedziałabym, że pozostałe można pominąć jako zaniedbywalne. Czy człowiek rzeczywiście jest koroną stworzenia? Czy da się zacząć ludzkość od nowa, eliminując to, co ewolucyjnie było niezbędne do ekspansji? I czy warto tęsknić za światem, opartym na przemocy i krzywdzie? Na niższym poziomie jako temat maturalny można rozważyć rolę Derkacza - zbawiciela lub zbrodniarza. Oraz jak daleko, jako społeczeństwo, jesteśmy od antyutopii Atwood.

[1] Derkacz latami pracował nad mruczeniem (...) Sztuczka polegała na takim operacyjnym zmodyfikowaniu kości gnykowej i dostosowaniu unerwienia, a także adaptacji układów korowych, by nie spowodować upośledzenia mowy i artykulacji. O ile Yeti pamiętał, przeprowadzono kilka spartaczonych eksperymentów. Pewne dziecko w grupie próbnej wykazywało tendencję do porastania długimi wąsami i darcia zasłon.

[2] – Wystarczy wyeliminować jedno pokolenie – ciągnął Derkacz. – Jedno pokolenie czegokolwiek. Pszczół, drzew, mikrobów, naukowców, ludzi ze znajomością francuskiego, obojętnie. Przerwać łączność między jedną generacją a następną, i gra dobiega końca.

Inne tej autorki tutaj.

#34-36

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek czerwca 4, 2019

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2019, panie, sf-f - Skomentuj


Andrea Maria Schenkel - Dom na pustkowiu

Dziennikarka, która na bawarskiej wsi spędziła pierwsze powojenne wakacje, kilka lat później przyjeżdża, żeby napisać reportaż o drastycznym morderstwie w odosobnionym gospodarstwie Dannerów. Zbrodniarz zatłukł siekierą małżeństwo rolników, ich dorosłą córkę Barbarę, dwójkę jej dzieci (siedmiolatkę i dwulatka) oraz służącą, która tego dnia rozpoczęła pracę u rodziny. Opowieść jest zlepkiem wywiadów z mieszkańcami wsi (sąsiadami, którzy zbrodnię odkryli, wójtem, proboszczem, koleżanką małej Marianny, siostrą służącej), przeplatanych modlitwami oraz pierwszo- i trzecioosobową narracją, opisującą przygotowania do zbrodni i samo zabójstwo. Ludzie wprawdzie odżegnują się od plotek, ale chętnie opowiadają o podobno kazirodczych stosunkach starego Dannera z córką i podejrzeniach, że młodsze dziecko może być owocem takiego związku, skąpstwie starego, dewocji starej Dannerowej czy wreszcie wspominają starą sytuację z czasów wojennych, kiedy w gospodarstwie samobójstwo popełniła Polka, podobno wykorzystywana i bita przez gospodarza, o czym wiedziała cała wieść.

Książka w nieco zawoalowany sposób wyjaśnia, kto i dlaczego zabił, ale to chyba inwencja własna autorki, ponieważ kanwą dla opisanych wydarzeń jest rzeczywista historia, która wydarzyła się tuż po pierwszej wojnie światowej w miejscowości Hinterkaifeck, gdzie przestępca nie został nigdy ujawniony. Książka mnie specjalnie nie zachwyciła, nietypowa forma nie poprawia brutalności opisu i raczej reportażowego, niż powieściowego ujęcia. Zabieg stopniowego ujawniania ciemnych stron rodziny Dannerów, który miał chyba w pewnym stopniu usprawiedliwić ich śmierć (oczywiście poza dziećmi), nie trafił do mnie zupełnie.

#33/#5

Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 29, 2019

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2019, panie, kryminal - Skomentuj


Marta Rysa - Upiór w bloku. Kryminałki mieszkaniowe

Nie mam dużego doświadczenia w wynajmowaniu mieszkań, ale sprzed lat pamiętam to traumatyczne popołudnie, kiedy po wizycie w biurze wynajmu udałam się z TŻ na poznański Górczyn, żeby obejrzeć “duży, samodzielny pokój w willi z ogrodem”, w którym chcieliśmy przemieszkać pół roku między wyprowadzką z akademika a wprowadzeniem się do zakupionego mieszkania. Ostatecznie było to ponad 9 miesięcy, doliczając czas na wyjście ze stanu deweloperskiego, ale to inna historia. Wracając do wspomnianego popołudnia, willa była, ogród był, właścicielka jednak zamiast wejść do głównego budynku, zaprowadziła nas do betonowej szopy w ogrodzie, połączonej korytarzem z budynkiem właściwym. Szopa składała się z korytarzyka, z którego można było wejść do dwóch pokoi. Jeden z pokojów był już zarezerwowany, mogliśmy wybrać drugi, w którym mieściły się dwa łóżka i stół oraz okno, wychodzące na ciemnawy korytarzyk. Kuchnia i łazienka mieściła się w piwnicy willi, do której można było dojść zimnym, nieogrzewanym korytarzem, współdzielona z mieszkańcami drugiego pokoju. Zdziwienie właścicielki, że nie rzucamy się podpisywać umowy, bo to świetna okazja i ma już innych chętnych, było autentyczne, podobnie jak moje zdziwienie, jak bardzo opis pośrednika różni się od stanu zastanego. Przemieszkaliśmy gdzie indziej.

I o tym mniej więcej jest “Upiór”. Marta szuka cichego mieszkania w Warszawie lub okolicach, marnując mnóstwo czasu na odkrywanie rozjazdu między opisem a rzeczywistością oglądanych lokali. Liczenie powierzchni podłogi przy skosach rozpoczynających od wysokości metra, pleśń i grzyb zamaskowane opisem “do lekkiego odświeżenia”, meble, których lokator nie może ruszyć, egzotyczne rozwiązania estetyczne czy wreszcie nieoczekiwane sąsiedztwo. Ważniejszą jednak grupą obserwacji są te dotyczące ludzi - właścicieli i ich rodzin, pośredników czy sąsiadów. I jakkolwiek socjologiczne obserwacje narratorki są fascynujące, tak jednak nie zawsze są merytoryczne (gadatliwy pośrednik, narzekający na to, że klient wyjechał za granicę i zapłacił za rozmowę międzynarodową, kolejny, którego zsunięta skarpetka była clou historyjki, ocena egzotycznego wyglądu tej i innej osoby). Niekoniecznie.

#32

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek maja 27, 2019

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2019, beletrystyka, panie - Skomentuj